Pierwszy atak [9]

23 2 2
                                    

Zawody przemknęły, jak burza, a platynowowłosy znów stanął na najwyższym miejscu na trybunach. 

Tłumy klaskały, przeciwnicy bili brawa, reflektory świeciły prosto na ich twarze. Po chwili cała trójka stała  już otoczona prasą. 

Błyski fleszy, krzyki fanów, wielki tłum przytłaczający rzeczywistość. 

Nagłe mroczki przed oczami, cichy pisk w uszach. 

Wszystko się przekrzywia, traci barwy. 

Nie słychać już nic, czerń zapanowuje, nad jego umysłem. 

Osuwa się na ziemie.

Cisza.

Starszy brat wraz ze swoim trenerem jedzie, jak najszybciej tuż za pędzącym samochodem. W jego oczach pojawiają się łzy. Próbuje nie płakać, jednak strach jest zbyt silny, a jego policzki przecinają potoki szklanej cieszy. Mężczyzna lekko go obejmuje i próbuje pocieszać. Nic to nie daje. Panikuje, próby zapanowania nad tym są bezużyteczne. Chce krzyczeć, ale wie, że nie powinien. Wtula się w ramie faceta i płacze. 

Mija dziesięć minut. Duży budynek pojawia się na horyzoncie. Jadą naprawdę szybko. Nie może wytrzymać. Chce już być na miejscu. Chce mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Zamyka oczy i zaczyna się modlić w myślach. Chce wrócić już do domu. Chce, żeby mogli wszyscy razem być już w Rosji. Zaciska palce na materiale spodni. Czeka. 

Dojeżdżają. Wysiadają pospiesznie. Chłopak biegnie szybciej. Przebiega pędem przez korytarz zaraz za łóżkiem. Otacza go biel i jasne światło. Drzwi tuż przed jego nosem, zamykają się. 

Krzyczy. Płacze. Uderza plecami o ścianę. Zakrywa dłońmi twarz. Osuwa się na ziemie. 

-Viktor. - mówi mężczyzna. 

Spokojny, jednak niepewny głos otula jego uszy, sprawiając, że zaczął się uspokajać. Platynowowłosy otworzył spuchnięte od płaczu oczy, po czym spojrzał na siwego. Pociągnął nosem i powoli wstał. 

-Yakow? O-on wyjdzie z tego, prawda? - spytał chłopak, próbując opanować łamiący się głos. 

-Tak, na pewno. - odrzekł tamten, przytulając go mocno.

-Ale c-co się s-stało? Czemu on... Nie rozumiem... - mówił dalej cicho.

-Też nie wiem, pewnie to przez to, że nie wziął leków czy coś... - powiedział, gładząc go po plecach.

Chłopak znów zaczął płakać. 

"Czemu akurat teraz, kiedy wygrałem? Chciałem się cieszyć, a nie martwić o jego życie... Chociaż nie ważne. Nie obchodzą mnie teraz finały, zwycięstwo, NIC! Ja chcę, żeby wszystko było w porządku! Chcę, żeby żył! Chcę z nim wrócić do domu i zjeść kolację, iść spać! Czemu nie mogę się po prostu obudzić, spojrzeć w dół, zobaczyć, że śpi i wiedzieć, że to tylko sen! Bardzo zły sen! Nieprawda!"

Po dłuższym czasie mężczyzna zaciągnął niebieskookiego do poczekalni, gdzie siedzieli jakiś czas aż nie podszedł do nich lekarz. Nastolatek spojrzał na niego, po czym zakrył uszy, wyraz twarzy medyka sprawiał, że zaczynał się jeszcze bardziej bać o to, że jego bratu stało się coś naprawdę okropnego.

-Z pana synem jest już w porządku. - powiedział facet w niebieskim uniformie. - Może pan do niego iść.

Platynowowłosy podniósł wzrok na trenera, który tylko pokazał mu, że może iść. Ten natychmiast pobiegł do sali segregacji, gdzie właśnie przewozili chłopca.

-Koriś! Koriś! - zawołał ze łzami w oczach. 

-Hej Vitya. - odparł malec cichym głosem. 

-Jak się czujesz? W porządku? - pytał nadal zaniepokojony.

-Tak... Tylko trochę, słabo mi. - odpowiedział, kładąc bezwładnie głowę na poduszce. 

-Jejku... Zupełnie już zapomniałem o twoim serduszku, wiesz? - rzekł już spokojniej, siadając przy jego łóżku. 

-Ja też. Tabletki mi się skończyły. - oznajmił, patrząc na brata.

-Kiedy? - spytał, łapiąc go za dłoń.

-Dzień przed wylotem do Chin, chyba... - powiedział, delikatnie ściskając jego rękę. 

-CO? - zawołał wystraszony. - Nie dziwię się, że zasłabłeś! Czemu nie mówiłeś? 

-No bo... - speszył się lekko, a gdyby nie osłabienie, pewnie by się zarumienił. - Byliście tak zajęci zawodami, że nie chciałem wam przypominać o smutnych rzeczach. 

-Koriś... - uśmiechnął się smutno. - Ale ty nam musisz o takich rzeczach mówić, bo później dzieje się coś gorszego, a my nawet nie wiemy, czemu coś jest nie tak. - mówił, drugą dłonią gładząc go po policzku. 

Do pomieszczenia wszedł trener niebieskookiego, który spojrzał na nich zdziwionym wzrokiem, po czym zacisnął usta, a między jego brwiami ułożyła się lekka zmarszczka. 

_______________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że się do północy nie wyrobiłam. ;-;;; Po prostu zaczęłam rozdział w inny sposób i nie mogłam go ogarnąć, bo był w kij nudny to tak wpół do dwunastej wszystko skasowałam i zaczęłam od nowa. ;-; Mimo to mam nadzieję, że się podobało. ^^ 

Lód w oczach | PorzuconeWhere stories live. Discover now