Dziesięcioletnia dziewczynka chowała się w zaroślach i, z figlarnym błyskiem w oku, przyglądała się czarnowłosemu piętnastolatkowi, który stał w milczeniu pośrodku placu, otoczonego dziewięcioma drewnianymi palami. Po chwili chłopak wyciągnął z kieszeni białego kimona dwa shurikeny, zrobił fikołka w powietrzu i rzucił je. W locie zdążył jeszcze wykonać pieczęcie dwóch technik; jedna powieliła shurikeny dziesięciokrotnie, druga zaś zapaliła je, a one, płonąc żywym ogniem, wbiły się w słupy, podpalając je i zmieniając w pochodnie. Czarnowłosy z gracją wylądował na tym samym miejscu, z którego skoczył.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, patrząc z podziwem na chłopaka, podniosła się i zaklaskała. Natychmiast się odwrócił.
- Otohime, co tutaj robisz? Myślałem, że poszłaś pobawić się z Jiraiyą – powiedział z zaskoczeniem, ale odwzajemnił uśmiech.
Podeszła do niego żwawym krokiem.
- Chciałam, ale śpi, chociaż jest już południe – usłyszał żal w głosie dziewczynki.
- Tego można się było po nim spodziewać... - westchnął.
- Widziałam, jak trenujesz. I to było świetne! – zawołała z przejęciem. – To, gdy zrobiłeś ten obrót – obróciła się wokół własnej osi. – A potem to! – wskazała ręką jeden ze słupów. – Gdy je podpaliłeś. Nauczysz mnie tego? Proszę, bo wtedy ja ci coś pokażę.
- Co? – spytał z ciekawością.
- Zobaczysz, tylko mnie tego naucz! – wyszczerzyła białe ząbki w uśmiechu.
- Mówiłem ci, byś uważała, kiedy lądujesz – powiedział karcąco chłopak, niosąc kilkanaście minut później małą Otohime na barana. Podczas ćwiczeń skręciła sobie kostkę i teraz musiał ją zanieść do medycznego ninjy, a znał tylko jedną taką osobę; koleżankę z drużyny, Tsunade. Szedł dróżką do Wioski Liścia, w której mieszkali.
- Orochimaru – zaczęła, wtulona w jego plecy. Czuła się przy nim bezpiecznie, a on był jej bliski, niczym starszy brat. To do niego najbardziej się przywiązała, gdy on i drużyna Hiruzena znaleźli ją niedaleko granicy w Kraju Ognia. Była sama, jej rodzice zginęli i wtedy, cztery lata temu, będąc już na wyczerpaniu z powodu głodu i pragnienia, nagle zobaczyła wysokiego chłopca z długimi do pasa, czarnymi włosami, bladą cerą i fioletowymi obwódkami wokół oczu. To było ostatnie, co ujrzała, nim zemdlała i obudziła się kilka dni później. To on pierwszy ją odnalazł i powiadomił pozostałych, tak powiedziała jej Tsunade. Zawdzięcza mu życie.
- Nie martw się, za chwilę będziemy w wiosce i Tsunade ci pomoże – odpowiedział jej.
Spojrzała na niego. W przeciągu tych kilku lat, odkąd trafiła do wioski, zmienił się. Wyprzystojniał. Był też dla niej miły i nigdy nie odmawiał jej, gdy go o coś prosiła. Teraz niósł ją na plecach, a ona czuła bijące od niego, przyjemne ciepło.
- Miałam ci coś pokazać.
- Zrobisz to, jak twoja kostka wyzdrowieje. I tak nie możesz chodzić.
- Nie potrzebuję chodzić, by ci to pokazać. Spójrz – wskazała na duży kamień na poboczu. – Posadź mnie na nim.
Podszedł do głazu i pomógł jej usiąść. Wyciągnęła z kieszeni harmonijkę, odgarnęła długie, proste kosmyki z twarzy i przyłożyła organki do ust. Zamknęła błękitne oczy, które, jego zdaniem, idealnie pasowały do jej śnieżnobiałych, naturalnych włosów, i zaczęła grać. Zaniemówił, kiedy usłyszał piękną melodię, jaką wygrywała, tak piękną, że nie mógł przestać jej słuchać. Była wolna i delikatna, a jej dźwięk tworzył z szelestem liści, powiewanymi na wietrze, i odgłosem rwącej wody w strumyku cudną pieśń...
- Dlaczego zagrałaś mi tę melodię? – spytał, gdy dziewczynka skończyła.
- Powiedziałeś mi kilka dni temu, że kiedyś opuścisz naszą wioskę. Chciałabym, żebyś, dzięki tej melodii, pamiętał, że jest ktoś, kto będzie na ciebie czekał, aż wrócisz z powrotem. Nawet, gdybyś odszedł na zawsze, ten ktoś będzie wypatrywał cię w bramie wioski choćby całą wieczność...
CZYTASZ
Miłosna Piosenka Orochimaru
ספרות חובביםMinęło kilkadziesiąt lat od śmierci Otohime. Mitsuki, podczas misji z Boruto i Saradą, nieoczekiwanie spotyka młodą kobietę, która wygrywa cudną melodię na srebrnej harmonijce. I uświadamia sobie, że kiedyś już ją słyszał. Tylko gdzie? Orochimaru...