Seven (Part 1)

135 15 2
                                    

Alan's pov
Koncha, zazwyczaj ogłaszająca rozpoczęcie posiłku, tym razem zabrzmiała o wiele wcześniej. Coś jest nie w porządku - od razu przyszło mi na myśl. Szybkim krokiem udałem się więc do pawilonu jadalnego, po czym, przy swoim stoliku, czekałem co się wydarzy. Gdy tylko wszyscy zajęli swoje miejsca, Karen Ythe, która na czas nieobecności Chejrona przejęła jego obowiązki, rozpoczęła :
- Jak wiecie, Chejron nie wrócił do obozu, a wraz z nim, jedna z obozowiczek... Od dziś wprowadzamy nowe zasady, dotyczące naszego bezpieczeństwa. Ustalimy terminy, w których parami będziecie patrolować obóz, nikt nie zapuszcza się do lasu - to najważniejsze, i oczywiście, dopóki wszystko się nie wyjaśni, nikt z was nie może wrócić do domu, ze względu na niebezpieczeństwo poza obozem - oznajmiła smutnym głosem, gdy nagle podbiegł do niej jeden z satyrów. - Och...Oczywiście. Rozumiem.. - szeptali jeszcze przez chwilę, aż w końcu Karen powiedziała głośno - Jeszcze jedna obozowiczka zniknęła. Najprawdopodobniej zamierzała odnaleźć Chejrona - westchnęła.
Po całej sali rozeszły się niespokojne szepty. Zresztą, co im się dziwić. Kto byłby tak głupi...
- Victoria Black - Karen rozwiała wszystkie moje wątpliwości.
No tak. Tylko Vic byłaby do tego zdolna. Chwila.. Wschodni Klif. Pytała o niego rano. Tak.. pewnie tam się udała.

Nienawidzę pegazów. Nienawidzę ich. To najbardziej niebezpieczne stworzenia jakie znam. Prawie mnie zjadły, kiedy dosiadałem jednego z nich! Jestem cały w ich ślinie... Brr. Obrzydlistwo.
Na szczęście już prawie dolatujemy do Wschodniego Klifu, bo długo bym już z TYM CZYMŚ nie wytrzymał. Kilka minut i zwierzę już lądowało. Zsiadłem powoli z pegaza, a ten natychmiast odleciał, prychając na mnie cicho. Victorii nigdzie nie było widać, więc, wzdychając, udałem się do najbliższego domu, a raczej kawiarni, bo to nią się okazał.
Było tam tyle ludzi, że ledwo się mieścili w małym pomieszczeniu, jakim była część dla klientów.Przy jedynym stoliku przy którym były jeszcze miejsca siedziała staruszka z kotem.
- Zapraszam - odezwała się szorstkim głosem. - Przysiądź się, chłopcze.
Nie, dzięki - odpowiedziałem w myślach, jednak grzecznie usiadłem na jednym z krzeseł przy jej stoliku.
- Jesteś herosem? - spytała głośno. - Pachniesz jak heros.
Zatkało mnie. Wchodzenie tu nie było chyba najlepszym pomysłem.. No, ale trudno, trochę za późno.
- Niech pani nie mówi tak głośno - szepnąłem - mnóstwo tu ludzi.
- Tak sądzisz? - zaśmiała się, po czym pstryknęła palcami. Nagle wszyscy zniknęli, a jedynymi osobami w pomieszczeniu zostałem ja i tajemnicza pani.
- Jak pani to zrobiła..?
- Oh, lubię udawać, że ktoś jeszcze mnie pamięta - roześmiała się. - Jestem Evallyn.
Evallyn? Cóż, nie przypominam sobie nikogo o tym imieniu..
- Kim pani jest? - zapytałem więc.
- No tak. Jak wspomniałam, nikt o mnie już nie pamięta - westchnęła - Evallyn, bogini zapomnienia.

Daughter Of OceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz