Rozdział VII

519 61 9
                                    


O tej porze zamek pogrążony był w ciszy i półmroku. Jedynym źródłem światła były pozapalane gdzieniegdzie zabytkowe kandelabry oraz Lumos z różdżki Pottera, który wciąż nie chciał zostawić go w spokoju. Zbawca czarodziejskiego świata dreptał za mrocznym mistrzem eliksirów z energią ciekawskiego stworzenia, podczas gdy starszy czarodziej wszelkim sposobem starał się go zgubić.

— Dokąd idziemy?

— Jak widzę wciąż jesteś na posterunku. Bez obaw, możesz spocząć.

Gdy weszli na ruchome schody, Severus ze wszystkich sił nawoływał moce sprawcze obecne w zamku, by wepchnęły Pottera na wadliwy stopień. Niestety, lata wałęsania się po zamku musiały wyrobić w nieznośnym Gryfonie instynkty niezbędne do przeżycia w podobnych nocnych sytuacjach. Snape zaczął rozważać, czy jeżeli zacznie przewracać oczami jeszcze mocniej, wpadną mu do środka czaszki.

— Potter, naprawdę nie ma potrzeby, żebyś mi asystował.

— Ależ żaden problem.

— Potter!

— Alohomora.

Severus żałował gorzko, że nie ma ze sobą różdżki. Nie dlatego, że inaczej nie mógłby się dostać na szóste piętro, ale przynajmniej miałby pod ręką coś, co mógłby wbić temu denerwującemu chłopakowi w gardło. Zmierzył go w drzwiach zimnym spojrzeniem i przecisnął się pierwszy na korytarz. Gryfon, rzecz jasna, podążał tuż za nim.

— Jeżeli profesor Vector wpadła do portalu, możemy ją stamtąd jakoś wyciągnąć?

— A skąd niby wiesz, że wpadła do portalu? — Snape starał się być opanowany, ale coraz bardziej tracił wprawę. Być może to te chwilowe wątpliwości we własną ekspertyzę...

— W przeciwnym wypadku musiałbyś chyba zdać licencję, czyż nie? — Potter uśmiechnął się krzywo pod nosem, niemalże wpadając na zakręcie na stojącą w rogu zbroję.

Niestety, denerwujący chłopak miał rację. Przecież nie mógł się pomylić. Nie przy warzeniu. A ten konkretny eliksir już na pewno nigdy się nie mylił.

— Możesz sobie iść. Tylko ani słowa Minerwie.

— Żartujesz? Teraz się robi ciekawie. Tylko co właściwie masz zamiar tu robić? — Wskazał na ciężką, fantazyjnie udrapowaną na kamiennej ścianie czarną kotarę, która właściwie nie stanowiła niczego poza dekoracją. Severus już miał zamiar znowu zacząć ziać ogniem, ale jednak powstrzymał się na moment i przyjrzał Harry'emu nieco dokładniej. Potter po raz pierwszy odkąd go znowu zobaczył wykazywał jakiekolwiek oznaki emocji innych od chłodnej kontemplacji. Nie takim go zapamiętał i szczerze mówiąc ten nowy, cierpliwy i spokojny Potter wyprowadzał go z wewnętrznej równowagi.

— Brakuje ci go? — zapytał bez sensu, natychmiast karcąc się za to w duchu, bo z natury nie cierpiał rozmów na takie tematy.

Tak jak się tego spodziewał, auror wbił w niego wielkie, zielone oczy szukające aprobaty i pocieszenia. Snape skrzywił się i zgrzytnął zębami, odsuwając od chłopaka na pół metra.

— Skąd-...?

— Nieważne. Zapomnij. Nic nie mówiłem. — Odwrócił się w stronę ściany, obmacując kamienie w nadziei, że znajdzie tajemne przejście. Według jego najlepszej wiedzy to właśnie tu Septima Vector miała swoje prywatne kwatery, gdyż z natury była kobietą leniwą i nie chciało jej się przemierzać pół zamku, by dotrzeć do klasy od numerologii.

— Skąd wiedziałeś? — Potter stał dalej w tym samym miejscu, choć był ewidentnie wytrącony z równowagi. Nareszcie! — Użyłeś na mnie legilimencji? Wiesz, że to teraz nielegalne?

Severus Snape i paradoks czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz