Rozdział 27

71 15 2
                                    

Rozdział nie sprawdzany.

Sam



Wróciliśmy pod dom Wheelerów zanim całkowicie się ściemniło. Dean ułożył się wygodniej na przednim siedzeniu samochodu, wystukując palcami na kierownicy sobie tylko znaną melodię. Uniosłem do oczu lornetkę, przyglądając się temu, co się dzieje w salonie. Zaparkowaliśmy w znacznej odległości od domu, żeby nie wzbudzać podejrzeń, więc gołym okiem trudno byłoby zobaczyć szczegóły. Przez okno zauważyłem Davida ze swoją żoną oglądających telewizję. Siedzieli wygodnie na kanapie. Mężczyzna obejmował swoją żonę ramieniem. Oparłem się na swoim siedzeniu. Czekała nas długa noc.

***

Już jakiś czas temu zdążyło się rozjaśnić, jednak do tej pory nie zdarzyło się nic dziwnego. Spojrzałem na bałagan, jaki zrobiliśmy przez noc. Na tylnym siedzeniu mieściła się sterta puszek po energetykach i pusty termos po kawie. Do tego śmieci po jedzeniu.  Czekaliśmy. Nic się nie działo. Jedynie David wyszedł do pracy. Wsiadł do jakiegoś zapewne drogiego samochodu i wyjechał. Kiedy już miałem się poddać i zaproponować powrót do motelu, pod obserwowany przez nas dom zawitała obca dla nas osoba. Wyjąłem lornetkę, by się jej lepiej przyznać. Był to jakiś chłopak, brunet, na oko w wieku Matta. Użył domofonu i po chwili wszedł na teren posesji. Zapewne był przyjacielem Matta i przyszedł po niego przed szkołą.
- Dean, zobacz! Ktoś właśnie wszedł do domu.
- Wkradł się?
- Nie, wpuścili go. To pewnie znajomy Matta. - Dean przetarł twarz dłonią. Pod oczyma nie trudno było dostrzec sińce, będące dowodem nieprzespanej nocy.
- Cholera. Cała noc poszła na marne. No dobra. Poczekajmy, aż wszyscy się rozejdą do szkoły i pracy, potem wejdziemy do środka.
- A jak poradzimy sobie z psem?
- O to się nie martw, mam pomysł.
Uniosłem brew zdziwiony. Brat wydawał się być zadowolony z siebie. Uśmiechał się półgębkiem i patrzył w nasz cel.

Jakieś pół godziny później z domu wyszła blondynka, a niedługo po niej dwóch nastolatków. Szli ramię w ramię, żywo o czymś dyskutując. Pochyliliśmy się, żeby Matt nas przypadkiem nie rozpoznał, kiedy przechodzili w pobliżu naszego auta. Odczekaliśmy jeszcze kilkanaście minut, na wypadek, gdyby któryś członek rodziny niespodziewanie cofnął się do domu. Wyszliśmy z auta. Nadal nie wiedzialem, jaki  plan ma Dean. Nie mogliśmy tam tak po prostu wejść z powodu psa. Zabicie go podczas obrony też nie wchodziło w grę. Obeszliśmy samochód i stanęliśmy przed bagażnikiem. Dean otworzył go i zaczął szperać w skrzynce na amunicję.
- Dean, ty chyba nie chcesz...
- Mam! - Nie zdążyłem dokończyć zdania. Dean uniósł coś kolorowego na wysokość oczu.
- Skąd wytrzasnąłeś środek usypiający? - czekałem na odpowiedź patrząc, jak brat wyjmuje specjalną broń do nabojów z sunstancją.
- Skinwalkery to jedne z tych stworów, które trudno odróżnić od zwyklych zwierząt. Wolałbym się nie pomylić i nie ustrzelić dzieciakowi psa. Chodźmy już, chcę to szybko skończyć i się zdrzemnąć.

Weszliśmy na teren posesji. Najpierw okrążyliśmy dom, żeby zobaczyć czy pies został ma zewnątrz. Czułem się dość niepewnie. Dean zabrał tylko jeden pistolet na naboje ze środkiem usypiającym, więc praktycznie byłem bezbronny. Psa nie bylo nigdzie widać, ale na wszelki wypadek trzymałem się blisko starszego brata. W końcu zdecydowaliśmy się wejść do środka. Dean stał w gotowości do ataku, podczas gdy ja próbowałem otworzyć wytrychem  zamek w drzwiach wejściowych. Kiedy blokada ustąpiła, nacisnąłem lekko klamkę i uchyliłem delikatnie drzwi. Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni. Co to za pies, który nie pilnuje swojego domu? Otworzyłem drzwi szerzej i powoli weszliśmy do środka. Dean szedł przede mną na wypadek, gdyby owczarek wybiegł nam jednak na powitanie. Nic takiego się noe stało. Dom był pusty. Najpierw otworzyliśmy drzwi do każdego pomieszczenia, żeby upewnić się w tym przekonaniu. Coś tu było nie tak. Przeszukaliśmy dokładniej dom, głównie pokój Matta, żeby znaleść jakąś wskazówkę na temat tego, dlaczego to właśnie on jest w centrum wszystkich ataków. Nie znalazłem nic, co mogłoby nam pomóc. Pokój był czysty, ale na każdym możliwym meblu leżały jakieś przybory malarskie, szkicowniki, kredki czy ołówki. W szufladach biórka znajdowały się jedynie notatki z różnych wykładów.
- O co tu chodzi? - Dean był zbity z tropu tak samo jak ja. - przecież nikt go nie wyprowadzał, ma dworze też go nie ma.
- Może nie wyszedł głównym wejściem, tylko innym?

Wróciliśmy pod bramę wjazdową i zaczęliśmy szukać dziury w płocie, czy jakiejkolwiek innej możliwej drogi ucieczki. Rozdzieliliśmy się i każdy z nas poszedł w inną stronę. Starałem się iść tak, żeby nie zniszczyć roślin posadzonych bliżej płotu. Byłem w połowie drogi, kiedy dotarł do mnie głos Deana.
- Sammy, chyba coś mam!

Nie zwlekając, udałem się w jego stronę. Stał przy krzewach wyższych od niego i rozciągnął się. Widać, chodzenie w pochylonej pozycji, w celu znalezienia najdrobniejszej poszlaki, nie jest już dla niego takie latwe jak kiedyś.

- Cały płot jest dobrze widoczny, oprócz tego miejsca. Jeśli gdzieś jest ukryte przejście, to na pewno tutaj.

Spojrzałem na rozciągający się przede mną gaj. Jedynie w tej częścibogrodu rośliny rosły dziko. Nie były przystrzygane, w okół nie znajdowały się miejsca na kwiaty. Z tyłu dostrzegłem całkiem wysokie drzrewa iglaste. Jakby fragment lasu rosnącego tuż obok został ogrodzony płotem. Roślinność rosła tak blisko siebie, że niemożliwym dla czlowieka byłoby przedostanie się do granicy posesji bez niejednego zadrapania na skórze. Co prawda, dla psa nie byłby to kłopot.

Znowu się rozdzieliliśmy i weszliśmy w gąszcz, próbując przedrzeć się do płotu. Na początku nie było źle, krzewy były mniej więcej mojego wzrostu, więc jeszcze coś tam widziałem. Trudniej zrobiło się, kiedy wszedlem głębiej. Nie bylo żadnej ścieżki, miejsca, by postawić nogę i nie nadepnąc na gałązkę, czy dopiero wysrastające z gleby drzewko. Do tego wszedłem wprost w pajęczynę. Zamaszystym ruchem przejechałem dłonią po twarzy i włosach, czując, że coś się na niej porusza. Kiedy się uspokoiłem, zorientowałem się, że nie wiem, w którym kierunku powinienem iść. Na szczęście po chwili zauważyłem szlak połamamych rośli, jaki zostawiłem, zanim dotarłem w to miejsce. Ruszyłem dalej, jednak po chwili na mojej drodze stanęła kolejna przeszkoda. Nie dostrzegłem jej, z powodu ogarniającej mnie z każdej strony zieleni i najzwyczajniej w świecie przywaliłem głową w coś twardego. Potarłem nos, który jako pierwszy spotkał się z niezidentyfikowanym jeszcze obiektem. Dziwnie płaskim obiektem.

- Sam, wszystko w porządku? Co to był za dźwięk?
- Tak, wszystko ok. Chyba coś znalazłem - odkrzyknąłem, odsłaniając liście i gałęzie tak, żeby lepiej przyjrzeć się mojemu znalezisku.

Po kilku minutach Dean stał obok mnie o razem ze mną przyglądał się starej drewnianej szopce. Uniosłem rękę do kłudki uwieszonej na drzwiach.
- Szopa się rozpada, jakby rodzina o miej zapomniała, ale kłudka nie wygląda na starą. - To była prawda. Nie mogła zostać założona dawno, bo zaczęłaby rdzawić od wilgoci. Dean musiał włączyć latarkę w telefonie, poniewasz wszechogarniające nas rośliny skutecznie blokowały drogę promieniom słonecznym. Szubko otworzyłem kłudkę wytrychem i otworzyłem drzwi. Z metalowych zawiasów posypała się rdza. Dean skierował światło do środka małego pomieszczenia. Środek był zaskakująco czysty. Na pewno nie wyglądał na opuszczone miejsce. Weszliśmy. We dwójkę nie mieliśmy tam zbt wiele miejsca do poruszania się. Przeczesaliśmy pomieszczenie wzrokiem. Naszą uwagę przykuła sportowa torba ukryta w rogu. Postawiliśmy ją na chwiejącym się stole i zajrzeliśmy do środka.

- To... Notatki. Cała mas notatek. I książki.
- Takie same jak w pokoju Matta. O co tu chodzi? - odsunąłem wszystkie papiery na bok i zajrzałem głębiej. Na jej dnie znajdowały się męskie ubrania.
- Tu jest tego więcej.
Odwróciłem się. Dean otworzył starą szafę, w której znajdowało się więcej ubrań, konserwy i metalowa szkatułka, a w niej pieniądze. Nie znaleźliśmy nic, co mogłoby nam powiedzieć, kto jest właścicielem tego, co tu znaleźliśmy.

Ekhem.
No więc tak.
Wiedziałam, że powrót po dłuższej przerwie będzie trudny, ale nie myślałam, że aż tak. Z żadnym rozdziałem nie męczyłam się tak dlugo. Chciałam go opublikować w zeszłym tygodniu, ale nie mogłam się zabrać do napisania go. Wiem, ze krótko, ale muszę się na nowo w to wkręcić. Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziecie musieli tal długo czekać.

Dziękują Wam wszystkim za cierpliwość. Do następnego ;)

Pieskie ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz