Rozdział 22

69 12 4
                                    

Matt


Następnego dnia już nie opuściłem wykładów. Mimo to, nie nauczyłem się dzisiaj niczego. W nocy nie mogłem spać. Mój umysł ciągle przetwarzał doświadczenia ostatniego dnia. Ale nie tylko ja nie miałem dziś na nic sił. Moi przyjaciele również wydawali się być przybici. Will próbował ukryć swój stan, siląc się na swobodną postawę i zwyczajny sposób mówienia, jednak nie szło mu to zbyt dobrze. Coś się w nim zmieniło. Jego oczy, mimo uśmiechu na ustach, pozostawały puste. Jakby ktoś skradł ich blask, pozostawiając matową, szarą powierzchnię. Z Cath nie było lepiej. Ta energiczna i rozgadana kruszyna, która nie potrafiła wytrzymać kilku godzin bez kłótni z Nickiem, dziś siedziała zgarbiona, w ciszy jedząc obiad. A raczej dłubiąc w nim widelcem, bo, jak tłumaczyła, nie miała apetytu. Ostatniego członka naszej paczki dzisiaj brakowało. Od dziewczyny dowiedzieliśmy się jedynie, że Nick przyjdzie później, bo miał coś ważnego do załatwienia. Nie chciała powiedzieć, co.

Zostało nam kilka ostatnich minut przerwy obiadowej, kiedy wreszcie dołączył do nas. Usiadł bez słowa na swoim miejscu i posłał delikatny, ale zmęczony uśmiech.

- Co tak długo? I dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć, gdzie idziesz? - Blondynka nieco się ożywiła. - Mógłbyś chociaż napisać, że już wracasz. - dodała z wyrzutem. Nie chciała się przyznać, ale widać było, że martwiła się o przyjaciela.

- Ponieważ wolałem powiedzieć to wam wszystkim na raz. - teraz wszyscy spojrzeliśmy na niego z większym, lub mniejszym zaciekawieniem.  - Byłem na posterunku policji. - zaskoczył nas tym wyznaniem i zyskał całą naszą uwagę.

- Co? Ale, jak to? Co się stało? Wpakowałeś się w coś? - Cath zadawała pytania w zawrotnym tempie, nie dopuszczając Nicka do głosu. Ten w końcu musiał przyłożyć swoją dłoń do jej ust, by ją uciszyć. Nawet śmiesznie to wyglądało. Duża dłoń ciemnoskórego nastolatka zakrywała jej prawie całą twarz i mocno kontrastowała z jej bladą cerą i jasnymi włosami.

- Wytrzymaj chwilę bez gadania, to się dowiesz. Pamiętacie mojego współlokatora, Aarona? - Cała nasza trójka pokiwała głowami. - W środę po południu miał jechać do rodziny na bar micwę swojego młodszego brata. Wczoraj, niedługo po waszym wyjściu, zadzwoniła do mnie jego mama. Nie mogła się do niego dodzwonić, więc zdobyła mój numer i się ze mną skontaktowała. Nie dotarł na miejsce. Myślała, że z jakiegoś powodu jeszcze nie wyjechał. Już zgłosiła zaginięcie policji. Byłem tam, żeby złożyć zeznanie, jako jego współlokator. Wy też będziecie musieli iść, bo jesteście ostatnimi osobami, jakie go widziały. - ostatnie zdanie skierował do mnie i Willa.
Rzeczywiście, Aaron wpuścił nas tamtego dnia do pokoju. Wydawało mi się też, że miał ze sobą sporą torbę.

- Myślisz, że to ma jakiś związek z atakami? - zapytałem z nadzieją, że jednak nie o to chodzi.

- Wątpię. Do tej pory wszystkie ofiary zostały znalezione następnego dnia, więc gdyby został zaatakowany, to już byśmy wiedzieli. Z resztą, na razie ludzie ginęli pojedynczo, a wczoraj donieśli o ostatniej ofierze. - Na jego słowa żołądek podszedł mi do gardła. Wciąż myślałem o panu Nash'u, ale usłyszeć o tym od kogoś... Will, jako jedyna osoba, która wiedziała o moich relacjach z nim, szybko zainterweniował i zmienił temat.

- Więc równie dobrze możemy iść teraz na policję. I tak został nam tylko jeden wykład. Co o tym myślisz, Matt? Zerwiemy się? - posłał mi kojący uśmiech.

- Jasne, nie chce mi się już tutaj siedzieć. - spojrzałem na niego z wdzięcznością.

***

Szliśmy powoli, w ciszy kierując się w stronę komisariatu. Niebo było niemalże bezchmurne. Promienie słońca, znacznie słabsze o tej porze roku, padały nam prosto na twarze, lekko je ogrzewając. Jedynym ich minusem było to, że musiałem cały czas mrużyć oczy, żeby nie wpaść na coś po drodze. Rozglądałem się po okolicy. Było dość pusto. Nic dziwnego o tej godzinie. Większość ludzi była w pracy albo w szkole. Lubiłem to miasto. Nie miało zbyt wielu stałych mieszkańców, ale było mocno rozbudowane ze względu na studentów. Dzięki znajdującemu się tutaj uniwersytetowi, znajdowało się w pobliżu kilka kawiarni, barów, klubów oraz sklepów. Mieliśmy nawet kino. Można by powiedzieć, że dobre sześćdziesiąt procent ludzi w tym mieście studiowało. Całą resztę znałem mniej więcej z widzenia. Z każdym kolejnym dniem robiło się coraz zimniej. Musiałem szczelniej otulić się szalikiem, żeby chłodne powietrze nie drażniło mojej skóry na szyi i twarzy. Ręce wcisnąłem głębiej w kieszenie. Trochę się denerwowałem. Pierwszy raz szedłem na posterunek i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Na szczęście nie byłem sam.

***

Leżałem w łóżku, próbując zasnąć, jednak sen nie nadchodził. Wierciłem się, budząc przy tym Buddy'ego. Zwrócił na mnie swój wzrok i szturchnął mokrym nosem. Ostatnio tyle się wydarzyło, że nie potrafiłem stłumić myśli kotłujących mi się w głowie. Odetchnąłem głęboko, przypominając sobie niezbyt miłego policjanta, który nas dzisiaj przesłuchiwał. Miałem nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiał składać zeznań. Ten mężczyzna patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym był jego głównym podejrzanym. Od jego zachrypniętego głosu i wrogiego tonu dostawałem nieprzyjemnych dreszczy. Nie wiem, jak poszło Willowi. Na moje pytanie odpowiedział ogólnikowo. Nie wyobrażam sobie, co teraz czuje rodzina Aarona. Nie mają pojęcia, gdzie jest, albo, czy w ogóle jeszcze żyje.

Stwierdziłem, że na razie nie mam szans na zaśnięcie, więc zapaliłem lampkę nocną i usiadłem. Jutro była sobota, więc nic się nie stanie, jak posiedzę sobie dłużej. Przetarłem oczy, powoli przyzwyczajając się do światła. Buddy też wstał, jakby zastanawiając się, co takiego robię. Oparłem się o poduszki i sięgnąłem po telefon. Nie było sensu rysować, za słabe światło. Podrapałem psa za uchem i zacząłem przeglądać jakieś strony internetowe, żeby choć na chwilę uciec myślami od ostatnich wydarzeń. W ten sposób spędziłem dobrą godzinę szukając inspiracji do kolejnego rysunku, póki nie zorientowałem się, że powieki same mi opadają i nie chcą się podnieść z powrotem.


<...>


Pociągnąłem kolejny łyk. Lekko piekący napój podrażnił mój przełyk i zostawił znajomy smak na języku. Odstawiłem pustą butelkę po piwie w tej samej chwili, w której mój brat odezwał się do mnie.

- Posłuchaj tego. W jakimś miasteczku w Wisconsin doszło ostatnio do kilku ataków. Wszystkie ofiary zginęły na miejscu, zanim ktoś je znalazł. Miejscowa prasa mówi o dzikim zwierzęciu, prawdopodobnie psie, ale nikt go nie widział na oczy. Wszystkie ofiary miały uszkodzone klatki piersiowe.

- Myślisz, że to wilkołak? Rozwalona klatka pasuje. Pewnie wyjada serca.

- Też tak myślałem, ale ataki nie zgadzają się z fazą księżyca.

- To, co? Skinwalker? Myślałem, że już z nimi skończyliśmy kilka lat temu.

- To najbardziej pasuje. Jak widać, nie zostały wybite do końca.

- Cholera, nie lubię ich. Nie muszą zjadać serc do przeżycia, a i tak to robią. Dodają nam niepotrzebnej roboty, a my moglibyśmy w tym czasie zająć się poważniejszymi przypadkami. Dobra, pojedziemy tam, jak skończymy sprawę z tymi duchami. - zdecydowałem i podszedłem do mini-lodówki po kolejną butelkę, przy okazji jedną rzucając Sammy'emu.


Strasznie Was przepraszam, za tą długą przerwę. Najpierw nie miałam czasu, żeby coś napisać, potem się rozchorowałam, a na końcu miałam kryzys artystyczny. Chciałabym napisać, że już się skończył, ale to nie jest prawda. 

Rozdział jest bardzo krótki, bo po prostu nie jestem w stanie na razie wycisnąć z siebie więcej. Kolejne będą pojawiać się mniej więcej raz na dwa, trzy tygodnie, ponieważ muszę się skupić na szkole. Nie chcę zawieszać tej książki, więc nadal będę wstawiać rozdziały, ale rzadziej. Gdybym ją zawiesiła, mało prawdopodobne by było, że bym tutaj wróciła.

Ale przynajmniej dowidzieliście się, z jakim rodzajem nadprzyrodzonych istot mamy do czynienia. Jakby ktoś jeszcze na to nie wpadł. No i, jak myślicie? Czyja perspektywa pokazała się na końcu? Myślę, że to nie jest trudne pytanie ;)

Bardzo Wam dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz. To wszystko bardzo motywuje do dalszej pracy. Zbliżamy się powoli do dwóch tysięcy wyświetleń, co jest dla mnie czymś niepojętym. Dopiero dziękowałam Wam za pierwszy tysiąc. Jesteście niesamowici.

Tak więc, zostawiam Was z tym rozdziałem. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnicie, jeśli rozdziały będę pokazywać się rzadziej. Do następnego :*

Pieskie ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz