Prolog

234 5 13
                                    

Przed ewentualną falą hejtu chciałbym zaznaczyć, że poniższe opowiadanie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni i może (i zapewne będzie) odbiegać od uniwersum Mass Effect. Na potrzeby tego tworu przyjmuję również pewne uproszczenia. Wszystkich urażonych serdecznie przepraszam za ewentualne nieścisłości. Mam nadzieję, że historia, którą tutaj opowiem wam to nieco zrekompensuje.

Ziemia. Jak do tej pory jedyna zamieszkała przez ludzi planeta. Na jej powierzchni znajduję się mała mieścina, w której mijał właśnie kolejny nudny i nieodbiegający od rutyny dzień. Pomimo faktu, że każdy znał każdego, nikt nie dawał tego po sobie poznać. Zabiegani ludzie ciągle zapatrzeni na swoje potrzeby nie spoglądają na siebie, każdy idzie we własnym kierunku. Mogłoby się zdawać, że taki stan rzeczy będzie się jeszcze długo utrzymywał. Do czasu.

Chłopak imieniem Nathaniel. Młody programista i fascynat astronomii. Ten zawsze wesoły i pełen entuzjazmu młodzieniec w okularach i bujnych kasztanowych włosach, miał dość zadufanych w sobie ludzi i ich pyszności. Pewnego dnia chciał wydostać się z tej dziury i zamieszkać daleko. Na chwilę obecną mógł jedynie marzyć. Aczkolwiek wiedział, że chce podróżować po kosmosie i robił co w jego mocy aby spełnić ten cel. Każdy wieczór spędzał przy swoim teleskopie oglądając zmiany zachodzące na nocnym niebie. Aby zwiększyć swoje zaplecze astronomiczne zaprogramował WI, którą później nazwał Essi. Była jego asystentką, która katalogowała jego obserwacje oraz pomagała wyciągać wnioski z obserwacji nieboskłonu.

Rodzice nie podzielali pasji swojego dziecka. Ojciec jako prawnik chciał aby syn pewnego dnia przejął po nim kancelarię, lecz obecne zainteresowania Nathana nie pozwalały na to. Doprowadzało to do częstych kłótni między nimi. Matka na co dzień pracowała w organizacji charytatywnej. Miała dużo cierpliwości i to ona stanowiła pomost pomiędzy swoim mężem a synem. Lecz nawet ona nie była pewna co do przyszłości Nathaniela.

Pewnego dnia Nathan zszedł do kuchni na kolację. Był blady i wyjątkowo zaniepokojony.

- Co się stało skarbie? - spytała matka

- Zobaczyłem coś w teleskopie. Coś masywnego zbliża się do Ziemi. To nie jest żadne ciało niebieskie.

- Jeżeli nie ciało niebieski czym to coś jest? - sceptycznie nastawiony ojciec zdawał się być zainteresowany tematem.

- Jeszcze nie wiem. Essi twierdzi, że jest to rodzaj kosmicznego gruzy podobnego do tego, który zostaje w przestrzeni po wystrzeleniu np. sondy bądź teleskopu.

- Przejmujesz się na zapas - burknął ojciec

Nate nie mógł znieść tej ignorancji ojca. Nie ruszył nawet dania tylko wyszedł z kuchni i skierował się do swojego pokoju. Wiedział, że nie może w tej materii liczyć na rodziców. Nie rozumieli go. Jedynie na kim mógł w tej chwili była Essi, bezwarunkowo posłuszna i zawsze służąca dobrą radą.

- Jak wygląda sytuacja tego żelastwa, lecącego w naszym kierunku?

- Dokładniejsza analiza wykazała, że nie są to części zbudowane na Ziemi. Odczyty promieni podczerwieni wskazują, że jest stale generowane ciepło.

- Chcesz powiedzieć, że może to być coś na kształt silnika?

- Prawdopodobieństwo jest duże lecz nie mam żadnych dowodów na poparcie tego twierdzenia.

- Obserwuj ten obiekt. Informuj mnie na bieżąco jeżeli jego stan się zmieni.

- Tak jest, Nate.

Nathan ostatni już raz przed pójściem spać spojrzał w swój teleskop. Zobaczył jedynie czerwoną plamkę. Poszedł spać mając ciągle w głowie myśl, że mógł odkryć coś ważnego.

Kosmiczny okruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz