Rozdział 24

98 16 5
                                    

Hej :) Pamiętacie tego one-shot'a Ereri, którego napisałam na konkurs? Napisałam na dole, że może zrobię z tego pełne opowiadanie. Ale tego nie zrobię. Jeszcze nie odchodźcie! Czytajcie dalej! Wpadłam na pomysł, żeby zamiast tego poprowadzić serię one-shot'ów powiązanych z tym konkretnym fanfikiem. Okres między początkiem, a końcem "I wish" obejmuje 12 lat, więc mogę opisywać ich przygody, jakie miały wtedy miejsce. Myślę też o tym, czy nie poprosić Was o wysyłanie mi pomysłów do kolejnych one-shot'ów. W ten sposób ta seria, czy jak to nazwać, byłaby naszym wspólnym dziełem. Co o tym myślicie? Czytalibyście coś takiego?

Już nie przedłużam. Zapraszam na rozdział.

Sam

Do Bluebird dotarliśmy późnym niedzielnym wieczorem. Nie udało mi się zasnąć w czasie podróży, ponieważ Dean włączył muzykę na maksymalną głośność, żeby nie stracić przytomności w czasie jazdy. Ostatnia robota była trudniejsza, niż się na początku wydawało. Nie chcieliśmy tracić czasu, więc zaraz po zamknięciu sprawy i spaleniu tym razem właściwych kości, od razu wrzuciliśmy kurs na stan Wisconsin.

Niebo było zachmurzone. Jedynym źródłem oświetlenia były uliczne lampy, barwiące teren wokół siebie żółtawym blaskiem. Znaleźliśmy motel, który wydawał się być w nie najgorszym stanie. Po zakończeniu formalności otrzymaliśmy klucz do dwuosobowego pokoju na pierwszym piętrze. Kiedy otworzyłem drzwi, ukazało mi się schludne pomieszczenie z dwoma łóżkami, stolikiem i szafą. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do łazienki. Ucieszyłem się na ten widok. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nocowałem w motelu, na którego ścianach nie znajdowała się tapeta pamiętająca lata osiemdziesiąte minionego wieku, a na wykładzinie nie było żadnych podejrzanych plam. Do tego powietrze było czyste. Ściany nie przesiąknęły dymem papierosowym ani zapachem alkoholu. Warto było zapłacić taką sumę za noc, żeby doświadczyć tego luksusu.

Dean od razu rzucił się na pierwsze z brzegu łóżko. Był zmęczony bardziej ode mnie, ponieważ nie mógł nawet na chwilę zmrużyć oczu podczas kilkugodzinnej jazdy. Jedynie ściągnął buty i po kilku chwilach mogłem usłyszeć ciche pochrapywanie. Sam po chwili poszedłem w jego ślady.

Obudziłem się późnym rankiem, promienie słońca raziły mnie prosto w oczy, więc musiałem zasłonić je ręką, zanim się przyzwyczaiłem do światła. Dean wciąż spał w takiej samej pozycji, w jakiej wczoraj zasnął. Prawą rękę schował pod poduszką, zapewne trzymając w niej nóż. Stare nawyki trudno jest wyplenić. Wstałem, przeciągając się i udałem się do łazienki. Po porannej toalecie i założeniu czystego ubrania wyszedłem z pokoju w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.

Powietrze było rześkie i chłodne. Szedłem wzdłuż głównej ulicy, szukając jakiegoś baru. Przy okazji mogłem się rozejrzeć po okolicy. Miasteczko było czyste i spokojne. Im bliżej centrum się znajdowałem, tym więcej sklepów, kawiarń i klubów mijałem. Po jakimś czasie dostrzegłem drogowskaz informujący o położeniu dużego kompleksu, którym był uniwersytet.

"Więc to dlatego w tym miasteczku jest tyle rozrywek. Miejscowi żyją z usług, jakie zapewniają licznym przyjezdnym" - pomyślałem.

Z tego samego powodu ten motel był w takim dobrym stanie. Wielu ludzi przyjeżdżało tutaj na kilka dni z powodu malowniczej okolicy, lub zostawało na dłużej i studiowało.

Znałem własnego brata na tyle dobrze, że wiedziałem, że nie będzie chciało mu się tego dnia ruszyć z pokoju, jeśli nie byłoby to konieczne. Ruszyłem więc na poszukiwanie miejsca, w którym mógłbym kupić coś na wynos.

Kiedy wróciłem do pokoju, ledwo dając radę otworzyć drzwi, bo obie ręce miałem zajęte, Dean już siedział przy moim laptopie. Położyłem przed nim papierową torbę i kubek z kawą, co oderwało go z zamyślenia.

Pieskie ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz