Severus Snape, na nieszczęście wszystkich knujących za jego plecami, tym razem nie miał zamiaru poddawać się niczyim planom działania. Powoli godził się ze szczególnością swojej nowej egzystencji, ale w związku z faktem, że jego wysoce... specyficznego charakteru nie zmieniłby nawet sam diabeł, mistrz eliksirów jak zwykle zamierzał podejść do wszystkiego na własnych warunkach.
— Jak słowo daję, Sever, nie każ mi się dziś więcej teleportować, bo chyba zwymiotuję.
— Nie bądź dzieckiem.
— Odezwał się!
— Milcz.
Severus z niejaką satysfakcją dostrzegał rzucane mu niespokojne spojrzenia mijających ich przechodniów. Zdawał sobie sprawę, że pół czarodziejskiego świata za sprawą latorośli Skeeter dowiedziało się o jego powrocie, a teorie o wampiryzmie i powstaniu z martwych rozrastały się jak grzyby po deszczu, ale nie spodziewał się, że plotka rozniesie się na aż tak wielką skalę. Choć, musiał przyznać, miało to również i dobre strony.
Gdy jakaś czarownica gwałtownie odciągnęła od niego swoje dziecko i przeszła z nim na drugą stronę Pokątnej, na ustach Nietoperza z Lochów pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech.
— Salazarze! — Draco zapalił papierosa, patrząc na Snape'a ze zniecierpliwieniem. — Nie mógłbyś być bardziej pokręcony nawet gdybyś się postarał.
— Myślałem, że ci niedobrze?
— Doznałem cudownego ozdrowienia. Daleko jeszcze?
Gdy stanęli przed sklepem Ollivandera, Draco wyrzucił niedopałek do studzienki ściekowej i obejrzał się przez ramię. Przechodzące po drugiej stronie chodnika nastolatki przystanęły na ich widok, a jedna szepnęła coś do drugiej w wielkim zaaferowaniu. Malfoy junior miał dzisiejszego dnia już po kokardę, więc zaraz posłał im swoje najlepsze rozeźlone spojrzenie, a to skutecznie rozgoniło plotkary na cztery wiatry.
— Wchodzisz czy nie? — rzucił do Severusa, który uniósł kpiąco jedną brew.
— Nie chciałem ci przerywać.
Pierwszy przestąpił próg antycznego przybytku, a Draco podążył za nim, w myślach nakazując sobie jak najszybsze urwanie z chrzestnym kontaktu. Zaczynał bardzo wyraźnie odczuwać jego fatalny wpływ na swoją delikatną psychikę.
— Co do cholery...?
Ach. No tak.
Z niejaką satysfakcją obserwował, jak Snape starał się przywołać z pamięci latami szlifowany do perfekcji wyraz twarzy „mam to w dupie", ale najwidoczniej musiał wyjść z wprawy, bo całkowicie mu nie wyszło.
— Tak właśnie przypuszczałam, że niedługo się pan u nas pojawi. — Skoczna, ostrzyżona na zapałkę brunetka opierała się pewnie obiema dłońmi o szklaną ladę i za wszelką cenę odmawiała bycia Garrickiem Ollivanderem, którego starszy Ślizgon spodziewał się tam zastać.
— Sever, nie rób takiej miny. To jego córka, a nie jakiś bogin — syknął Draco teatralnym szeptem, popychając zastygłego w zdumieniu Snape'a do przodu.
— Gdzie Ollivander? — warknął obcesowo mistrz eliksirów.
— Wielka szkoda, że pańska różdżka została zniszczona, panie Snape — gładko zmieniła temat i podeszła do niego lekkim krokiem. Edukacja w Beauxbatons oszczędziła jej traumy edukacyjnej jaką był Severus Snape, więc teraz ponury czarodziej nie robił na niej większego wrażenia. Jedyne informacje, jakich mogła na jego temat zaczerpnąć, prawdopodobnie podchodziły z drugiej ręki.
CZYTASZ
Severus Snape i paradoks czasu
FanfictionMinęło niemal dziesięć lat od Drugiej Wojny Czarodziejskiej i gdy Ministerstwo Magii już myślało, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć... Hannah Abbott, niezależna księgowa, przewraca wszystko do góry nogami. W roli głównej przedstawiam zatem: nies...