Rozdział VI

549 62 11
                                    


Severus Snape, na nieszczęście wszystkich knujących za jego plecami, tym razem nie miał zamiaru poddawać się niczyim planom działania. Powoli godził się ze szczególnością swojej nowej egzystencji, ale w związku z faktem, że jego wysoce... specyficznego charakteru nie zmieniłby nawet sam diabeł, mistrz eliksirów jak zwykle zamierzał podejść do wszystkiego na własnych warunkach.

— Jak słowo daję, Sever, nie każ mi się dziś więcej teleportować, bo chyba zwymiotuję.

— Nie bądź dzieckiem.

— Odezwał się!

— Milcz.

Severus z niejaką satysfakcją dostrzegał rzucane mu niespokojne spojrzenia mijających ich przechodniów. Zdawał sobie sprawę, że pół czarodziejskiego świata za sprawą latorośli Skeeter dowiedziało się o jego powrocie, a teorie o wampiryzmie i powstaniu z martwych rozrastały się jak grzyby po deszczu, ale nie spodziewał się, że plotka rozniesie się na aż tak wielką skalę. Choć, musiał przyznać, miało to również i dobre strony.

Gdy jakaś czarownica gwałtownie odciągnęła od niego swoje dziecko i przeszła z nim na drugą stronę Pokątnej, na ustach Nietoperza z Lochów pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech.

— Salazarze! — Draco zapalił papierosa, patrząc na Snape'a ze zniecierpliwieniem. — Nie mógłbyś być bardziej pokręcony nawet gdybyś się postarał.

— Myślałem, że ci niedobrze?

— Doznałem cudownego ozdrowienia. Daleko jeszcze?

Gdy stanęli przed sklepem Ollivandera, Draco wyrzucił niedopałek do studzienki ściekowej i obejrzał się przez ramię. Przechodzące po drugiej stronie chodnika nastolatki przystanęły na ich widok, a jedna szepnęła coś do drugiej w wielkim zaaferowaniu. Malfoy junior miał dzisiejszego dnia już po kokardę, więc zaraz posłał im swoje najlepsze rozeźlone spojrzenie, a to skutecznie rozgoniło plotkary na cztery wiatry.

— Wchodzisz czy nie? — rzucił do Severusa, który uniósł kpiąco jedną brew.

— Nie chciałem ci przerywać.

Pierwszy przestąpił próg antycznego przybytku, a Draco podążył za nim, w myślach nakazując sobie jak najszybsze urwanie z chrzestnym kontaktu. Zaczynał bardzo wyraźnie odczuwać jego fatalny wpływ na swoją delikatną psychikę.

— Co do cholery...?

Ach. No tak.

Z niejaką satysfakcją obserwował, jak Snape starał się przywołać z pamięci latami szlifowany do perfekcji wyraz twarzy „mam to w dupie", ale najwidoczniej musiał wyjść z wprawy, bo całkowicie mu nie wyszło.

— Tak właśnie przypuszczałam, że niedługo się pan u nas pojawi. — Skoczna, ostrzyżona na zapałkę brunetka opierała się pewnie obiema dłońmi o szklaną ladę i za wszelką cenę odmawiała bycia Garrickiem Ollivanderem, którego starszy Ślizgon spodziewał się tam zastać.

— Sever, nie rób takiej miny. To jego córka, a nie jakiś bogin — syknął Draco teatralnym szeptem, popychając zastygłego w zdumieniu Snape'a do przodu.

— Gdzie Ollivander? — warknął obcesowo mistrz eliksirów.

— Wielka szkoda, że pańska różdżka została zniszczona, panie Snape — gładko zmieniła temat i podeszła do niego lekkim krokiem. Edukacja w Beauxbatons oszczędziła jej traumy edukacyjnej jaką był Severus Snape, więc teraz ponury czarodziej nie robił na niej większego wrażenia. Jedyne informacje, jakich mogła na jego temat zaczerpnąć, prawdopodobnie podchodziły z drugiej ręki.

Severus Snape i paradoks czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz