Hot dog #3

157 23 6
                                    

Idąc na swoją kolejną randkę, John miał nadzieję, że tym razem uda mu się poznać jakąś piękną i mądrą niewiastę. Poprzednie spotkania nie wypalały czasem przez rozczarowanie drugą osobą, czasem brak tematów, a czasem... No właśnie.
- Nie ma mowy, nie idziesz ze mną - powiedział stanowczo, poprawiając marynarkę.
Sherlock patrzył na niego z niezadowoleniem i dorwał się powrotem do sznurówek jego skórzanych butów, rozwiązując je po raz czwarty.
- Na miłość boską! - Warknął Watson, schylając ciało, aby odepchnąć. - Ja też mam prawo do randkowania! Myślisz, że tylko wy możecie obwąchiwać tyłki suczek?! - Po chwili namysłu zrozumiał jak to zabrzmiało. - Ech... W sensie, że my ludzie, też poznajemy partnerów i partnerki - Sherlock stanął na tylnych łapach, opierając przednie o jego kolana jakby chciał powiedzieć "masz mnie!". - Tak... Ale... Partnerzy i partnerki to ktoś, kogo kochasz... Z kim wychodzisz na spacery... Jecie wspólnie...
John zdał sobie sprawę, że przecież robi to samo, lecz ze swym psem!
Głowa pupila przechyliła się na bok, a jego ogon zamachał. Najwidoczniej myślał o tym samym, co Watson.
- Ale z ludźmi robi się też... E... Inne rzeczy, których nie mógłbym robić z tobą! - Dumny z siebie wyciągnął palec wskazujący do góry. - A więc, dlatego idę na randkę, a ty grzecznie poczekasz aż wrócę.
Mężczyzna ruszył przed siebie, nie zapomniawszy o zamknięciu drzwi przed nosem Sherlocka, który już był gotowy za nim biec. John cały uśmiechnięty wziął, co potrzebował i udał się do restauracji.

Po wspólnie spędzonej kolacji z kobietą o imieniu Sally, Watson czuł, że być może jest to ta jedyna. Śmiali się, dyskutowali o wszystkim i wspominali. Choć uroda niewiasty niezbyt go oszałamiała i sprawia wrazenie nieco chłopięcej, John i tak był nią zauroczony. Głos również był nieco nadzwyczajny, lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
- To niesamowite, mamy tak wiele wspólnego - rzekła kobieta, kryjąc swój chichot.
- Czyżby los nas ze sobą złączył? - Zaśmiał się Watson, kończąc dopijać wino w kieliszku.
Sally była skłonna odpowiedzieć na to pytanie, gdy nagle oboje jak i pewnie cała restauracja usłyszeli wzburzone okrzyki. John nie wiedział, co spowodowało tak wielkie zdumienie, dopóki nie dojrzał jak po stołach skacze jego pies, taranując ludzi i zrzucając wyśmienite dania.
- O Boże... - Przecisnął się przez tłum, lecz nie musiał bliżej podchodzić, bo sam zwierzak pędził w jego stronę.
Jednak zamiast doskoczyć do niego, dorwał się do eleganckiej sukni Sally. Złapał ją silnie zębami i próbował zerwać, dama zaczęła w panice próbować przytrzymać materiał przy swoim tułowiu.
- Sherlock, natychmiast się uspokój! - Watson niewiele myśląc, złapał go pod biodra i próbował odciągnąć od kobiety.
Nie wiedział co w niego wstąpiło i nawet nie chciał wnikać w to, jak ten uparty pies tu dotarł. Jedyne o czym marzył, to o jak najszybszym ewakuowaniu go z restauracji zanim coś się stanie.
Sherlock jednak uparcie trzymał suknię, aż ta została ściągnięta z ciała Sally i John wraz z nim upadł na swój spięty tyłek.
Wszyscy zamilkli wpatrzeni nie w właściciela i niepokornego pupila, lecz w samą kobietę, która świeciła wszystkim swym przyrodzeniem, jakiego płeć piękna raczej w naturze nie posiada.
John patrzył na to jak zastygnięty, podczas gdy jego jeszcze do niedawna "ta jedyna" próbowała ukryć nagość, a z biustonosza zaczęły jej wypadać skarperki w kropki oraz serduszka.
Historia skończyła się wiadomo jak, a John po tych drastycznych wydarzeniach i widokach upił się i w takim stanie położył ciało do łóżka, mamrocząc coś pod nosem.
- Nigdy więcej... Nigdy więcej randek...
Sherlock wpatrywał się ze spokojem w swojego pana, wiedząc, że tak czy siak John odkryłby prawdę o Sally. Nie chciał jednak, by Watson zbyt późno się o tym dowiedział, więc postanowił działać na własną łapę. Odkąd spotkali ją na spacerze wiedział, że coś tu jest wyraźnie nie tak.
- Sherlll... Chodź tu... - Pies posłusznie wykonał polecenie, a John objął go jednym ramieniem. - Nie wiem czy ci dziękować czy się wścieć, że uciekłeś z domu.
Współlokator sapnął przez nos i zamknął powieki. Nie robiło mu to różnicy, bo zrobił to, co chciał i w dodatku mógł znowu być obok swojego ukochanego człowieka, mimo że śmierdział nie do wytrzymania tanim alkoholem.

The Gay Is On | Zbiór ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz