6

1.7K 118 9
                                    

- Już wszystko  gotowe. Możemy ruszać - odparł Piotr.
- Dobrze  a  więc ruszajmy-  rzekłam i  wyszliśmy z  domu.
Ruszyliśmy przez wielką łąkę. Szliśmy tak  kilka  godzin.
- Zróbmy postój. Stół Aslana  jest  niedaleko. Wyśpijcie  się a  ja  obejmię  warte - powowdziałam
- Możemy się zmieniać  co  kilka  godzin - powiedział Piotr
- Nie. Idźcie spać. Jest  wieczór na  jutro  musicie  mieć siły na  dalszą podróż. Ja  postoje  nic  mi  nie  będzie - dokończyłam i  wzbiłam  się w  powietrze. Kilka  kilometrów dalej  ujrzałam  górę. Był to  kopiec  Aslana. Zaczęłam patrzeć czy  nie  ma  w  pobliżu zagrożenia. Wykorzystałam swe  zdolności porozumiewania sie ze  zwierzętami i  wezwałam  cztery  konie. Nie  będą musieli  iść. Wylądowałam  i  zaprowadziłam  konie  pod  drzewa. Kazałam im  iść spać. Ta  noc  minęła mi  na  spokojnym  patrolowaniu. Po  kilku  godzinach władcy  zaczęli się budzić.
- czyje  te  konie? - spytała zaspanym  głosem Zuzanna
- Wasze. Wezwałam je  byście  mogli  na  nich  iść. Zostało nam  kilka  kilometrów drogi. Ruszajmy  jak  najszybciej - rzekłam
- Super - powiedział Edmund.

Zjedliśmy śniadanie i  ruszyliśmy w  drogę. Ja  leciałam zazwyczaj obok  nich. Po około  czterech godzinach  ujrzeliśmy wielką  górę.
- To  tu - powiedzialam i  wskazałam palcem  na  górę.
- Wspaniale - powiedział  Piotr.
- Chyba  już nie  jestem wam  potrzebna. Powodzenia - powiedziałam i  już miałam  odlecieć gdy  uslyszalam smutny  głos Łucji
- Musisz? Zostań z  nami  - błagała
- Niemoge  sprowadzam na  was  niebezpieczeństwo - powiedzialam patrząc na  nią
- Pomogłaś nam  wiele  razy. Nic nam  nie  będzie. Chodź z  nami  odwdzięczymy  ci  się - powiedział Piotr
- Niczego mi  nie  potrzeba - rzekłam - ale  dobrze  chodźmy już - westchnęłam i  się uśmiechnęłam.

Weszliśmy do  środka zostawiając konie  na  zewnątrz. Stworzyłam duży płomień na  dłoni który wszystko  oświetlał. Ruszyliśmy wzdłuż korytarza  i  ujrzeliśmy stół Aslana.
- Stół Aslana - szepnął Piotr  i  przejechał po  nim  ręką
- Tak. Niewiem czemu  tu  nikogo  niema. Powinni  tu  być narnijczycy  albo  chociaż centaury - mruknęłam.
- Widać ślady  obecności. Musieli  gdzieś wyruszyć. Możliwe że stąd wezwano  was. Myśle że już se  poradzicie. Żegnam  was. - powiedziałam  i  już miałam wyjść gdy  ujrzałam  pewnego  przystojnego młodzieńca. A  za  nim  weszli  Truflogon i  Zuchon.
- Stójcie - krzyknął i  wystawił  w  moją strone  miecz.
- Uwarzaj  bo  se  tym  mieczem  krzywde  zrobisz - mruknełam
- Nie  kpij sobie  ze  mnie!
- Kim  jesteś? - spytał  Piotr
- Jetem  książę Kaspian  a  wy?
- Jestem  Piotr  a  to  moje  rodzeństwo Zuzanna  Edmund i  Łucja- pokazywał kolejno
- Jesteście  władcami  Narnii? - spytał
- Tak - odpowiedział
-A  ty ?
- Jasmine - rzekłam i  odsunęłam  jego  broń po  czym  udałam  się do  wyjścia
- Na  razie! - krzyknęłam do  czwórki rodzeństwa  po  czym  wyszłam.

Stanęłam  i  wciągnęłam głośno powietrze. Zbliżał się wieczór. Chwile  tak  stałam  lecz  w  pewnym  momencie  przyleciała do  mnie zdenerwowana  Łucja.

- Co  się stało mała? - spytałam otulając ją  jednym  skrzydłem

- Piotrek  i  Kaspian się kłócą- westchnęła  smutna.

- O  co?

- Piotrek  chce  zaatakować  zamek  Miraza  natomiast  Kaspian woli  zostać tu - powiedziała

- Boże jak  z  dziećmi - mruknęłam - wskakuj  na  plecy - powiedziałam a  ta  z  uśmiechem to  zrobiła

Ruszyłam z  powrotem do  kopca. Uslyszalan  tam  krzyki  mężczyzn.

- Brawo  można wam  pogratulować - powiedzialam a  ci  umilkli  i  popatrzyli na  mnie - dość że kłócicie się o  tak  błachą  sprawe  to  nawet  nie  zauważyliście że Łucja stąd wyszła. Mogła by  się zgubić - warknęłam lekko  zła

- Faktycznie. Musimy  dojść wreszcie  do  porozumienia! - powiedział Kaspian.

Zapowiada  się długi wieczór

Sprzymierzeniec czy wróg? - NarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz