Josh
Josh
Josh
Ja nie chciałem. Nie wiem co zrobiłem źle. Może to wszystko potoczyło się za szybko. Czuję jak zalewa mnie fala lodowatego granatowego morza.
Czy zrobiłem CI krzywdę?
Wspinałem się po drabinie na budynek szpitala. Szedłem tam z nadzieją, że Josh też tam będzie. Ale jego nie było. Usiadłem na skraju wielkiego budynku tak, że moje nogi swobodnie zwisały. Czułem jak chłód dzisiejszego dnia muska moje ciało przyprawiając mnie o dreszcze. Z góry ludzie wyglądali na takich małych i bezbronnych, a tak naprawdę niszczyli wszystko. Zadufani w sobie egoiści. Podli, nieodpowiedzialni, fałszywi, nudni, dwulicowi. Granatowi. Przyciągnąłem kolana do siebie i siedziałem tak nie chcąc odczuwać tego zimna płynącego od nich. Z myśli wyrwały mnie gorące jak lawa dłonie oplatające moje ciało.
- Przepraszam. - w cichym jak wiatr szepcie dało usłyszeć się płacz. - Tak strasznie cię przepraszam. - chłopak powiedział głośniej. Obróciłem się do niego, a moją uwagę przykuły czerwone od płaczu oczy i kolejna rana na policzku.
- J-Josh. - mój głos przeszył dźwięk płaczu. Przytuliłem go delikatnie jakby był z porcelany. Ułożył swoje ręce na moich biodrach i pociągnął w dół tak, że usiedliśmy na zimnym dachu.
Poczułem, że jego oddech powoli się uspokaja więc oderwałem się od niego.
- Jeśli wczoraj coś ci zrobiłem to przepraszam. Nie powinienem wtedy cię pocałować. - powiedziałem nieśmiało.
- Nie Tyler. Nie przepraszaj. To moja wina. Ja po prostu... - urwał zdanie i delikatnie podniósł swoją koszulkę. Wstrzymałem oddech. Na jego brzuchu było pełno ran. Były jak świeże kwitnące kwiaty na czerwcowej łące. Mój wzrok zatrzymywał się na każdej z nich i próbował zliczyć każdego małego i dużego kwiata. Było ich za dużo i każdy był boleśnie czerwony.- Miałem tylko ojca. Oddał mnie pod opiekę swojego szefa. Było wszystko w porządku dopóki mój tata nie zginął w wypadku. Nie miał kto za mnie płacić, nie miałem gdzie wrócić. Jego szef powiedział, że się mną zajmie... ale nic za darmo. Wykorzystywał mnie. Oprócz siniaków i ran które on mi zrobił dochodziły też te które ja sam sobie zadawałem. Żyłem tak do 17 roku życia dopóki nie znaleziono mnie z bronią przy skroni w łazience. Po tym wszystkim zamknęli mnie tutaj. Jestem już tu 6 lat, a nadal nie potrafią mnie wyleczyć. Czuję jakby ten ból był do mnie przyczepiony. Jakby był rozwiązaniem na wszystko. Nie chcę już tego czuć dlatego cieszę się, że jesteś ze mną, bo przy tobie tego nie odczuwam. Pewnie czasami myślisz, że zachowuje się jak dziecko, prawda? Ja po prostu nie miałem dzieciństwa dlatego tak mi odbija. - po tych słowach uniósł wzrok na mnie. - Pewnie teraz się mnie brzydzisz, ale to nic. Ja to zrozumiem. Już każdy odchodził.
Przytuliłem Josha i głaskałem jego plecy wsłuchując się w jego oddech.
- Pamiętasz co powiedziałem ci wczoraj? Że cię nie zostawię. Obiecuje. - wyciągnąłem w jego dłoń i chwyciłem jego odsłaniając nasze czarne wstążki. - Masz o tym pamiętać, okej?
Josh spuścił wzrok, ale mogłem dostrzec jak jego usta wyginają się w przyjemny uśmiech.
- Możemy powtórzyć to co wczoraj zaczęliśmy? - zapytał nieśmiało Josh. Położyłem dłoń na jego policzku i przyciągnąłem do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
_________________
wszyscy dziękujemy teraz iamtwo
dzięki niej powstał ten rozdział bo dała mi wielką motywacje
bo znacie mnie
bez tego rozdział byłby pewnie za 3 miesiące
kocham Was mocno <3
a w ogóle to szykujemy coś nowego B)))
CZYTASZ
My depressing thoughts | joshler
FanfictionTyler jest wolontariuszem. Prowadzi zajęcia muzyczne na oddziale psychiatrycznym w pobliskim szpitalu. Pewnego dnia spotyka tam chłopaka z kolorowymi włosami i czekoladowymi oczami.