Znalazłam się w gęstym lesie. Ze wszystkich stron otaczały mnie wysokie drzewa. Przystanęłam, zmęczona długim biegiem i emocjami kotłującymi się we mnie.
Myśli pędzące z zawrotną szybkością efektownie odcięły mnie od rzeczywistości. Dopiero warkot wybudził mnie z transu. Czułam, że wydobywa się z Amiko.
Weszłam do umysłu i szarpnęłam za więź łączącą mnie z wilczycą.
To trochę jak lina zabezpieczająca cię przed upadkiem. Nie patrzysz na nic wokół, tylko skupiasz się na wspinaczce, ale gdy spadasz dopiero dowiadujesz się ile ona znaczy.
Wszędzie naokoło mnie było ciemno, jak zawsze. Nasza więź przypominała pnącze wijące się z mojej ręki do łapy Am. Zaczęłam iść w stronę liny i będąc już przy zwierzęciu bardzo tego pożałowałam.
Nie było tam bowiem Amiko. A przynajmniej nie takiej jak zawsze. Na podłodze wił się wilczek o rdzawym umaszczeniu i białym, puszystym ogonie. Drżała ze strachu, szczękając zębami i popiskując.
"Ami? To ty? Co Ci jest?"
Wilk spojrzywszy na mnie kłapnął na coś za mną. Tak, to musiała być ona. Jej oczy- praktycznie identyczne jak moje- wpatrywały się błagalnie i z troską we mnie.
"Meg, uciekaj! Idź stąd! Już!"
Odwróciłam się, by zobaczyć, przez co odwracała ode mnie wzrok. Krzyknęłam i odskoczyłam do tyłu, wpadając na stękającego sierściucha.
Przed nami stała smoliście czarna wilczyca, wpatrując się dziko niebieskimi oczyskami, z ledwie widocznymi, szarymi plamkami.
Taka jak w moim śnie.
Równie przerażająca co piękna.
Wyszczerzyła się, chyba z satysfakcji, jaką reakcję wywołała.
To nie może być ona. To nie może być jedna z Wybranych!
I choć sama nie wiem co to znaczy, czułam, że powinnam wiedzieć. Że to mój obowiązek wobec tak strasznej bestii.
"Megan, wiej!"
Amiko wstała z jękiem z ziemi. Gotowa do ataku, stanęła przede mną by móc mnie chronić.
Tamta zawyła z rozbawieniem ujrzawszy chuderlawą wilczycę, broniącą mnie. Podeszła z wolna, pewnie krocząc w naszą stronę.
Tak samo jak do ptaka.
Tak samo jak do lisa.
Będąc krok od mojej obrończyni napięła sie do skoku.
Milimetry dzieliły nas od śmieci. Czekałam na ogromny ból, który -ku zdziwieniu mojemu i Am- nie nadszedł.Spojrzałyśmy się w stronę czarnej. Leżała na ziemi i trzęsła się. Zobaczywszy nasz wzrok spróbowała się podnieś- na marne.
Amiko spojrzała na mnie i zawyła: "Sofi! Ona... teraz, idź! Ona, ona... niebezpieczeństwo!"
Wtałam chwiejnie i zadrżałam. Zrozumiałam wszystko odrazu. Zakręciło mi się w głowie.
Wydostałam się z umysłu, gdy zauważyłam, że Amiko wstaje i zmieniłam się w człowieka.
Pobiegłam ile sił w nogach, na ratunek mojemu maluchowi. Przeskakiwałam pomiędzy korzeniami i pniami drzew. Nie zważałam na coraz bardziej doskwierający ból w stopach. Będąc przy naszym domku wyczułam jedynie Angelę i Sofi. Były tam też zapachy przypraw, drzew i nieokreślony, lekko kwiatowy swąd, przyprawiający o mdłości.
I wtedy do mnie dotarło. Oczy zmniejszyły mi się, puls przyspieszył, a serce jakby zwolniło.
To nie były kwiaty. Nawet najochydniejsze bukiety nie zostawiały takiego smrodu.
To była krew. Krew małego dziecka, niegdyś żywego.
Sofi!
Wbiegłam na schody i wywarzyłam drzwi.
Widok, który ujrzałam na zawsze będę miała przed oczami.
Moje oczy zabarwiły się na wściekłą czerwień jak plamy krwi na podłodze...
_______________________________________
Cześć ;*Przepraszam za brak rozdziału, ale po napisaniu jednego, całkowicie mi się usunął :'(.
Nieźle wkurzona napisałam ten oto rozdział, z którego krótko mówiąc nie jestem zadowolona :/. Niestety, brak weny robi swoje.
Postaram się pozmieniać jeszcze ten tekst, by chociaż trochę bardziej się kleił, ale nie liczcie na cud.
Idę na konkurs przedmiotowy, więc stąd też słaby rozdział. No nic!
Napewno się poprawię i w najbliższym tygodniu możecie spodziewać się kolejnego rozdziału ;).
Paa ;*
CZYTASZ
I nigdy cię nie opuszczę...?
Manusia SerigalaCoś stąpa delikatnie po ściółce. Wilk. Czycha na swą kolejną ofiarę. Ale czy napewno? Nikt prócz niej nie wie. Nie wiedzą, że czeka na dusze zwierząt chowających się za zaroślami i pniami drzew. Nie chcą tam być. Nigdy nie chciały. Jedyne czego prag...