One

334 25 3
                                    

"I used to believe we were burnin' on The edge of something beautiful..."
Pierwsze tony budzika, a ja już wiedziałam, że zapowiada się okropny dzień. Dziś po raz pierwszy idę do nowej szkoły. Szkoły dla dzieci wymagających większej opieki. Tak, dobrze słyszycie. Według mojej pani doktor wymagam większej opieki. Chociaż ona to najchętniej by mnie do psychiatryka wysłała .. Dlaczego? Bo przez moją dysleksję i ADHD uważa, że jestem nawiedzona. Tak to wygląda przynajmniej.

No cóż, w każdym razie najwyższy czas się zbierać, jeżeli nie chcę się spóźnić 1 - szego dnia.Ubieram się, chwytam w biegu kanapkę, narzucam kurtkę i już jestem gotowa. Chwila.. gdzie się podział mój ojczym ?! Chyba będę musiała sama dotrzeć do szkoły.. Jak zwykle. Nigdy nie mogę na nim polegać. Dzwonię więc po taksówkę - na którą prawdopodobnie wydam moje ostatnie pieniądze z tego miesiąca - i 10 minut później jestem już pod nową szkołą. Zespół Szkół Dla Dzieci Specjalnej Troski. Niestety, dobrze trafiłam. Pierwsze co rzuca mi się w oczy po wyjściu z samochodu, to nietoperze. Niby nic w tym dziwnego, dopiero się przejaśnia, może tu spały. Ale one są wszędzie... Na dachu, na parapetach, między gałęziami pobliskich drzew, a nawet przy napisie witającym uczniów szkoły. Gdyby istniały zloty nietoperzy tak pewnie by wyglądał jeden z nich - mnóstwo wiszących w ciszy nietoperzy. Ale wątpię żeby takie złoty istniały. Musiały tu przylecieć z jakiegoś innego powodu...
-Hej! Jesteś tu nowa? - moje rozmyślania przerwała wysoka brunetka, stojąca niedaleko mnie.
-Tak. Jestem Vic.
-Megan. Pokazać ci twoją szafkę? Dyrektor zlecił mi to wielce ważne zadanie - zaśmiała się
Lubię poznawać nowe osoby, jestem raczej otwarta. Ale dziewczyna stojąca przede mną wydawała się 'lekko' onieśmielająca. Z drugiej strony, nie byłoby dobrze mieć takiego wroga, może nawet uda nam się znaleźć wspólny temat. No..zobaczymy.
- Jasne - odpowiedziałam.

Szafki właściwie łatwo było znaleźć - były dokładnie naprzeciwko sekretariatu, który też odwiedziłyśmy po drodze. W rzędzie szafek koloru khaki wyróżniała się tylko jedna, na samym środku. Biała, w dodatku jako jedyna nie była pokryta grafitti. Jakie było moje zdziwienie, kiedy Megan podeszła do niej i otworzyła ją, jak gdyby nigdy nic. Moja niestety była całkiem zwykła, jak wszystkie inne. Ale co tu się dziwić. Idę w stronę sali numer 9, gdzie ma odbyć się moja pierwsza lekcja, na którą jestem już zresztą spóźniona - geografia.
-Chris, mógłbyś wyjaśnić nam jakie chmury..
-Dzień dobry. Przepraszam, miałam problem z trafieniem do sali- Ups. Nieładnie tak kłamać. I przerywać. I spóźniać się. Nie najlepszy początek roku prawda? Chyba powinnam przestać sie dziwić, że to już moja 7. szkoła..
-Victoria Black, nieprawdaż? -nauczyciel spojrzał na mnie z nieukrywaną pogardą.
-Tak.
-Usiądź tam z tylu. Z Alanem.
Alan wyszedł z sali zaraz po tym, jak obok niego usiadłam, więc nie zdążyłam się nawet przekonać jaki on jest. Za to na historii i zajęciach wspomagających siedziałam w ławce z niejaką Nicolą Cloud, którą wydaje się być całkiem miła. Lekcje minęły zanim się obejrzałam. W momencie gdy zabrzmiał ostatni dzwonek, wszyscy poderwali się, i nie zważając na krzyki nauczyciela, wybiegli z sali. Do szafek nie dało się dotrzeć przez najbliższe kilkanaście minut, które postanowiłam przeczekać w bibliotece. Siedziałam w ciszy, rozmyślając nad nową szkołą i nad Megan, która wydawała mi się coraz mniej interesująca, gdy na mój stolik spadła bransoletka. Była koloru kości słoniowej, z muszelką na środku. Od razu mi się spodobała. A że nikogo oprócz mnie nie było w tym pomieszczeniu, uznałam więc, że prawdopodobnie spadła z regału na książki. Czyli zachowując ją - nie kradnę, teoretycznie.

Na rogu 16. Ulicy znowu zauważyłam wielkie stado nietoperzy. Nietoperze w środku dnia, w dodatku w centrum NY ? To się robi coraz bardziej dziwne. Rozważałam już dzwonienie na 911, kiedy nagle jeden z większych osobników zleciał niżej i ruszył w moją stronę. Nerwowo bawiłam się bransoletką skradzioną - albo i nie - z biblioteki i nawet nie zauważyłam kiedy przestała ona być zwykłą bansoletką. W rękach trzymałam sztylet, z nieznanego mi dotąd metalu, natomiast po zdobiącej mi wcześniej rękę bransoletce nie było śladu.
-Uciekaj! - usłyszałam krzyk
W ciągu następnych kilku sekund wydarzyło się tyle rzeczy, ze aż ciężko było mi sie połapać co sie dzieje naprawdę, a co jest jedynie wytworem mojej wyboraźni. Nietoperze rzuciły się na mnie, ja próbowałam się bronić , niestety marnie mi to wychodziło. Alan wsadził mnie na jakiegoś wielkiego konia i już chwilę później lecieliśmy nad Nowym Jorkiem zostawiając nieszczęsne nietoperze daleko z tylu. Tak, lecieliśmy, gdyż ten koń miał skrzydła i jakimś sposobem leciał nad ziemią. I pewnie gdyby nie ból przeszywający moje ramię obawiałabym się, że spadnę, jednak nie miałam do tego głowy. Po chwili poczułam jak oczy mi się zamykają, a wszystko zrobiło sie czarne..

Daughter Of OceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz