Zagracony gabinet Silasa Crowleya stanowił swojego rodzaju legendę w całym Departamencie Finansowym. Wiszące na ścianach wypchane drapieżne ptaki, ciemny kolor ścian i ogólna atmosfera sekretnego grobowca hrabiego Draculi przysporzyła mu reputacji jeszcze barwniejszej, niż ta wynikła z jego podłego charakteru. Niektórzy twierdzili, że Silas nigdy nie wychodził z biura i bezczelnie nocował w pracy, a inni, że w czeluściach największego stosu papierów w kącie czają się zwłoki byłych dziewczyn oraz mapy do zaginionej biblioteki Aleksandrii. Tak czy inaczej, Silas paskudnym bałaganiarzem był, a jego nieprzeciętnie bladej cerze wcale nie pomagał fakt, że przesiadywał przy wiecznie zasłoniętych oknach. Dość stwierdzić, że księgowi zwykle nie przepadali za wzywaniem na dywanik, ale nawet goście, którzy pojawili się tam z własnej woli szybko przypominali sobie dlaczego nie wpadali częściej i zaraz szukali pretekstu do ucieczki. Draco Malfoy na ten przykład czuł się tu raczej nieswojo, choć wcale nie zdziwił go fakt, że jego towarzysz idealnie wpasował się w klimat.
— Malfoy? – Silas, jeszcze zanim oderwał się od podpisywania faktur, natychmiast rozpoznał tę wodę kolońską. Jak na człowieka, który większość życia spędzał w zaduchu i półmroku, posiadał zaskakująco wyczulony węch.
— I... — Tu z jego ust wyrwało się przekleństwo, bo pomimo faktu, że siedział przy zapalonych światłach już o czwartej po południu, w mdłym świetle żarówek dało się bezbłędnie rozpoznać tę nieprzeciętną fizjonomię, przerażający wzrok... Nie wspominając już o tym nieszczęsnym nosie.
— Tak, tak. — Draco rzucił niedbale skórzane rękawiczki na zagracony blat i opadł na biurowe krzesło, okręcając z impetem dookoła. — Przecież on nie żyje, ale jednak, o Merlinie, bla. A teraz przejdźmy do konkretów. — Rozpiął designerski płaszcz i uśmiechnął się z wyższością pokerzysty, który trzyma w dłoni fula. — Przyszedłem po tę przysługę, którą mi obiecałeś.
— Ja obiecałem? — Silas skrzywił się cynicznie i spokojnie schował faktury do przepełnionej już szuflady.
Jak wiadomo, Ślizgon ze Ślizgonem dobija targu więcej niż okrężną drogą, a że każda ze stron nie chce pozostać tą stratną i będzie dążyła do celu równie... delikatnie rzecz ujmując sprytnym sposobem, Snape uznał, że nieco to potrwa i lepiej będzie się czymś zająć w tak zwanym międzyczasie. Zaczął rozglądać się po gabinecie z wyrazem twarzy zdecydowanie mniej zdegustowanym niż zwykle, co Draco powinien był uznać za pierwszą oznakę nieprawidłowości w strukturze wszechświata, ale niestety kompletnie zignorował.
— Ty chyba nie mówisz poważnie, Malfoy. — Silas zsunął na czubek nosa prostokątne okulary w czarnych oprawkach, jak gdyby w obawie, że rzecz służąca do poprawy jego wzroku działa całkowicie wbrew swojemu przeznaczeniu. Obserwował czujnie Severusa, zupełnie jakby się spodziewał, że ten jest tylko podejrzaną halucynacją.
— I jak to się w ogóle stało? — Machnął kościstą dłonią w stronę mistrza eliksirów. — Chowałeś go przez dziesięć lat w piwnicy na wino, czy jak?
— Żeby dobrze dojrzał? — Draco wysunął z pogardą żuchwę. — W życiu nie wpuściłbym go tam, gdzie trzymam alkohol, nie bądź śmieszny.
Snape prychnął z pogardą, ale nie powiedział nic więcej.
— To naprawdę ty? — Silas wyglądał jakby zamierzał do niego podejść, ale zaraz potem zmienił zdanie.
Niewzruszony tym były Śmierciożerca nadal stał pod ścianą niczym ponura część wystroju.
— Chyba nie sądzisz, że przeszedłem się po kraju dla rozrywki i znalazłem sobie sobowtóra. — Draco wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szarej marynarki elegancką papierośnicę z wygrawerowanym smokiem.
CZYTASZ
Severus Snape i paradoks czasu
FanfictionMinęło niemal dziesięć lat od Drugiej Wojny Czarodziejskiej i gdy Ministerstwo Magii już myślało, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć... Hannah Abbott, niezależna księgowa, przewraca wszystko do góry nogami. W roli głównej przedstawiam zatem: nies...