Rozdział IV

1K 43 7
                                    

7 lat później

Kolejny piękny dzień! Mimo, że są wakacje to chodzę do szkoły. Dlaczego? Lubię się uczyć! Świat mnie fascynuje i zamierzam się o nim dowiedzieć wszystkiego co możliwe! Niestety nikt nie podziela mojego entuzjazmu... Większość chodzi tu z przymusy i robi niepotrzebny bałagan.

-Cześć Julio! -zawołałam do mojej przyjaciółki.

-Cześć Kate! -pomachała mi ręką.

-Ej to moje! -usłyszałyśmy głos. Popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo.

-To brzmiało jak wezwanie pomocy.

-Idziemy! -nie zależało mi na jej pochlebstwach, chociaż miło słyszeć że ktoś docenia moją "pracę".

-Dwa jabłka i kawałek sera? Jesteś żałosny! -powiedział wysoki chłopak wysypując zawartość pudełka śniadaniowego.- Pora na nauczkę... -zamachnął się.

-Hej! Co się tu dzieje? -krzyknęłam, by skupić jego uwagę na sobie.

-Kogo my tu mamy... Katherine Fate... Dalej jesteś taka "hej" do przodu?

-A ty dalej jesteś taki pewny siebie? Wiesz, po ostatnim razie liczyłam że przestaniesz.

-Nie radzę ci z nią zadzierać! -odezwała się Julia zza moich pleców.

-Siedź cicho! -krzyknął na nią chłopak.

-Ej! Nie będziesz się tak odzywał do moich przyjaciół!

-Zmuś mnie... -uśmiechnął się szyderczo.

-Z chęcią.

Zrobił dwa wielkie susły w moją stronę, chwycił mnie za gardło i przyparł do ściany.

-Dalej jesteś taka cwana?

-A żebyś wiedział... -sapnęłam i kopnęłam go z brzuch.

Puścił mnie i zgiął się wpół, a ja miękko wylądowałam na ziemi.

-Wystarczy? -zapytałam.

-Chciałabyś...

Wyprostował się i zadał cios prawą ręką. Uniknęłam uderzenia obrotem i przy okazji walnęłam go z łokcia. Następnie założyłam mu rękę na plecy, podcięłam i trzymałam tak, by mi się nie wywinął.

-Pytałam czy starczy?

-Tak. -zdołał wykrztusić.

-Nie słyszę! -krzyknęła Julia.

-Tak! -wrzasnął.

-Teraz przeprosisz chłopca. -powiedziałam i go podniosłam za kołnierz. Rzuciłam nim pod nogi chłopaka.

-Przepraszam... -powiedział cicho.

-A teraz zmywaj się stąd. -rzuciłam, a chłopak w te pędy ruszył przez korytarz.

-Dziękuję! -uradowany chłopak przytulił się do mnie.

-Nie ma sprawy. Zawsze do usług.

-Szkoda tylko, że wcześniej nie przyszłaś... -spojrzał smutno na swoje śniadanie leżące na podłodze.

-Wiesz co? Wydaje mi się, że mam nadmiar kanapek ze sobą. Może chciałbyś jedną? Szkoda żeby się zmarnowały...

-Naprawdę? -oczy mu się zaświeciły.

-Jasne! -sięgnęłam do torby, którą trzymała mi Julia i wyjęłam jedną kanapkę.- Trzymaj. Smacznego!

-Dziękuję! Jesteś niesamowita!

-Tak jak mówiłam: do usług. -chłopak zaczął się oddalać.

-To była twoja jedyna kanapka. -skomentowała Julia.

-Być może...

-Dlaczego? To głupie...

-Tu nie chodziło o mnie. Ten chłopak nie wyglądał tak, jakby jadł drugie śniadanie codziennie. Sądzę, że postąpiłam dobrze.

-Może masz rację...

-Pewnie, że mam! -uśmiechnęłam się.- A teraz chodźmy na zajęcia.

Miałam dziś tylko cztery lekcje, więc czas dość szybko zleciał i nim się obejrzałam już musiałam iść do domu. Pożegnałam się z przyjaciółką, z którą umówiłyśmy się wieczorem w sadzie za jej domem. Co jak co, ale jabłka ma najlepsze! Po drodze do domu spotkałam Mikę: bezpańskiego psa. Czasem ją dokarmiam. Dziś niestety nic dla niej nie miałam. Nie pomyślałam, że jeżeli oddam kanapkę temu chłopu to nie będę nic dla niej miała. "Nie możesz wszystkim pomóc" - jak to zwykł mawiać tato. Tak czy siak szkoda, że nie miałam jeszcze jednej kanapki.

-Jak było w szkole? -zapytał wyżej wymieniony.

-Wszystko w porządku. Jestem głodna. Co na obiad?

-Nie zjadłaś kanapki? Przecież...

-Oddałam ją. -przerwałam mu- Nie bądź na mnie zły. Młodszemu koledze jeden czubek wysypał śniadanie. Wstawiłam się za nim i...

-Kate... -spojrzał na mnie rodzicielskim wzrokiem.

-Wiem, wiem... Nie powinnam... Ale tato, on by go uderzył! Tamten nie miał szans! Musiałam zareagować! Przecież czemuś muszą służyć nasze treningi, prawda?

-Chciałem tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny. Moja mała bohaterka. -przytulił mnie.- To co? Jemy obiad i idziemy poćwiczyć? Na dziś zaplanowałem bieg z przeszkodami. Może być?

-Pewnie! A mogłabym wieczorem pójść do Juli? -uśmiechnęłam się. Uwielbiałam nasze wspólne treningi! Niestety już niedługo pierwszy września i będą one rzadsze z uwagi na rok szkolny.

-Oczywiście. -uśmiechnął się i poszedł do kuchni.

Seven: rok zero ~ trenowana na bestięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz