7

1.4K 111 5
                                    

Wyszło na to że Piotr ma rację i musimy słuchać jego propozycji. Tak więc następnego dnia wieczorem gryfy zostawiły Edmunda  na  jednej z  wierz. Miał nam  dać znak  latarką. Podobno  jest  to  urządzenie które świeci.

Właśnie oczekujmy na  znak.

- Szybciej  Edek - mruczał zniecierpliwiony Piotr

Po  chwili  ujrzeliśmy światło.

- Do  ataku!

Wszyscy  ruszyliśmy. Ja poleciałam górą  i atakowałam  łuczników oraz  nadchodzące wojska.

Walka  trwała w  najlepsze. Zaczęliśmy przegrywać. Piotrem i  Kaspian  zniknęli gdzieś.

- Odwrót!- krzyknął blondyn  a  wszyscy  skierowali  się do  bramu. Niestety  ta opadła więc dwa  minotaury  zaczęły podnosić i  trzymać. Niestety  jeden  z  nich  był ranny  w  dodatku  ludzie zaczeli strzelać w  jego  strone a  ten  upadł martwy. Ujrzałam  że ten  nie  daje  se  rady  więc podlecialam tam  i  podniosłam wyżej brame  pomagając mu.

- Za  Narnię!- krzyknął.

Zostało niewielu naszych. Po  chwili  poczułam przeszywający ból w  udzie. Spojrzałam w  dół i  ujrzałam strzałę. Super  normalnie.

Upadłam na  jedno  kolano. Niestety minotaur  tracił siły i  również miał wbitą strzałę.

- Uciekaj!- krzyknęłam widząc że ten  ledwo  stoi

- Nie! Będę bronił mej  ojczyzny!- krzyknął

- Uciekaj  dam  sobię radę! - warknęłam czując  drugą strzale wbitą tym  razem  w  brzuch. Minotaur  uciekł. Gdy ujrzałam że wszyscy  wybiegli puściłam brame. Niestety okrążylo  mnie  wojsko Miraza  a  ma  murach  ujrzałam pełno łuczników oraz  kuszników.

Miraz podszedł do mnie i chwycił mnie za brodę. Musiałam spojrzeć e jego oczy.

- Zostawili Cię. Czy nie lepiej byłoby gdybyś dołączyła do mnie?- spytał ze swoim poaskudnym uśmiechem.

- Nie. Już wolę zginąć - splunęłam mu pod buty.

Wściekły krzyknął:

- Do lochów z tym dziwadłem!

Odrociłam głowie i ujrzałam Piotra oraz Kaspiana. Patrzyli na mnie zza krzaków.

Pokazałam im bezgłośnie żeby uciekali. Miraz jeszcze niewieba co mnie stać.

***

Wrzucono mnie do jednej z cel. Żonierze odeszli. Głupcy. Ucieknę stąd.

- Daje Ci ostatnią szansę-powiedział Miraz który przyszedł z kilkoma żołnierzami.

- Nie!- warknełam.

- Zróbcie to co wam powiedziałem. Na początek trzydzieści- powiedział do żołnierzy. O co mu chodzi?

Wzięli mnie do kolejnego pomieszczenia. Przywiązali moje ręce do ściany wysoko bad głową. Po chwili poczułam. Poczułam ból na plecach.

No tak bicze. Czego się mogłam spodziewać. Powoli pomiędzy uderzeniami uwolniłam dłonie.

Gdy miał zostać zadany mi ostatni cios to chwyciłam bicz w dłoń odwracając się.

Mężczyźni przerazeni na mnie spojrzenia. Zaczęli atakować mnie mieczami. Pojedynek trwał kilka minut. Totalnie rozszarpałam ich ciała.

- Pożałujesz głupcze... - powiedziałam wściekła pod nosem.

Szybko wybiegłam z pomieszczenia. Czułam się nie za dobrze. Rany po strzałach nie do końca sie zagoiły a te nowe pogarszały sprawę.

Po drodze czekało mnie pokonanie tylko kilku strażników.

Wzbiłam się w powietrze. Podsmażyłam do kopca. Leciała jednak wolno. Moje skrzydlarmimo tego iż są w miare twarde i wytrzymałe to również ucierpiały. Straciłam jednak dużo krwi. Rany po strzałach otworzyły się. Krawiłam i to potężnie. Człowiek pewnie by nie żył.

Po parunastu minutach ujrzałam kopiec. Gdy byłam już blisko niego straciłam swoje siły. Nagle poczułam się gorzej. Albo bicz był nasączony trucizną albo strzała. Zaczęłam spadać.

Po chwili wpadłam wybijając się w ziemię. Stworzyłam ogromny huk. Starałam się przerwocicrna plecy. Po chwili usłyszałam głos tak dobrze mi znany.

- Jasmin?- uslyszałam przerazony głos Łucji.

- Co tam mała?- spytałam i ledwo co udało mi sie spokrzecrw górę. Jestem w chyba pół metrowej dziurze a Łucja zaraz się rozpłacze.

Uełryszałam odgłosy kopyt oraz biegnących ludzi. Mój lepszy słuch.

- Tylk nie płacz- powiedziałam. Pewnie widzi zamasakrowane plecy. Zżyłam się z tą małą istotą.

- Co ci się stało? Pomoc już idzie.- powiedziała i weszła powoli do dziury koło mnie. Ukucneła przedemną i lekko dotknelar moich ran ba co syknęłam.

-Przepraszam

- Spokojnie. Nic się nie stało- zebrałam wszystkie swoje siły i usiadłam. - Pomożesz mi wstać?

- Oczywiście - odparła. Podparłam się o gruzy i chwyciłam ramię dziewczynki.

Po chwili chwiejnie stałam. Dziewczynka z moją małą pomocą wyszła z dziury. Teraz zrobiłam to i ja.

- Na Aslana! - usłyszałam Zuzanne.

Odwróciłam się i ujrzałam resztę. Już miałam coś powiedzieć gdy poczułam przeraźliwy ból w sercu. Chwyciłam sierza nie i krzyknęłam.

Upadłam na kolana. Głosy innych słyszałam jakby z daleka.

Po chwili ogarnęła mną ciemność.

Sprzymierzeniec czy wróg? - NarniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz