- Czyli krótko mówiąc chcesz nam powiedzieć, że rzuciłeś się na kogoś z pięściami bez jakiejkolwiek kontroli nad tym co robisz? - Zapytała Pansy kiedy dziewczyny wysłuchały opowieści Pottera, a Hermiona wyglądała na zbyt zmartwioną żeby jakkolwiek artykułować myśli.
- Właściwie to tak. - Nieśmiało odparł jej Potter patrząc na Malfoya wzrokiem, który sugerował, że liczył na wsparcie blondyna w tej sytuacji, będącej kompletnym absurdem nawet dla niego samego.
- Nie podoba mi się to. - Zdołała tylko wydukać Hermiona przez palce, w których ukryła twarz.
- Myślę, że nikomu o zdrowych zmysłach by się nie spodobało. - Sucho podsumował Malfoy wyglądając przy tym jak jedna wielka kupa nerwów zamknięta w ludzkim ciele.
Po jego słowach w Pokoju Życzeń nastała absolutna cisza z gatunku tych, których strach przerwać. W obecnej sytuacji żadne z nich, a szczególnie Harry nie chciało wypowiadać na głos ich najgorszych wizji niedalekiej przyszłości. Pomimo tego jednak w głowie każdego z osobna rodziła się jedna i ta sama myśl o tym, że cała ta paskudna sprawa musi mieć związek z Voldemortem mącącym w głowie młodemu Potterowi.
______
Od czasu paskudnego incydentu z Harrym w roli głównej minęły niemal trzy tygodnie podczas których każde z nich w pewien sposób próbowało się oswoić z nowym stanem rzeczy. Potter spędzał większość swojego wolnego czasu na zamartwianiu się ewentualną możliwością powtórki z tego wydarzenia. Ostatnim razem miał nad nim zerową kontrolę dlatego niemal panicznie bał się, że przytrafi mu się to znowu na przykład na zajęciach i rzuci się z pięściami na Snapea. A to, nie ukrywając mogłoby się skończyć poprzez śmierć którejś ze stron i Harry miał wrażenie, że kiedy jego umysł podsuną mu tą myśl, nie była ona ani trochę przekoloryzowana.
Absurdu temu wszystkiemu przydawało również zachowanie Rona, który pomimo tego, że przez wiele dni chodził z podbitym okiem nie próbował w jakikolwiek sposób odegrać się na Potterze. Mogło mieć to jednak związek z faktem, że najmłodszy z braci Weaseley traktował Wybrańca jak powietrze, a kiedy ten pojawiał się w zasięgu jego wzroku, Ronald ostentacyjnie odwracał swoje chmurne, niebieskie oczy i wgapiał się w jak najbardziej oddalony od niego punkt. Harry nie uważał tego impasu pomiędzy nimi za zdrowe i dobre dla kogokolwiek rozwiązanie jednak miał na głowie zbyt wiele zmartwień nawet udziału w nich swojego byłego najlepszego przyjaciela. Dlatego właśnie, pomimo, że było to zachowanie nader dziecinne, młody Potter również udawał, że nie zauważa Rona na szkolnych korytarzach i martwił go tylko fakt, że czara goryczy któregoś dnia zostanie przelana, a on nie miał najmniejszego pojęcia jak wtedy poradzi sobie z zastaną sytuacją.
Pomimo oczywistych minusów tego co się stało, Harry dostrzegał jeden plus, który w jego odczuciu nieco niwelował nawał całej reszty problemów. Od czasu tamtego feralnego wieczoru, Harry i Draco stali się niemal nierozłączni. Nie dochodziło do nimi jednak do niczego więcej niż wymianach niepewnych spojrzeń, kiedy któryś z nich za bardzo zaburzył przestrzeń prywatną tego drugiego zbyt śmiałym złapaniem za łokieć albo niespodziewanym oparciu głowy o ramię. Żaden z nich jednak nie komentował tego co działo się pomiędzy nimi nie chcąc wywierać presji albo niepotrzebnego napięcia.
I tak trwali w tym dziwnym zawieszeniu, aż któregoś dnia nastąpił przełom. Spowodowany niekoniecznie inicjatywą któregoś z nich, ale osoby, która do tej pory wydawała się nie chcieć nawet mieć żadnego z nich w zasięgu wzroku.
Harry akurat spędzał pierwszą wolną chwilę tego tygodnia na czytaniu "Skowytu", Allena Ginsberga zaszyty gdzieś w najdalszym kącie biblioteki, kiedy nagle ktoś zasłonił mu już i tak ledwo zadowalające światło lampy starej pewnie jak sam Hogwart. Osoba ta, jak Potter domyślił się nawet nie podnosząc wzroku znad lektury musiała być młodym Malfoyem, dlatego kiedy tylko chłopak doczytał akapit, rzucił w przestrzeń;
- Nie zasłaniaj mi światła, widzisz przecież, że czytam.
- Och, przepraszam jaśnie księcia, w takim razie może już pójdę. - Odezwał się niespodziewanie głos inny niż ten Dracona, znacznie oschlejszy i nieco niższy, taki, przez którego brzmienie Potterowi chcąc czy też nie, zrobiło się autentycznie niedobrze.
Nad nim, z założonymi bojowo rękami stał nie kto inny jak Ronald Weasley, który chyba w końcu postanowił zebrać się w sobie aby wyjaśnić z Harrym ostatnią niezbyt sympatyczną sytuację, która zaszła pomiędzy nimi. Potter jednak nie miał najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę z nim ani też nie czuł potrzeby tłumaczenia się Ronowi, koniec końców nie ufał mu już tak jak kiedyś.
- Przepraszam cię za ostatnie, ale nie mam do powiedzenia nic więcej. - Zaczął spokojnie Harry, mając nadzieję, że tym razem takie zdystansowane podejście wystarczy.
Nie wystarczyło jednak, bo Ronald tylko prychnął pod nosem i nawet już wyglądał jakby miał zamiar oddalić się i zostawić Wybrańca samemu sobie. A potem nagle w ostatniej chwili zamachnął się i potężny cios wylądował na szczęce Pottera.
______
Następne co Harry pamiętał to twarz Hermiony patrzącej na niego z nieskrywanym przerażeniem w świetle lamp Skrzydła Szpitalnego.
Przyjaciółka wyjaśniła mu, że pani Pince znalazła go nieprzytomnego w Bibliotece z zakrwawioną twarzą i że narobił im wszystkim strasznego stracha. Z tego co mówiła wynikało jednak, że nikt poza nimi nie połączył faktów na tyle zgrabnie żeby wywnioskować że to Ron obił Harryego.
- Wiedziałaś Miona, że prawy sierpowy Ronalda uległ znacznej poprawie? - Rzucił chłopak niemal w żarcie, a Granger pomimo, że najpierw spojrzała na niego jak wzburzona matka, po chwili sama nie opanowała śmiechu i cicho parsknęła pod nosem.
______
Ku jego miłemu zaskoczeniu pani Pomfrey nie upierała się przy jego długim pobycie w Szpitalu, a Potter domyślił się, że ma to związek z aktualnie panującą epidemią grypy, przez którą kobieta urabiała sobie ręce po łokcie.
Kiedy tylko Potter wyszedł z oddziału już wiedział gdzie skieruje swoje kroki w nadziei na zastanie tam Malfoya. Cała ta dziwna sytuacja która miała miejsce w bibliotece uświadomiła mu jedno - naprawdę miał nadzieję, że to Draco przyszedł do niego w tamtym momencie.
Nie minęło nawet kilka sekund od momentu, w którym Harry przekroczył drzwi Pokoju Życzeń, a usłyszał spod którejś ściany zimny głos;
- Pansy, jeśli to ty - spieprzaj, nie mam dzisiaj humoru na słuchanie o twoim idealnym związku.
- To nie Pansy. To ja. - Odpowiedział mu Potter jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Boże, Potter, znowu wyglądasz jak sto nieszczęść. - Prawie jęknął Draco szybko przenosząc na niego wzrok.
- Tym razem to nie była moja wina! - Chłopak przeszedł w tryb obronny, ale nie zdążył powiedzieć absolutnie nic więcej bo Malfoy pokonał dzielący ich dystans w trzech długich krokach i niewiele myśląc przycisnął Harryego do ściany swoim ciałem.
- Pieprzę to wszystko Potter, chodź do mnie bo oszaleje. - I zanim ostatnia głoska zdążyła wybrzmieć, Harry odpinał już guziki koszuli Ślizgona, a tamten całował jego szyję jakby świat miał się skończyć, a to była ich ostatnia szansa na swój wzajemny dotyk.
CZYTASZ
tear you apart || drarry/pansmione
FanfictionKiedy Draco ma dość, Harry czuje, że musi wszystko zmienić, a Hermiona i Pansy ładują się w relację bez przyszłości. [opis do późniejszej zmiany, można powiedzieć, że to wersja robocza]