Rozdział VII

324 39 11
                                    

- Shaniqua? Shaniqua? Pobudka! - wrzasnęłam zirytowana.

Krzyczałam tak przez 5 minut, u mojego "medium" nadal nie mogłam wyczuć pulsu, a brzydziłam się udzielić jej pierwszej pomocy. W głowie miałam dwa pomysły: zadzwonić na pogotowie albo zakopać ją w pomieszczeniu obok. Wybrałam ten drugi.

Nie wiem, ile ona ważyła? Coś około stu pięćdziesięciu kilogramów, natachałam się jak nigdy. A przy okazji coś strzeliło mi w krzyżu. W końcu udało mi się ją przenieść, a właściwie przeciągnąć. Postanowiłam krzyknąć ostatni raz czy żyje, ale nie dostałam odpowiedzi. Poszłam do schowka po łopatę i zaczęłam kopać. 

Kopałam i kopałam, aż w końcu natrafiłam na coś twardego. Pewnie jakaś skała - pomyślałam. Jednak po kilkuminutowych oględzinach stwierdziłam, że to skrzynia! Nie wiedziałam co robić, wrzucić do dziury Shanique czy spróbować ją otworzyć. Ponownie wybrałam drugą opcję. Waliłam o nią łopatą niemiłosiernie, aż w końcu zrobiła się dziura na tyle duża, że mogłam zajrzeć co było w środku. Jedyne co tam było to jakiś skrawek papieru. Sięgnęłam po niego, widniało na nim kilka słów, a brzmiały one dokładnie tak: "Ha ha frajerka". Nie zrozumiałam ich, więc moje znalezisko postanowiła schować w kieszeni i w razie kłopotów oddać jako dowód rzeczowy na policji. Po wyjściu z dziury wepchałam tam Shanique, przysypałam piachem i poszłam sprzątać w domu. Przez te problemy kompletnie go zaniedbałam! A nasza gosposia nie robiła w nim kompletnie nic, przychodziła tylko, siadała i wspominała o dawnych czasach! Za coś jej płacę!

Po wysprzątaniu na błysk sypialni usłyszałam zgrzyt drzwi. Początkowo wystraszyłam się nie na żarty! Była godzina dwunasta, padał deszcz, a na dodatek w domu miała trupa. Postanowiłam zejść na dół.

Wzięłam z szafki nocnej wazę z dynastii Yin i udałam się w stronę schodów. Moje serce nigdy nie biło tak mocno jak wtedy. Powoli pokonywałam każdy stopień, starając się, aby żaden z nich nie zaskrzypiał. W końcu udało mi się dotrzeć do przedpokoju, a w nim ujrzałam, uwaga, Janusza! Pojawił się w domu po kilku dniach, był nieogolony, śmierdzący, jego ubrania były całe w błocie i w jakiejś mazi, której nie potrafiłam zidentyfikować. Spojrzał na mnie i powiedział:

- Wróciłem Grażynko, proszę, wybacz mi, żałuję tego co zrobiłem.

- Czyli nie byłeś u rodziców? - spytałam stanowczo.

- Nie, mama nie chciała mnie przenocować.

- Wiedziałam! 

- Proszę, wybacz mi.

-Wiesz co, miałam teraz tyle problemów, a Ciebie przy mnie nie było! Naszą córkę opętał duch, dowiedziałam się co działo się w tym domu, w piwnicy umarło medium... - w tym momencie mi przerwał.

- Co... -zająknął się. Jak to umarło?! Coś ty narobiła kobieto?! Mamy już dość dużo problemów.

-Ale, to nie moja wina! Ona była taka gruba, że zarwała się pod nią podłoga, co ja miałam na to poradzić! Mogła się tak nie zaniedbać, to nic by się nie stało.

- Ech, Grażynka. Ty to masz odpowiedź na każde pytanie. 

- No mam, muszę sobie jakoś radzić.

Nie chciałam z nim dłużej dyskutować, bo śmierdziało od niego niemiłosiernie. Wskazałam mu palcem łazienkę, zatkałam nos i poszłam przygotować obiad, aby mieć okazję opowiedzieć mu o reszcie wypadków, które zdarzyły się podczas jego nieobecności. 

Grażyna Horror Story IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz