Rozdział VIII

455 63 28
                                    

— Nie chciało ci się teleportować czy aż tak się przyzwyczaiłaś do tych łóżek?

Hermiona podniosła z niechęcią głowę, odruchowo sięgając po nieco wymięty, biały fartuch, który wisiał na oparciu krzesła.

— Która godzina? — Przetarła zaspane oczy i zaraz włożyła buty.

Neville uśmiechnął się do niej ciepło.

— Nieco po trzeciej. — Patrząc jak była zaspana, zmienił zdanie o wyrywaniu jej z łóżka. — Śpij, zajmę się tym sam.

— Już wstałam.

— To tylko groszopryszczka.

— Tylko! — Hermiona przyspieszyła kroku, w biegu poprawiając jeszcze warkocz. — To już trzeci przypadek w tym miesiącu!

Neville zamknął drzwi pokoju socjalnego i podążył za nią w kierunku windy. Gdy weszli do środka, wcisnął zdecydowanie guzik drugiego piętra i obserwował sceptycznie umęczoną koleżankę.

— Bez przesady, rekonwalescencja jest banalna.

— Nie z tymi nowoczesnymi matkami, które nie pozwalają rzucać na noworodki zaklęć ochronnych!

— A ty znowu z tym...

— Są po prostu niepoważne! Lada chwila będziemy tu mieć epidemię!

Na pierwszym piętrze do windy wsiadło dwóch starszych magomedyków, a tuż za nimi, przez powstałą szparę, wleciał malutki, fioletowy i bardzo zdeterminowany samolot z papieru i zawisł w bezruchu pod sufitem.

— Doktor Granger. Doktorze Longbottom — przywitał się ten bardziej siwy.

— Doktorze Edgecombe, doktorze Grimsby. Jak się miewa pacjentka z trzeciego? — zagadnęła Hermiona.

— Znakomicie, Granger, znakomicie, bardzo nam pomogłaś. — Staruszek zerknął kątem oka na kartę pacjenta, którą trzymał Neville, ale nie znalazł tam nic wartego uwagi czy rozpoczęcia konwersacji. — Gdzie się nauczyłaś tak warzyć Volubilis?

Wciśnięty w kąt windy i zapomniany Neville przewrócił oczami ze znudzeniem.

— Cóż, właściwie na piątym roku...

— Magomedycyny?

— W Hogwarcie.

Obydwaj mężczyźni spojrzeli na nią z uznaniem. Gdy winda zatrzymała się na drugim piętrze, jeszcze raz skinęli Hermionie głowami i puścili ją przodem. Longbottom wydostał się w ostatniej chwili, zanim metalowe drzwi windy się zatrzasnęły. Fioletowy samolocik śmignął przez szparę, podążając za Hermioną niczym wierny pies.

— Zastanawiam się czy wszystkie symptomy są podobne. — Ona nadal gnała przez korytarz szpitala, myśląc na głos.

— Hermiono...

— Być może coś przeoczyliśmy? Przecież każde magiczne dziecko jest szczepione, przepraszam... Chciałam powiedzieć, to znaczy: wszystkie zaklęcia ochronne są w pakiecie szpitalnym dla każdego noworodka, niemożliwe, żeby nagle rozwinęła nam się epidemia tak banalnej-...

— Hermiono!

— Co? — Przystanęła przed podwójnymi drzwiami prowadzącymi do zachodniego skrzydła.

— Zwolnij! Gdzie tak pędzisz?

Neville, ledwo łapiąc oddech, przytrzymał się ściany. Gryfonka wypuściła powietrze nosem i pokręciła głową.

— Naprawdę, Neville... Gdybym nie wiedziała lepiej, pomyślałabym, że mnie tu nie chcesz.

— Nie...

Severus Snape i paradoks czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz