Po sekundzie miałam ma sobie czarny kombinezon z całym wyposażeniem. Wstałam na balustradę, wyjęłam lotnię i z pomocą magii powietrza poszybowałam nad miastem. Z góry obserwowałam miejską paletę barw, od czerwieni po żółcie, na błękitach i granatach skończywszy. Patrzyłam na cichnące ulice, na księżyc odbijający się od Sekwany.
Przepełniona tym wspaniałym widokiem, w końcu zatrzymałam się na dachu kamienicy stojącej naprzeciwko wieży Eiffla. Nie byłam sama. Zobaczyłam znajomą sylwetkę. Podeszłam bliżej i rozpoznałam Czarnego Kota. Był przygnębiony. Chrząknęłam.
- Mogę się przysiąść?
Odwrócił się przestraszony. Zlustrował mnie z góry na dół i uśmiechnął się, pokazując mi swoje śnieżnobiałe kły.
- A więc ty jesteś tą słynną Czarną Brzytwą? Jasne, siadaj. - odpowiedział. Usiadłam obok, dzielił nas niecały metr.
- A więc ty jesteś tym słynnym Czarnym Kotem? Miło cię poznać. - wyciągnęłam dłoń. Uścisnął, jednocześnie składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. Patrzyliśmy sobie w oczy, od razu przypomniałam sobie naszą pierwszą misję. Oczywiście pod postacią Biedronki. Zrobiło się trochę niezręcznie, więc się odsunęłam.
- A więc... długo tu siedzisz? - zapytałam speszona.
- Nie, chwilę przed tobą.- odpowiedział, podziwiając miejski krajobraz, w centrum którego znajdowała się wieża Eiffla zasłaniająca zachodzące słońce. Musiał głęboko nad czym rozmyślać. Po chwili uśmiechnął się i odwrócił do mnie.
- Wiesz co? Mam ochotę pobiegać po dachach. Chciałabyś mi towarzyszyć? - uśmiechnął się szerzej, pokazując śnieżnobiałe uzębienie. I jak tu się nie oprzeć?
- Okey. Ścigamy się do wieży Eiffla. Przegrany... - zamyśliłam się.
- Daje buziaka wygranemu. - mrugnął, śmiejąc się. O nie! Nie mogłam przegrać. - I bez oszustw... EJ! To był falstart!
Kiedy to powiedział, byłam już dwie ulice dalej. Biegnąc, zerkałam do tyłu, czy mnie wyprzedził. Będąc w pobliżu mety, wyjęłam pistolet z hakiem, skierowałam go na szczyt wieży i nacisnęłam spust. Hak zaczepił się między pryczami konstrukcji. Puściłam spust, poddałam się maszynie ciągnącej po linie. Zbliżałam się do krawędzi dachu kamienicy. Już czułam słodki smak zwycięstwa. Kurczę, nie ustaliliśmy gdzie ma mnie pocałować. Stopą odepchnęłam się od krawędzi i nagle poczułam, że coś wbija mi się w bok. Spojrzałam w dół i pierwsze co zauważyłam to zielone oczy i malinowe usta ułożone w szerokim uśmiechu. Spojrzałam niżej i zorientowałam się, że trzyma mnie jak w imadle, a jego pazury wbijały mi się w talię. Znowu spojrzałam na niego.
- "Nie, nie, nie, nie, nie! Tak nie może być." - pomyślałam. - Ty... Oszukujesz! Tak nie wolno! - krzyknęłam.
- Pragnę ci oświadczyć, że to ty oszukałaś mnie pierwsza. Więc nie myśl, że tak ci odpuszczę. - odpowiedział. Byliśmy już kawałek do "mety". Zaczęliśmy się siłować, czyja noga pierwsza dotknie konstrukcji. Brakowało mi tylko kilku centymetrów, ale jego stopa o sekundę szybciej znalazła się przy haku. Wyciągnęłam hak spomiędzy prycz, wsadziłam pistolet za pas i mocno złapałam się konstrukcji na wysokości twarzy Czarnego Kota. Był bardzo zadowolony z wygranej, a jak na dżentelmena przystało podał mi swoją dłoń. Uścisnęłam ją.
- Gratuluję wygranej. Mam nadzieję, że nie będę musiała szukać po kieszeniach mocno czerwonej szminki.
- Chętnie pożyczyłbym ci swoją, ale takowej nie mam. Niech stracę. Może innym razem. - uśmiechnął się szerzej. Wszędzie rozpoznałabym ten błysk w oku.
CZYTASZ
Wyzwolicielka Paryża
Fiksi PenggemarMłoda Marinette, tajna agentka na pełen etat, codziennie ratuje świat przed złoczyńcami. Pewnego dnia zostaje wysłana do paryskiego liceum, by znaleźć najgroźniejszego złoczyńcę w Europie, ukrywającego się pod pseudonimem - Papillon. Losy całego kon...