zMAR(tw)Ychwystanie

879 66 85
                                    

Ministrant oblizał swoje spierzchnięte wargi, biorąc prędko loda do ust. Mimowolnie zamknął oczy, rozpływając się nad jego niebiańsko-śmietankowym smakiem. Język ministranta zręcznie lizał ten pokarm Bogów, jakby zależało od tego całe jego życie. Za bardzo się wczuł i dopiero głos ojca sprowadził go na ziemię:

- Smakowało? - spytał ksiądz Sherlock, patrząc na zwinny język ministranta oblizujący kąciki ust.

- Jest pyszny... Nigdy nie miałem w ustach czegoś równie dobrego - przyznał szczerze, a z jego dłoni zaczęły się topić pozostałości z loda.

- Może chusteczki? - zaproponował ojciec Sherlock, patrząc na biały krem ściekający mu po palcach. Odruchowo oblizał usta.

John zarumienił się, kiedy spojrzał na jego ponętne wargi.

Ksiądz wyciągnął chusteczkę i ujął dłoń ministranta, przybliżając ją do swoich ust. Musnął wargami większość ilość roztopionych lodów, po czym z uśmiechem odsunął się.

- Niepotrzebnie ma się zmarnować - rzekł, podając chusteczkę Johnowi.

Ministrant jeszcze bardziej się zarumienił, nieświadomie wstrzymując oddech. Jego serce zabiło mu szybciej, kiedy poczuł na swojej skórze niebiańskie usta ojca Sherlocka.

Wziął prędko od niego chusteczkę, ścierając resztki loda ze swoich palców.

- Dziękuję... - powiedział cicho.

- Proszę - odparł z ciepłym uśmiechem, przypatrując się ministrantowi z zaciekawieniem.
Lubił patrzeć na jego urocze rumieńce.

Blondyn wziął głęboki oddech i dalej unikając wzroku ojca, przemógł się, aby mu coś powiedzieć:

- Muszę księdzu się do czegoś przyznać... - zaczął prawie że szeptem. - Bo... Pojawiła się w moim życiu kobieta... - kontynuował ostrożnie. - Chyba jej się podobam... - wymamrotał jakby do siebie, przenosząc wzrok na czubki swoich butów.

Ksiądz Sherlock zgrzytnął zębami, mrużąc oczy.

- Kobieta? - przetrawił te słowo w ustach. - Kim ona jest? - spytał najdelikatniej jak potrafił, nie dając się ponieść emocjom.

- Tak... Nazywa się Mary... Jest jedną z naszych zakonnic... Schlebia mi to - uśmiechnął się delikatnie. - Bo widać, że ma... - uciął, nie chcąc mówić przy ojcu jak kobieta jest hojnie obdarowana przez Boga. - Ma... duże powołanie - dokończył, lecz tak naprawdę w głowie miał wizje zakonnicy, które nie były dostatecznie niewinne. Przez jego umysł przemknęło pytanie, jaki widok by go czekał, gdyby spojrzał jej pod habit, przez co zagryzł nieświadomie wargę.

- W takim razie omów się z nią na wspólne rozgrzeszanie - powiedział z zupełną obojętnością.

Ksiądz Sherlock odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na rozmarzone spojrzenie ministranta Johna. Zachowując w sobie wiarę, nie zamierzał przeklinać w żaden sposób zakonnicy Mary.

- Chyba czas wracać na mszę - rzekł sztywno i odwrócił się, aby powoli podążyć w kierunku Kościoła.

Ministrant oderwał się od swoich myśli, patrząc na oddalającego się od niego ojca Sherlocka.

- Niech ksiądz na mnie zaczeka! - krzyknął, chcąc go dogonić.

Ksiądz Sherlock nawet nie spojrzał na ministranta, gdy ten się do niego zbliżył. Szedł prosto przed siebie, myśląc o ilości ludzi, którzy dzisiaj w niedzielę odwiedzą ich Kościół.

- Powiedziałem coś nie tak? - spytał ministrant, wpatrując się uważnie w mężczyznę, który nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. - Jeśli księdza tym jakoś uraziłem... To przepraszam... - dodał pokornie. Nie chciał, aby ksiądz był na niego zły.

The Gay Is On | Zbiór ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz