Rozdział XIV

9 0 0
                                    

Nazajutrz o świcie, odddział Hayara wkroczył do wąwozu, żołnierze Imperium już nie spali, tak jakby na nich czekali. Na ich czele stał ten sam młody oficer z dumnie wypiętą piersią, którego nocą obserwowali z klifu. Mandalorianie powoli do nich podeszli. Prowadził ich Hayar w towarzystwie Clarenta. Obaj zbliżyli się do oficera.
– A wy jesteście...? – zapytał dumnie.
Hayar poszarzał na twarzy ze złości. Jednak uspokoił się dzięki pomocy kapitana Sił Królewskich oraz swojemu wrodzonemu królewskiemu wychowaniu. Opanowanym głosem z nutką ironii, co nie uszło uwadze oficera, odpowiedział:

– Jestem Hayar Kryze, książę Mandalorian i Marszałek Sił Zbrojnych Państwa Mandaloriańskiego. A to kapitan mojej straży, Clarent Fudge. Przyszedłem po mojego syna.
– Zwracaj się do mnie per Pan. Nic dla mnie nie znaczą tytuły i nie obchodzi mnie, że jesteś księciem jakiegoś tam nędznego sektora. Dla mnie możesz być nawet wampą... Wasza wysokość. – drwiąco uśmiechnął się oficer. – Jestem porucznik Fritz, dowódca 17. Korpusu Piechoty Imperium Systemowego. Nie muszę słuchać rozkazów jakiegoś zadufanego królewicza. To ja tu rządzę. Zapamiętaj, że nie jesteś u siebie, książę.
Tego było za wiele dla Hayara. Każdy kto go dobrze znał, wiedział że nie puści takiej obelgi płazem. Teraz nawet Fudge nie był w stanie go powstrzymać.
– Uroczo, założę się że ćwiczyłeś takie powitanie całą noc. A teraz posłuchaj mnie, bo nie zwykłem powtarzać dwa razy zbyt pewnym siebie szczeniakom. Nie zdajesz sobie sprawy z kim rozmawiasz, więc bardziej kreatywne obelgi zostaw dla swoich przełożonych, a teraz się zamknij i przyprowadź tutaj mojego syna. A jeśli tylko zauważę najmniejsze zadrapanie na jego ciele, to przysięgam ci, że kiedy już z tobą skończę, będziesz śpiewał hymn Państwa Mandaloriańskiego od tyłu, dopóki nie przylecą tutaj twoi ludzie i nie każą ci czyścić toalet dokładnie tam, gdzie jest twoje miejsce. – zaczął rozkręcać się książę.
Tymczasem Jaden od strony jednego ze zboczy wąwozu zakradał się do ruin. Dotarł już do ściany i wypatrywał wrogów. Jak narazie nie zauważył żadnego strażnika. „Pewnie wszyscy uczestniczą w negocjacjach" pomyślał klon ale nie zaniechał ostrożności. Niczym kot zaczął się przekradać między murami. Tak krocząc zauważył związanego młodego człowieka. „To pewnie Kad" pomyślał. Tutaj jak na dłoni widział co działo się w wąwozie. Jaden spojrzał w tamtą stronę. Widać było tam nerwowo gestykulującego Hayara i oficera. „Trafił swój na swego" uśmiechnął się w duchu. Wyjął nóż i po cichu zbliżył się do jeńca. Gdyn znalazł się na tyle blisko by tamten go usłyszał, szepnął:

– Kad?
– Tak? – odwrócił głowę przyszły książę. – Jaden?!?
– Odwróć głowę. Tak, to ja. Siedz spokojnie. Zaraz cię uwolnię. – Tano zaczął rozcinać więzy. – Jest tu gdzieś strażnik?
– Taa... za tobą!
– Co? – zaskoczony klon odwrócił się, by w tym samym momencie zablokować cios wymierzony w jego serce. Odbił ostrze imperialnego i kopnął go z całej siły w brzuch. Przeciwnik przewrócił się się a chwilę później znalazł się na nim Tano. Komandor zaczął okładać pięściami strażnika. Ten był jednak był na tyle odporny na ból, że zdołał przewrócić intruza i usiąść na nim okrakiem. Wzniósł już rękę, która miała zapowiadać serię ciosów, gdy nagle otrzymał uderzenie w potylicę. Żołnierz stracił przytomność, której już nigdy nie miał odzyskać. Naczelnik spojrzał w górę. Zobaczył Kada trzymającego cegłę.
– Kad, uważaj! – krzyknął klon i rzucił swój nóż w stronę nadchodzącego strażnika. Ostrze wbiło się aż po sam szubek w szyję. Imperialny żołnierz padł martwy na ziemię. Kad odrzucił cegłę i pomógł wstać Jadenowi. Niestety, ich krzyki usłyszeli pozostali wrogowie. W wąwozie rozpoczęła się walka. Żołnierze Imperium zaczęli szukać osłon podobnie jak mandalorianie. Odgłosy pocisków odbijały się echem od ścian wąwozu. Hayar wraz z Fudgem kryli się za leżącą nieopodal ruin kolumną. Młody książę od czasu do czasu posyłał pociski z energią w stronę wrogów.
– Cholera, gdzie jest Jaden?!? – wyrwało mu się. – Widziałem, że narobi hałasu.
– On wie co robi. – stanowczo odpowiedział kapitan.
– Mam nadzieję... – mruknął do siebie Hayar po czym wychilił się zza kolumny i oddał strzał z blastera. Pocisk trafił w klatkę piersiową jednego z żołnierzy, należącego do obstawy Fritza.
Tymczasem Jaden zaczął wypatrywać oficera. W zgiełku pitewnym zniknął mu z oczu. Klon zwrócił się do Kada.
– Widzisz gdzieś oficera? Dość wysoki, szatyn, piwne oczy.
Młodzieniec wytężył wzrok lustrując pole bitwy.
– Tak, widzę go. Jest za nasypem. Pilnują go.
– Strzelaj w tamtym kierunku. Idę po niego.
Jaden zerwał się i ruszył ku nasypowi. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów drogę zagrodził mu barczysty sierżant. Komandor nie przerywając biegu oddał strzał. Podoficer padł martwy na ziemię z przestrzelonym korpusem. Tano nie oglądając się za siebie ruszył w dalszą drogę.

 Tano nie oglądając się za siebie ruszył w dalszą drogę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Żołnierze Imperium powoli poddawali się. Część z nich albo już nie żyła albo była ciężko ranna i niezdolna do dalszej walki. Fritz strzelał dzielnie w kierunku wrogów broniąc swojej pozycji, jednak wiedział jednocześnie, że sprawa jest przesądzona. Nagle wśród strzałów i wybuchów dostrzegł nadbiegającego klona. Odwrócił się w jego kierunku i wymierzył swój blaster w pierś przeciwnika. Już miał strzelić gdy poczuł ogromny wibrujący ból w ramieniu. To Kad osłaniając swego wybawcę przestrzelił oficerowi rękę. W mgnieniu oka do obstawy Fritza dobiegł Tano. Strzelił dwukrotnie do najbliżej stojących strażników a trzeciego zaatakował nożem. Wszystko wydarzyło się w ciągu paru sekund. Po chwili imperialny żołnierz padł na głazy z wbitym w brzuch ostrym narzędziem. Porucznik szybkim ruchem schował swoją broń do cholewy buta. Tymczasem Jaden odwrócił się do niego celując do niego z blastera i rozkazał:
– Rzuć blaster! Ręce do góry!
Fritz zdając sobie sprawę z zagrożenia ze strony Tano wykonał polecenie i ruszył przed klonem, zakładając sobie ręce za głowę. Poczuł zimną lufę pistoletu pod lewą łopatką.
– Rozkaż swoim ludziom się poddać. Inaczej wszyscy zginą.
Oficer dumnie się wyprostował i poszarzał na twarzy. Arogancja wzięła nad nim górę i przejęła kontrolę. Żaden klon nie będzie mu rozkazywał. Jednak po kolejnym fizycznym spotkaniu z blasterem zmienił zdanie.
– Zaprzestańcie walk! Rzućcie broń! To rozkaz! – zwrócił się Fritz do swoich ludzi.
Imperialni powoli zaczęli się poddawać i oddawać swoją broń pod pieczę jednego z królewskich żołnierzy. Po dokładnym przeszukaniu jeńcy stanęli w szeregu w samym środku wąwozu. Niebawem do Tano dołączyli Hayar i Clarent a także Kad. Ojciec i syn rzucili się sobie w ramiona i przed dłuższą chwilę ściskali się nie mogąc zarazem uwierzyć w to, że znowu są razem.

– Dobrze cię widzieć – zagaił książę.
– Ciebie też, tato.
Obydwaj odwrócili się do swoich przyjaciół. Hayar podszedł do Jadena przyglądającemu się zastępowi jeńców z Fritzem na czele. Przez chwilę przyszły król Mandalorian stał i walczył sam ze sobą, aż nareszcie przemówił:
– Dziękuję.
Na to jedno proste słowo wypowiedziane z serdecznością i podziękowaniem w głosie Hayara, Jaden spojrzał ku niemu.
– Zaraz się wzruszę – powiedział Fudge do Kada patrząc na tę scenę.
Przez kilka sekund patrzył w oczy księcia aż wyciągnął ku niemu dłoń. Hayar spojrzał na niego, ale po chwili wahania uścisnął ją. Stali tak przez chwilę – jeszcze niedawno zawzięci wrogowie, teraz nareszcie pogodzeni. Z zamyślenia wyrwał ich głos kapitana Royal Forces.

– Co mamy z nimi zrobić? – powiedział wskazując głową szereg imperialnych żołdaków.
Jaden i Hayar jednocześnie odwrócili się do niego.

– Kad, co byś z nimi zrobił?– zapytał Marszałek syna.
– Cóż... poddali się, a warunki miałem u nich znośne, weźmy ich ze sobą.
– Dobrze, zatem zabieramy ich na okręt... ale najpierw polegli– rzekł smutno Kryze.
Okazało się bowiem, że podczas bitwy zginęło sześciu krolewskich żołnierzy. Czwórka obróciła się plecami do więżniów rozmyślając nad powrotem na Kryzooine. Tymczasem Fritz nieznacznym ruchem wyjął nóż z cholewy buta. „Zapłaci mi za to" pomyślał wściekły porucznik zamierzając się na Hayara, który na jego nieszczęście usłyszał szuranie. W tej samej chwili wyjął blaster z kabury, odwrócił się i strzelił. Huk strzału odbił się echem od ścian wąwozu.

Nowe zagrożenieWhere stories live. Discover now