Randka w ciemno cz.2

302 48 37
                                    

Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy niestrudzenie oczekiwali drugiej części. Doczekaliście się!

~~~

Tymczasem blondynowi było niezręcznie leżeć w tym samym łóżku ze swoim najbliższym przyjacielem. Zdarzyło mu się co prawda wyobrażać jakie to byłoby uczucie spać tak blisko Sherlocka, ale prędko wypierał te wizje na rzecz kobiet, które uważał za jego jedyną bezpieczną przystań. Nie miał przecież prawa myśleć o detektywie w tenże sposób, a później jakby nigdy nic z nim rozmawiać i przebywać w jednym mieszkaniu. Wystarczy mu tylko jego przyjaźń, czyż nie?

Obrócił głowę w kierunku śpiącego przyjaciela.

Żałował, że nie ma zaświeconego światła, bo tak mógłby bezkarnie się w niego wpatrywać i wzdychać nad jego urodą. Teraz tylko widzi czarny kontur jego postaci oraz słyszy spokojny oddech, który jest tak bardzo relaksujący. Miał ochotę przybliżyć się do niego i zasnąć jak on, ale to byłoby zbyt niebezpieczne. Nie daj Boże pomyślałby sobie, że jest w łóżku z kobietą... To nie skończyłoby się dobrze.

Sherlock oczekiwał reakcji Johna, ale gdy takowa nie nastąpiła uznał, że znowu coś zrobi.Udając, że jest mu niewygodnie i znowu musząc się poprawić na boku, wyciągnął rękę. Dłonią dotknął ramienia Johna, zaciskając lekko palce i ponownie zamruczał pod nosem niczym kot pogrążony w głębokim śnie.

John otworzył szerzej oczy. Takiej reakcji się nie spodziewał. Chciał zabrać dłoń mężczyzny z jego ramienia, lecz bał się, że mógłby tym obudzić przyjaciela, który już w najlepsze sobie spał. Mimo wszystko to było tak dziwne odczucie, że nie potrafił tego zignorować.

Zacisnął mocniej szczękę.

''Cholera jasna'', pomyślał. ''W takim tempie to ja na pewno spokojnie nie zasnę''.

Ostrożnie ujął za nadgarstek Sherlocka, aby odczepić jego palce od swojego ramienia. O dziwo, dość mocno się trzymały, przez co przeklnął pod nosem.

Detektyw powstrzymał się od zniecierpliwionego mruknięcia, bo przecież musi udawać, że śpi. Przysunął nogi bliżej Johna, delikatnie o nie zaczepiając, uśmiechając się w duchu i jednocześnie żałując, że nie widzi jego miny, która z pewnością nie była teraz spokojna. Jak po prostemu nie idzie, to trzeba zastosować drastyczne kroki. Holmes miał ich sporo w zanadrzu, ale za każdym razem był ciekawy reakcji swojego towarzysza.
Oczywiście mógłby od razu przejść do konkretów, ale po co psuć atmosferę i zostać potem oskarżonym o molestowanie na tle seksualnym? 

W momencie, gdy nogi detektywa zetknęły się z jego własnymi na jego policzkach wykwitł delikatny rumieniec. Jasna cholera, jest za blisko. Jeszcze chwila a te nogi wepchnie mu jeszcze bardziej do strefy, w której nie powinny się one znajdować. Właściwie, to Sherlock w ogóle nie powinien być tak blisko niego jak przysłowiowy wrzód na tyłku. Dzięki Bogu, że nie jest tak dosłownie. Ciekawe jak wtedy radziłby sobie z wyplątaniem się z tej sytuacji. W zasadzie, dlaczego tak durny przykład przyszedł mu w ogóle do głowy?

Dobra. Spokojnie. Powoli odsuń się od twego źródła problemu. Co prawda, wielkiego źródła problemu, który nawet podczas spania jest męczący.

Spróbował się tego podjąć, ale niemal automatycznie po tym staraniu Sherlock ponownie wymruczał coś pod nosem, jakby w geście protestu, więc musiał zrezygnować ze swego pomysłu.

Westchnął. To dla niego zbyt wiele. Już widział siebie jak po dwóch godzinach wymęczony psychicznie czołga się w kierunku drzwi wyjściowych, dziękując Bogu, że ma to za sobą; natomiast Sherlock pełen energii wychodzi stąd jak zdobywca, kiedy tylko dopatrzy się poszlaki w oświetlonym pokoju. Tak, z pewnością tak będzie. On jak zwykle będzie pokrzywdzony. Jednak, jeżeli detektyw ośmieli się po fakcie z kpiącym uśmieszkiem zapytać, czemu jest w takim stanie, to bez namysłu go udusi, nie zważając na konsekwencje swojego czynu.

Sherlocka w duchu rozbawiła próba odsunięcia się Johna, ale nie dał po sobie tego poznać. Pomyślał, że skoro są nadal w tej samej pozycji to ponownie zrobi kolejny krok, aby znaleźć się bliżej Watsona.

Po delikatnym chrapnięciu podniósł się powolnie jakby chciał się odwrócić jednakże przeniósł swoje ciało, kładąc się na torsie doktora. Poczuł jak zamiera pod nim z zaskoczenia, a jego serce bije coraz szybciej.  Podciągnął jedną rękę, kładąc ją wyprostowaną obok głowy Johna, a nogi wciąż pozostawały splecione z jego. Było mu bardzo wygodnie i przyjemnie czego raczej nie powiedziałby sam doktor, który niezadowolony leżał pod nim. Zastanawiał się czy ponownie nie zareaguje czy coś zrobi jak na przykład zrzuci z łóżka. Choć tej drugiej opcji wolał uniknąć, to znając Watsona byłaby wysoce prawdopodobna.

~~~

Kłamałem. Spóźnione Prima aprilis. Do tego momentu dotrwaliśmy i nie ruszyliśmy ff od dobrych kilkunastu miesięcy.

Z pozdrowieniami.
John

P. S. Spokojnie, dokończymy je.

The Gay Is On | Zbiór ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz