- Janusz co to było!!! - krzyknęłam.
- Kobito, o co ty się mnie pytasz. Sam się mało nie posrałem w gacie! - odpowiedział przestraszony.
- No nic, musimy zadzwonić po medium! Ale jakie wybrać medium, żeby nie było za drogie? Januszku znasz jakieś tanie medium? No powiedz, że tak.
- Niestety Grażynka, nie znam. - odrzekł speszony.
Musiałam się z tym pogodzić, albo wydam masę pieniędzy na jakąś babę, która przyjdzie i będzie gadać głupoty, albo zajmę się tym na własną rękę. Wybrałam drugą opcję. Następnego dnia pojechałam do archiwum Zbąszynka Wielkiego, żeby poszukać informacji na temat mojej willi. W środku zastałam starszą panią, na oko miała 100 lat, a na plakietce staroświeckie imię: Ania:
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - spytała mnie z uśmiechem na twarzy.
- Szukam informacji na temat willi położonej na... - przerwała mi.
- Ach tak, wiem o którą wille pani chodzi. Proszę za mną. - wstała i wraz ze swoim balkonikiem udała się do pomieszczenia obok.
Ruszyłam za nią, równie powolnym krokiem co ona. Archiwum lata swojej świetności miało już dawno za sobą. Na ścianach wisiała masa pajęczyn, na podłodze walały się stare gazety i zużyte chusteczki, a na suficie wisiało coś, czego nie mogłam zidentyfikować. Podejrzewam, że kiedyś był to żyrandol. Pani Anna uśmiechnęła się, otworzyła drzwi i zaprosiła mnie do środka. Pomieszczenie nie wyglądało lepiej od korytarza, na dodatek śmierdziało myszami. Myślałam tylko o moim celu, o tym co przyciągnęło mnie do tego strasznego miejsca. Moje kontemplacje przerwała bibliotekarka:
- W szufladzie numer 666 znajdzie pani wszystkie informacje o słynnej willi. - powiedziała i wyszła.
Szukałam tej szuflady pół godziny, ale nie mogłam jej nigdzie znaleźć. W myślach miałam kilka pytań: "Czy pomyliły jej się numery?" "Czy to już demencja starcza?". Aż nagle, zobaczyłam ją. Okazało się, że jest przy samym wejściu...
Od razu do niej zajrzałam, było w niej kilkadziesiąt wycinków z gazet, stron z kroniki Zbąszynka Wielkiego, mysich bobków i innych dupereli. Jednakże najbardziej moją uwagę przykuło jedno zdjęcie z dwiema kobietami, które się przytulały. Z tyłu był napis:
"Maja i Natalia Black"- Słodkie - pomyślałam i zaczęłam węszyć dalej.
Pod fotografią znalazłam artykuł z gazety, lecz on wprawił mnie w jeszcze gorszy nastrój i sprawił, że nie czułam gruntu pod nogami. Przeczytałam jedynie:
"[...]zginęły w niefortunnym pożarze, który został wywołany przez staroświecką elektrykę w willi na ulicy Chiong-Chiang. Ich ciał do tej pory nie odnaleziono." Nad tekstem widniała data: 20.06.1995."
- O mój boże! - krzyknęłam, wzięłam resztę wycinków i wybiegłam z archiwum.
Chyba dawno nie biegłam tak szybko jak wtedy. Bibliotekę i moją willę dzielą jakieś trzy kilometry, a ja przebiegłam je w 30 minut. Poczułam się jak Usain Bolt! Od razu wbiegłam do piwnicy, żeby sprawdzić czy te dwa ciała nadal tam leżą. Otworzyłam żelazne drzwi, a moim oczom ukazał się jedynie stary dywan. Ciał nie było, zapachu stęchlizny i spalenizny też. Czyżby moja głowa płatała mi figle?
Przez resztę dnia nie myślałam o niczym innym, tylko o wydarzeniach minionego dnia i o tej historii, która sprawiła, że zaczęłam popadać w lekką paranoję. Postanowiłam zrobić dla Janusza obiad, padło na rosół. Już dawno nie gotowało mi się czegoś tak ciężko. Ostatnie przeżycia totalnie zajęły moje myśli, toteż ciężko mi było przypomnieć sobie przepis... W końcu po wielu próbach udało się. Rosół czekał ugotowany, a ja usiadłam przy stole i wzięłam mojego nowego smartphone'a. Wpisała w Google hasło: Maja Black, ale w tym czasie do domu wrócił Janusz:
- Kochanie! - z uśmiechem na twarzy krzyknął Janusz!
- Tak? Mój misiu pysiu?
- Co dzisiaj na obiad?
- Rosół.
Janusz obrócił się na pięcie i wyszedł od razu z kuchni. Nie zobaczyłam go w domu do wieczora.
Postanowiłam zerknąć co u Andrzeliki. Weszłam na górę i zajrzałam do jej pokoju. Zamknięty na klucz... Trochę się zdziwiłam, bo nie tego uczyłam nasze dziecko. Jedyne co wpajałam jej w głowę to: BRAK TAJEMNIC, BRAK PRYWATNOŚCI, MATKA MUSI WSZYSTKO WIEDZIEĆ.
- Co to ma znaczyć! - krzyknęłam. - Moja panno, masz natychmiast otworzyć drzwi, albo je wywarze! - stanowczo krzyknęłam.
Brak odzewu, napędziło mi to trochę stracha. Czy z moją córeczką wszystko w porządku? Czy nic sobie nie zrobiła? Przez głowę przeszło mi tysiąc myśli, aż nagle usłyszałam skrzypnięcie podłogi. Drzwi się otworzyły i ujrzałam Andrzeliczkę w czarnej koszulce i czarnych włosach:
- Dziecko! Coś ty zrobiła?! Miałaś piękne blond włosy, a teraz co?! Czarne jak jakaś gothka!!
- Mi się podoba i nic Ci do tego matka!!! - wrzasnęła i wyrzuciła mnie z pokoju
CZYTASZ
Grażyna Horror Story I
HorreurGrażyna Jackson przeglądając lokalną prasę, w dziale nieruchomości zauważyła ogłoszenie. Przepiękna, a przede wszystkim tania willa położona na przedmieściach Zbąszynka Wielkiego w okazyjnej cenie. Po przeczytaniu postanowiła zajrzeć do swojej pońc...