Rozdział 4

179 26 7
                                    

Matt

Nerwowo przeszukiwałem korytarze uniwersytetu wypełnione ludźmi. Niektórzy czekali na przyjaciół przed drzwiami do sal wykładowczych, innych można było zobaczyć siedzących w pomieszczeniu na wybranym przez siebie miejscu. To miejsce jest ogromne. Wciąż nie mogłem znaleźć właściwych drzwi. Nie chciałem pytać się obcych o drogę. Jeszcze raz spojrzałem na plan przedstawiający rozkład sal znajdujący się na ścianie. Dobra, więc znajduję się w tym miejscu, muszę iść w lewo, potem po schodach na górę i w prawo. Uspokojony zrobiłem krok do tyłu i na kogoś wpadłem.
-Przepraszam!- szybko odskoczyłem i odwróciłem się twarzą do osoby, którą przed chwilą podeptałem.
-Nic się nie stało.- przede mną stał chłopak, wyższy ode mnie o połowę głowy. Uśmiechał się przyjaźnie. Miał gęste, czarne włosy, których kosmyk bezwiednie spoczywał na czole, tuż nad jego oczami.  Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Były w kolorze nieba, otoczone obwódką w ciemniejszym odcieniu. Dostrzegłem w nich pewien błysk, gdy na mnie patrzył. Może wyczytałbym w nich coś jeszcze, gdyby nie jego głos sprowadzający mnie na ziemię.- Mógłbyś mi pomóc? Szukam sali nr 209. Jestem nowy w mieście i nie znam tutaj nikogo. A przy okazji, jestem Will.- Czarnowłosy podniósł rękę w geście powitania. Uścisnąłem ją.
-Jestem Matt. Właśnie tam idę, możemy iść razem.- posłałem mu delikatny uśmiech.- twarz bruneta na nowo się rozpromieniła.
-To super, wygląda na to, że te wykłady będziemy mieć razem. No to prowadź, bo zaraz będziemy spóźnieni.

***

Do sali weszliśmy jako ostatni, ale nadal było sporo wolnych miejsc. Usiedliśmy obok siebie. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawiało. Był bardzo miły i z pewnością inteligentny. Ciągle uśmiechał się do mnie. Zdawał się nie interesować niczym, co się działo wokół. Słuchał uważnie wszystkiego, co miałem mu do powiedzenia. Nie dostrzegał spojrzeń wymalowanych lasek, które perfidnie przewiercały go wzrokiem na wylot. Nie mieliśmy czasu, by mówić o czymś szczególnym, ale poczułem, że byłbym w stanie się z nim zaprzyjaźnić. Tak, zaprzyjaźnić. Nie myślałem o niczym więcej. Za bardzo bolało mnie wspomnienie Marka. Chłopak wydawał się naprawdę fajny, ale raczej nie był gejem. Cóż, nie wyglądał na geja. Nie wiem, po czym w ogóle można stwierdzić czyjąś orientację. Po prostu czasem się wie. A o swojej na razie mu nie powiem. Nie wiem, jak mógłby zareagować. Wielu ludzi, którzy dowiadują się czegoś takiego o nowo poznanej osobie, od razu traktują ją z dystansem. Jakbyśmy rzucali się na wszystkich chłopaków jak jakieś zwierzęta! Sam przeżyłem taką sytuację w liceum, zanim zacząłem chodzić w Markiem. Mój sekret wydał się przez przypadek. Plotka szybko rozniosła się po całej szkole. Ludzie milkli, kiedy tylko wchodziłem do klasy, ciągle czułem na sobie ciekawskie spojrzenia, niekiedy, a nawet często pełne pogardy i obrzydzenia. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie. Jeśli się kiedyś spyta, nie zaprzeczę, ale sam o tym nie wspomnę. Do sali wszedł wykładowca i spojrzał na nas srogim wzrokiem. Wszyscy od razu odwrócili się w jego stronę i umilkli. Zapowiadał się długi dzień.

***

Wracałem do domu w towarzystwie Willa. Okazało się, że kawałek drogi idziemy w jednym kierunku.  W końcu mieliśmy chwilę, żeby porozmawiać. Dowiedziałem się, że też jest na kierunku weterynaryjnym, co oznaczało, że wszystkie wykłady będziemy mieć wspólnie. Żaden z nas nie miał nic przeciwko temu.

-Dlaczego wybrałeś weterynarię?- Zapytał chwilę po opuszczeniu budynku. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem, jakby moja odpowiedź miała dla niego jakąś większą wartość.

-Uwielbiam zwierzęta. Chcę im pomagać. Mój brat niedawno otworzył własną klinikę. Kiedy skończę studia będziemy pracować razem. Chcemy zrobić z tego rodzinny biznes. No i lepiej radzę sobie ze zwierzętami, niż z ludźmi- ostatnie zdanie dodałem już ciszej.- A jak jest z tobą?- musiałem zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Te piękne błękitne oczy okolone ciemnymi rzęsami, których cień kładł się na lekko wystających kościach policzkowych... Stop! Nie mogę tak myśleć! Jasne, podoba mi się. Jest przystojny, ale na tym się kończy. Nie ma żadnych robaków w brzuchu ani czerwonych rumieńców na policzkach. To nie jest żaden film romantyczny! Muszę się w końcu zacząć zachowywać jak facet. Opuściłem wzrok i zapatrzyłem się w chodnik.

-W sumie, u mnie jest dość podobnie. Chcę się uczyć o zwierzętach, bo mnie fascynują. Zawsze chciałem mieć psa...- Will zamilkł na chwilę, jakby o czymś rozmyślając.

-Ja mam psa. Od jakiegoś miesiąca. Jest strasznie mądry. Czasem mam wrażenie, że rozumie wszystko, co dzieje się wokół niego tak jak człowiek.

-Bo psy to bardzo mądre zwierzęta. I bardzo wierne. Znasz to powiedzenie o psach jako najlepszych przyjaciołach człowieka.

-A może wpadłbyś do mnie na chwilę?- Spytałem. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało i chciałem przedłużyć naszą rozmowę na dłużej. To była bardzo spontaniczna myśl. Rzadko zapraszałem kogoś do domu, a na pewno nie nowo poznanych ludzi. Jednak miałem cichą nadzieję, że się zgodzi.

-Byłoby miło, ale niestety nie mogę. Muszę się opiekować młodszym bratem. Skręcam tutaj.-Przystanął przed skrzyżowaniem i spojrzał na mnie.- To co, do jutra?- Znowu się uśmiechnął.

-Jasne.- również się uśmiechnąłem. Odwróciłem się i poszedłem w kierunku domu.

***

-Buddy, wróciłem!- krzyknąłem, przekraczając próg domu. Dziwne, nigdzie go nie było. Nie podbiegł się przywitać, gdy wszedłem przez furtkę na posesję, ani kiedy byłem już w salonie. Może jest w pokoju? Skierowałem tam swoje kroki, kiedy usłyszałem szczekanie na zewnątrz. Pewnie był na tyłach ogrodu i mnie nie słyszał. Wyszedłem na ogród przez tylne drzwi. Wielka kupa futra skoczyła na mnie, gdy tylko moje trampki dotknęły rdzewiejącej powoli z powodu pory roku trawy. Upadłem tyłkiem na trawę, cudem unikając zderzenia z drewnianą podłogą tarasu. Pies, niezwykle uradowany, jakby nie widział mnie co najmniej  miesiąc, lizał mnie po twarzy, zrzucając przy tym moje okulary. - Uspokój się, kolego. Przecież nie było mnie tylko parę godzin.- Pogłaskałem go po głowie, a potem podrapałem z uchem.- Jesteś głodny? Bo ja bardzo.- Podniosłem się, całując psa w czubek głowy i udałem się do kuchni. Owczarek wyprzedził mnie, przeciskając się między moimi nogami, o mało mnie przy tym znowu nie przewracając. Był niesamowicie podekscytowany. Zajrzałem do lodówki. Prawie całkowite pustki. Tata i Mary mają zrobić zakupy po pracy, czyli będą około szóstej. Nie było mowy, żebym wytrzymał z pustym brzuchem jeszcze trzy godziny. Wyjąłem jajka i mleko z lodówki i zacząłem przygotowywać ciasto na naleśniki. Jedna z niewielu "potraw" jakie potrafiłem ugotować. Rodzice pracują codziennie od dziewiątej do siedemnastej, ale tata, jako prezes firmy musi być w niej już od ósmej. Są bardzo zapracowani, ostatnio w firmie jest trochę problemów, dlatego nie mają zbyt często czasu na wspólne posiłki. Tata jest zrozpaczony, że żaden z jego synów nie przejmie jego biznesu w przyszłości. Na szczęście nie naciskał na nas pod tym względem.

Skończyłem smażyć naleśniki i usiadłem do stołu. Do moich uszu dobiegł odgłos skomlenia. Zerknąłem na dół. Buddy patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi, jasnymi oczami jak szczeniaczek.

-Nie dostaniesz naleśnika, to niezdrowe dla psów.- kolejny żałosny dźwięk wydostał się z jego pyska. - Powiedziałem nie.- oblizał pysk i nos językiem.- Nie.- Toczyła się walka na spojrzenia. Kto pierwszy odwróci wzrok, przegra. Starałem się być stanowczy, ale długo już tak nie wytrzymam. Proszę, tylko nie przechylaj głowy, tylko nie przechylaj.... Przechylił. Jedno ucho oklapło i oparło się na łuku brwiowym. Jeszcze raz zaskamlał, ciszej niż wcześniej. Jego źrenice rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów. Odbijały się w nich światła lamp kuchennych. Przypominały teraz kosmos z rozsypanymi galaktykami. Zagryzłem wargę. Szlag by to! Podałem mu jednego naleśnika. - Ale tylko ten jeden raz. Następnym razem wygram. Tylko nie mów Arthurowi, bo mnie zabije za trucie zwierząt.- od razu się podniósł i zaszczekał. Chwycił nagrodę za swoje przedstawienie i z powrotem usadowił się na podłodze. Skrzywiłem się lekko, gdy zobaczyłem tłusty ślad na kafelkach. Będę musiał posprzątać.



Na dzisiaj to tyle :) Wiem, że akcja rozkręca się powoli, ale hej! Poznaliśmy dzisiaj kogoś nowego! Chyba na ten rozdział starczy? Po prostu nie chcę, żeby wszystko potoczyło się za szybko. Wolę (próbować) budować napięcie. Nie mam doświadczenia w pisaniu i uczę się na błędach, które niestety musicie przeboleć. Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, na które z niecierpliwością czekam i czytam od razu po ich zobaczeniu. Obie te rzeczy bardzo motywują do pisania. Postaram się dodać kolejny rozdział do poniedziałku, ale nic nie obiecuję. Do następnego! :)

Pieskie ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz