Spojrzał na zegar ścienny po raz kolejny w ciągu piętnastu minut. Sklep spożywczy znajdował się dosłownie kilka metrów od miejsca nagrań i spacer nie powinien zająć tak długo, jednak od momentu wyjścia Yoongiego minęła prawie godzina, a on nadal nie dał żadnego znaku życia. Jego komórka była niedostępna, chociaż mówił, że ładował ją całą noc. Matka Taehyunga mówiła, że nie miała z nim kontaktu od wyjścia rano do pracy. On sam nie mógł się skupić na swojej roli, denerwował się o starszego. W tak dużym mieście, jakim było Daegu, mogło wydarzyć się wszystko. Zwłaszcza, że było to ich miasto rodzinne, na wspomnienie którego Yoongi tracił przytomność. Reżyser, zauważając niespokojne zachowanie młodego szatyna, pozwolił mu wyjść wcześniej, czyli jeszcze przed zachodem słońca. I tak nie byliby w stanie nagrać żadnej sceny w takim rozkojarzeniu.
Wybiegł z budynku i skierował się w stronę sklepiku, do którego miał pójść Yoongi. W środku nie było jednak nikogo. W drzwiach wywieszona była wyrwana karteczka z koślawym napisem "Dzisiaj zamknięte", napisanym bardzo niestarannym pismem. Na kamiennym chodniku przed nimi były czerwone plamy krwi, które nieprzyjemnie zdobiły szare cegły. Nie zdążyły jeszcze wyschnąć ani zamarznąć, co znaczyło, że były całkowicie świeże.
- Co kurwa... - Szepnął sam do siebie, podnosząc się z kolan i otrzepując pobrudzone jeansy. Wyciągnął telefon raz jeszcze i znowu zadzwonił do Yoongiego. Nadal na próżno. Zdenerwowany, rozejrzał się ostatni raz wokół i pobiegł w stronę swojego domu, żeby skontaktować się w tej sprawie ze swoimi rodzicami. Nie miał pojęcia, kto mógłby skontaktować się z ciężarnym chłopakiem w inny sposób, niż przez telefon. Nie wiedział, kim jest tajemniczy Namjoon, o którym kiedyś opowiadał. Jedna, pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Nie chciał znowu go stracić. Nie mógł na to pozwolić.-----
- Ty gnoju. - Słowa, wypływające z wąskich ust godziły w jego serce zupełnie, jak kiedyś. - Jak śmiałeś mnie zostawić? Zostawić swojego ojca, swoją jedyną rodzinę?
- Nie uważam cię za rodzinę. - Szepnął, zaciskając pięści i unosząc głowę, żeby dumnie spojrzeć na mężczyznę.
- I dobrze. - Ton jego wypowiedzi drastycznie się zmienił. Dłoń z chudego ramienia przeniósł na szyję, odkrywając świeżą malinkę spod czarnego szalika. - Nie toleruję takich skurwysyńskich odmieńców w moim domu. Jak śmiesz się tu pokazywać? - Zapytał, cmokając ustami w nerwowym geście. Wychodził z siebie. Był wściekły na swojego jedynego syna, na którego zrzucił odpowiedzialność za wszystkie niepowodzenia w swoim życiu, mimo, że prawdopodobnie dzięki niemu nadal żył. Gdy on pił i ignorował swoją pracę, młody Yoongi musiał pracować na jego zachcianki i jedzenie dla małej rodziny.
- Gówno cię powinno obchodzić to, gdzie się pokazuję. - Odgryzł się stanowczo, kiedy poczuł mocniejszy uścisk na swoim karku. Wiedział, że zaraz zacznie się dusić, jednak nie dawał za wygraną. - Próbowałeś zniszczyć mi życie, więc nie masz nad nim teraz żadnej kontroli. Będę robił to, co będę chciał.
- Puszczalska kurwa. - Skwitował, wyciągając go na dwór. Uderzył go z całej siły w bladą twarz, pozbawioną przez tak długi czas ran wywoływanych przez ciężką rękę mężczyzny. - Pierdolona pomyłka genetyczna. - Przy każdym kolejnym uderzeniu rzucał innym, bolesnym wyzwiskiem. Kobieta zza kasy piszczała nerwowo, starając się zadzwonić na policję, zanim było za późno. - Pedał. - Mężczyzna starał się celować w brzuch, żeby uszkodzić płód, jednak Yoongi bronił dziecka bardziej niż samego siebie. Nie mógł pozwolić na śmierć osobie, która sprawiła, że po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwe szczęście.-----
Usiadł pod murem w opuszczonej uliczce kilka przecznic dalej, zakrywając brzuch ciasno kolanami. Objął je chudymi rękoma, żeby jakkolwiek ukryć twarz przed zimnym powietrzem. Płakał. Był przerażony, jednak nie mógł wrócić do domu Taehyunga. Nie w takim stanie, w jakim się znalazł. Krew wciąż spływała z jego rozciętej wargi, a wokół jego oka formował się fioletowy, spuchnięty siniec. Przez te kilka miesięcy zdążył zapomnieć, jak zachowywał się jego ojciec przy każdym ich spotkaniu i dlaczego od dzieciństwa unikał go, jak ognia.
Wyciągnął z kieszeni telefon z pękniętą szybką. Tae kupił mu go niedawno, by nigdy nie stracili ze sobą kontaktu w sytuacjach takich, jak ta. Uśmiechnął się smutno, wycierając jedną łzę. Tego dnia Taehyung miał urodziny. Śniadanie przyniesione do łóżka i zakolanówki były tylko częścią prezentu, który dostałby, gdyby nie pojawił się w ich wspólnym życiu ojciec Yoongiego.
Odblokował urządzenie i omijając powiadomienia o połączeniach nieodebranych wybrał numer do swojego dawnego przyjaciela. Przeczekał kilka sygnałów, zanim usłyszał radosny głos po drugiej stronie słuchawki.
- Hoseok? - Załkał, starając się uspokoić głos tak, by być w stanie rozmawiać. - Jesteś moją jedyną nadzieją.-----
Taehyung wychodził z siebie. Siedział na swoim małym łóżku, na którym jeszcze kilka godzin wcześniej całował ukochanego. Nie dostał od niego żadnego znaku życia, nikt z ich wspólnych znajomych nie mógł się z nim skontaktować. Kolejny raz złapał za telefon i tym razem postanowił zadzwonić do swojego menagera, mimo, że młodszy nie przepadał za Yoongim.
- Jungkookie, musisz mi pomóc. - Zaczął szybko, nie zostawiając czasu na przywitanie. Wątpił w to, że uzyska od niego pomoc w sprawie zaginionego, ale nie wiedział już, co ma robić.
- Co się stało? Nie było mnie chwilę na planie, a ty już potrzebujesz pomocy. - Odpowiedział ze złością w głosie. Dzień wcześniej wrócił do Seulu, zostawiając aktora w Daegu, by skończył nagrywać i spędził urodziny ze swoją rodziną.
- Chodzi o Yoon-
- Powiedziałem ci, co myślę o tym związku i nie zamierzam pomagać ci niezależnie od tego, co się stało. - Nie chciał usłyszeć nawet, jakiej pomocy potrzebował młody aktor. Rozłączył się ostro, dając do zrozumienia, że rozmowa była jednak złym wyborem. Oczy Taehyunga zaszkliły się, chciał się rozpłakać z bezsilności, jaka nim zawładnęła Działo się dokładnie to samo, co pół roku wcześniej. Znowu nikt nie był w stanie mu pomóc.
Chwilę później pokój wypełniła spokojna melodia, grana na pianinie. Spojrzał przez łzy na wyświetlacz telefonu i zdziwił się, widząc tam jeszcze raz imię swojego młodego menagera. Podniósł urządzenie i przyłożył powoli do ucha.
- Przepraszam za niego, Taetae. - Usłyszał cichy, spokojny głos z drugiej strony słuchawki. Park Jimin, jedyna osoba, która byłaby w stanie wpłynąć na psychikę niezłomnego Jungkooka, oddzwonił, żeby pomóc. Był bardzo łagodny, ale dzięki swojej charyzmie i powalającemu urokowi miał niezwykle szerokie znajomości, dzięki którym mógłby odnaleźć zaginionego chłopaka. - Powiedz mi dokładnie, co się wydarzyło. - Poprosił cicho, uspokajając przestraszonego szatyna. - Pomożemy wam.----
//dodaję wcześniej, bo moje słoneczko ma zły humor, a wiem, jak bardzo lubi tego ficka.

CZYTASZ
Let me run | Taegi
FanficTaehyung to młody, popularny aktor z ogromną ilością fanów. Na swojej drodze spotyka jednak mężczyznę, który sprawia, że chłopak traci zmysły. Co wyniknie z niebezpiecznej znajomości osób, które nie powinny mieć ze sobą nic wspólnego? [ZAKOŃCZONE] O...