Kiedy następnego dnia Pansy spóźniona na śniadanie wpadła do Wielkiej Sali, już po kilku sekundach wiedziała, że coś musiało się stać. Mały tłumek zebrał się gdzieś pomiędzy stołami Hufflepuffu i Ravenclavu, a kiedy tylko podeszła bliżej, powód zamieszania wydał jej się aż nader oczywisty.
Na ziemi kotłowali się Draco i któryś z Weasleayów, nie była jednak pewna który z nich dokładnie. W pierwszym strzale obstawiła jednak Ronalda, którego od zawsze miała za narwanego, agresywnego kretyna. Parkinson niewiele myśląc wyrwała się do przodu, przy okazji szukając wzrokiem Zabiniego w tłumie.
- Hej! - Głos dziewczyny podniósłby z grobu martwego, na rudego jednak nie podziałał, dlatego postanowiła ponowić swoją próbę; - Hej, kurwa, rudzielcu! - Tym razem chłopak podniósł na nią wzrok, a Draco zgrabnie wykorzystał ten moment żeby wyrwać się z mocnego uścisku Weasleya.
Pansy zdążyła tylko krytyczne spojrzeć na Draco zanim rudy podniósł się z ziemi i z groźnym wyrazem twarzy wycierał krew z podbródka. W pewnym momencie splunął Malfoyowi pod buty i znowu miał się na niego rzucić, kiedy przytrzymało go dwóch chłopaków, których Pansy kojarzyła z eliksirów.
- Dobra gnoju, co to ma być za popisówa? - Bez ogródek wypaliła Parkinson stając krok przed Draco i zawzięcie patrząc w mętne oczy Rona.
- Nie twoja sprawa, ślizgońska suko. - Odpowiedział Weasley, a Pansy wydawało się, że bardzo długo czekał na okazję, żeby powiedzieć jej coś takiego.
- A może jednak moja. No, dawaj Weasley, wstydzisz się czy co? - Dziewczyna postanowiła nie ustępować.
- Świetnie. - Prawie parsknął rudy, a Parkinson już wiedziała, że wygrała. - Ten skurwysyn miał czelność wyrażać się o tym, że Harry i Hermiona ponoć nie spędzają ze mną czasu.
- A spędzają? - Dziewczyna podniosła brwi w geście autentycznego zdziwienia.
- No.... nie. - Ron wyglądał na prawdziwie zbitego z tropu, postanowił sobie chyba jednak nie ustępować, bo dodał jeszcze; - Ale to i tak nie jest jego sprawa!
- Jesteś żałosny, Wiewórze, wiedziałeś? - Odpowiedziała mu jeszcze na odchodnym Pansy, przy okazji łapiąc Malfoya za łokieć i prowadząc do stołu Slytherinu.
Po drodze dołączyli do nich Zabini i Nott, wyglądający jakby dopiero co wyczołgali się z łóżek, a Parkinson była bardzo skłonna uwierzyć w taką wersję wydarzeń. Fakt faktem, w pierwszej chwili dziewczyna chciała zrobić im wykład o tym, że powinni być z Draco kiedy został zaatakowany przez tego rudego kretyna, po krótkim przemyśleniu uznała jednak, że nie ma to ani krzty sensu, dlatego ze zrezygnowaniem opadła na drewnianą ławkę, przy okazji sięgając po dzbanek kawy. Kiedy tylko wypiła duszkiem połowę zawartości filiżanki, zwróciła wzrok na Draco, który próbował udawać, że wcale nie dostał w twarz drugi raz w przeciągu dwudziestu czterech godzin.
Pansy westchnęła jeszcze tylko cicho, postanawiając, że musi poważnie porozmawiać z Malfoyem.
____
Hermiona i Harry byli już z Wielkiej Sali, kiedy Ron zaczął wszczynać burę z Malfoyem, żadne z nich jednak nie poczuło się w obowiązku, żeby chociaż zbliżać się do miejsca zdarzenia, tym bardziej, że ze swojej ławki mieli idealny widok.
Prawdę mówiąc, kiedy Pansy wkroczyła w środek zamieszania, Hermionie na chwile ścisnęło się zarówno gardło jak i dłoń na różdżce pod stołem, kiedy jednak zobaczyła jak Parkinson perfekcyjnie gasi zapał rudzielca, nie mogła się powstrzymać żeby wrednie się nie uśmiechnąć. Fakt faktem Granger nie dosłyszała większości wymiany zdań, jednak mina Weasleya po wszystkim wyraziła więcej niż to, co mogły powiedzieć jej słowa.
- Czy on zawsze był taki, hm, żałosny? - Jej rozmyślania przerwało ciche pytanie Pottera, który właśnie był w trakcie omiatania całej Wielkiej Sali ironicznym spojrzeniem.
- Co masz na myśli? - Zapytała autentycznie zaciekawiona Hermiona, przy okazji popijając białą herbatę.
- Wiesz, generalnie chodzi o tą całą wojnę pomiędzy domami. Przecież to nie ma sensu. Fakt, są dupki bez honoru, ale tacy mogą zdarzyć się tak samo w Slytherinie jak i w Gryffindorze, dom nie ma nic do rzeczy. Merlinie, za tymi murami ludzie realnie tracą życie, miłość, majątki, i przy okazji trwa wojna, a idioci pokroju Ronalda wolą bić się ze ślizgonami, zamiast realnie zmienić coś w życiu swoim albo otoczenia. - W tym miejscu Potter na chwilę zatrzymał swoją przemowę, ugryzł croissanta, teatralnie westchnął i dopiero kontynuował; - Wiesz, tak na dobrą sprawę mógłbym nawet być z kimś ze Slytherinu. No bo w sumie, dlaczego niby nie? Przecież w końcu mają tam też innych chłopaków oprócz Malfoya, no nie?- Harry niemal zaśmiał się mówiąc to, a dla Hermiony był to niesamowicie dobry znak.
- Tak, myślę, że mają. - Odparła mu z uśmiechem Granger, przy okazji przypominając sobie jak Potter przyznał jej się do swojej orientacji.
Był dopiero drugi dzień roku szkolnego, a Hermiona jak to miała w swoim wieloletnim zwyczaju, już siedziała w bibliotece wertując gruby wolumin i czekała na pojawienie się Pottera, który wcześniej bardzo poważnie zakomunikował jej, że muszą porozmawiać. Granger oczywiście zgodziła się bez wahania, chociaż teraz zaczynała się stresować.
Harry jednak w końcu wpadł do czytelni i odszukując dziewczynę wzrokiem szybko przysiadł się do niej. Rozmawiali chwilę, Potter skomplementował nową fryzurę przyjaciółki, postanowił chyba jednak szybko przejść do rzeczy, bo sprawa wyraźnie go stresowała.
- Wiesz co Hermiono, ja nawet nie wiem jak mam to wyrazić. O Merlinie. - Hermiona dawno nie widziała go tak zestresowanego, dlatego jej szósty zmysł zaczął jej podpowiadać o co może chodzić.
- Najlepiej prosto z mostu, będzie prościej. - Doradziła więc spokojnie, czekając na przełom.
- Oh, okej. Wiesz, ja myślę, że chyba mogę być gejem. - Uwadze Granger nie uszły rumieńce występujące na policzki Wybrańca, sama w sobie wiadomość jednak ani trochę jej nie zaszokowała.
- Harry, Harry, Harry. - Dziewczyna pokiwała głową i uśmiechnęła się do Pottera. - Wiem o tym.
- Skąd niby wiesz? Jak możesz wiedzieć, skoro nawet ja nie wiedziałem? - Chłopak wyglądał na lekko wybitego z rytmu, a jego lewa brew niebezpiecznie podjechała do góry.
- Wiesz, moje ty niewinne homo słoneczko, istnieje coś takiego jak gej-radar. - Odpowiedziała mu lekko, czując, że zaraz doczeka się najbardziej zdziwionego wyrazu twarzy jaki może dostać i nie pomyliła się ani trochę.
- Gej-radar? - Zapytał Potter nieśmiało, czując, że już kompletnie nie wie o co chodzi.
- No tak, wiesz, kiedy jedna osoba nie hetero widzi drugą osobę nie hetero, po prostu to wie i widzi. To takie jakby przeczucie. - Hermiona postanowiła wytłumaczyć mu to najprościej jak się da i czekać na rozwój wypadków.
- I kto niby jest tą osobą nie hetero, która ci powiedziała? - Zapytał Harry, czym wywołał szczery wybuch śmiechu u panny Granger.
- Ta osoba, to ja, idioto.
__________
E, no.
Mamy godzinę 4:05, a mnie wzięło, żeby napisać rozdział.
Prawdę mówiąc, ani go nie sprawdzałam, ani nawet nie czytałam, ale postanowiłam go opublikować, bo why not.
W sumie to mam nadzieję, że nie ma tam tylu błędów ile wydaje mi się, że może być i że mimo wszystko rozdział się spodoba.
Także no.
Do następnego, see ya.
CZYTASZ
tear you apart || drarry/pansmione
FanfictionKiedy Draco ma dość, Harry czuje, że musi wszystko zmienić, a Hermiona i Pansy ładują się w relację bez przyszłości. [opis do późniejszej zmiany, można powiedzieć, że to wersja robocza]