You always was the right one || larry

80 9 0
                                    



Błędy w wymowie maluchów są specjalnie. :)

Wszystko zaczęło sie kiedy ich sąsiedzi postanowili wyprowadzić się do większego miasta. Jak to tłumaczyli pragnęli lepszej przyszłości dla swoich dzieci. Ludzie z naszego miasteczka tego nie rozumieli. Stąd nikt nigdy się nie wyprowadza! Wiedliśmy tu wszyscy dobre, ciche życie i nikomu nigdy nie przyszło na myśl aby się wyprowadzić do dużego miasta. Dlatego kiedy McGregodowie to zrobili, plotki wybuchły. To wszystko tylko przyspieszyło tylko ich przeprowadzkę, a ich dom stał pusty przez miesiące.

* * *

Wielkimi krokami nadchodziły czwarte urodziny dziecka Tomlinsonów i mieszkańcy zastanawiali się czy w tym roku będzie urządzone przyjęcie tak jak to był rok i dwa lata temu. Wszyscy kochali rodzinę mieszkającą w małym niebieskim domku, a najmłodszy z nich był ich ulubieńcem. Matki swoich dzieci miały nadzieję, że może mały Louis kiedyś zawrze związek z ich córkami. Nikt nie wiedział jeszcze, że to były nadaremne nadzieje.

*

Dokładnie 24 grudnia rankiem pod pusty dom sąsiadów zajechał stary samochód przeprowadzkowy. Mały Louis patrzył z zaciekawieniem na to co się działo i nie mógł powstrzymać myśli, że może będzie miał teraz z kim się bawić, jeśli nowi sąsiedzi mają dziecko, oczywiście. Jego mama również zwróciła uwagę na to, że coś się dzieje na podwórku. Ze srebrnego samochodu wysiadł mężczyzna i obszedł samochód otwierając drzwi miło wyglądającej pani. Pan poszedł do domu niosąc jakieś walizki, a kobieta poszła do tyłu i z tylnych siedzeń wyjęła małe dziecko. To było najpiękniejsze dziecko jakie Louis kiedykolwiek widział. Zauroczony patrzył jak mama chłopca z nim rozmawia i stawia go na trawie dając jakąś zabawkę. Dziecko zaczęło się bawić, a Louis spojrzał na swoją mamę prosząco.

-Mogę go zaprosić na urodziny? - zapytał, a jego mama zgodziła się patrząc na szczenięce oczka swojego dziecka.

-Tylko go nie przestrasz, wygląda na młodszego od ciebie. - Louis pokiwał głową i już go nie było. Maluch właśnie chodził za piłeczką, która mu upadła. Niestety los chciał, że kędzierzawy potknął się o swoje krótkie nóżki i stracił równowagę. Louis szybko podbiegł do malutkiego chłopca, który miał na głowie urocze, brązowe loczki i złapał go nim mogło mu się coś stać.

-Jesteś okay, kochanie? - co prawda starszy nie wiedział co oznaczało to słowo, ale jego mama tak do niego mówiła jeśli coś mu się działo. Dziecko podniosło na niego wzroki i Lou zobaczył najpiękniejsze tęczówki w całym swoim życiu. Miały cudowny szmaragdowy odcień i co prawda Louis nie wiedział do końca co oznacza zakochać się, ale w jego dziecięcym móżdżku tak to nazwał.

-Tiak, jeśtem H'ally - powiedział chłopiec i uśmiechnął się ukazując słodkie, malutkie perełki zwane zębami.

-Jestem Louis - przedstawił się odsuwając wreszcie chłopca ze swoich ramion, na co on zrobił niezadowoloną minkę i wyciągnął w jego stronę rączki.

-Pśitul mnie - powiedział i tupnął nóżką. Louis zrobił to chętnie i usiadł na trawie sąsiadów, biorąc nowego sąsiada na kolana.

-Ile masz lat Harry? - spytał ciekawy Louis, a Loczek jak go polubił nazywać w myślach Louis, pokazał mu dwa paluszki, które wyglądały na małe serdelki. Co było tak urocze!

-Ja mam cztery i mam dziś urodziny. Może chciałbyś przyjść? - zapytał z nadzieją niebieskooki, a Harry spojrzał na niego.

-Nie mam dla ciebie plezentu! Wśiśtkiego najlepsiego! - zawołał H składając mokry pocałunek na policzku starszego.

Christmas One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz