Rozdział 2

525 52 7
                                    

✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧

- Oto twój pokój. - Oznajmiła starsza kobieta chwytając za klamkę drzwi do pokoju z numerem 45b. - Masz szczęście, bo za godzinę mamy spotkanie grupowe, więc do tego czasu masz trochę wolności. Możesz się rozpakować, pozwiedzać inne pomieszczenia. Jeśli będziesz miał szczęście, poznasz nawet swojego współlokatora, Choi Youngjae. - Wymamrotała kobieta, po czym, z uśmiechem na twarzy, wyszła z pokoju zostawiając chłopaka samego.

Jackson stał na środku pomieszczenia, rozglądając się dookoła uważnie przyglądał się otoczeniu. W pomieszczeniu nie znajdowało się nic ciekawego ani szczególnego, jedynie dwa metalowe łóżka z widocznymi śladami wieloletniego użytkowania materaca oraz dwie obskurne szafki nocne, które bardziej przypominały komody przez swoją wielkość. Na środku pokoju znajdował się okrągły dywan w stylu tureckim z licznymi frędzlami na brzegu, a na wprost niego na ścianie zegar, którego wskazówki zatrzymały się na 15:32, a on sam pokrył się brudnym brązowym odcieniem. Chłopak zastanawiał się jak długo nie było sprzątane w pokoju. Nie wiedział jednak, dlaczego czuł się tutaj tak nieswojo? Uznał, że pierwsze co zrobi, to rozpakuje swojej torbę, która była naprawdę niewielka, jak na tak-szybko-nie-kończący się pobyt w tym miejscu. Rzuciwszy torbę na świeżo pościelone łóżko, wyciągnął z niej kolejno pare podkoszulków o podstawowych barwach, dwie grubsze bluzy z kapturem, które były jego ulubione, zawsze twierdził, że mógłby w nich chodzić na okrągło, trzy pary spodni, jak i bieliznę oraz saszetkę z kosmetykami. W momencie gdy skończył porządki, a raczej wprowadzkę, usiadł na łóżku i bezcelowo wpatrywał się w biały sufit, odetchnął ciężko, jakby powietrze z trudem opuszczało jego płuca. Zaczął zastanawiać się, co tak naprawdę jest powodem jego uczęszczania na wcześniej wspomniane terapie, do momentu gdy przypomniał sobie wyraz twarzy mentora na słowa o jego stanie. Mężczyzna okazywał zaniepokojenie, strach, a wręcz lęk, to jak ciągle na niego nerwowo zerkał i bawił się długopisem. Żył w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie ludzie powinni być wolni, mieć własne prawa, nie być przez siebie nawzajem oceniani - w wieku, w którym powinno się być tym, kim się chce, bez obawy że twoja "inność" nie zostanie zaakceptowana przez społeczeństwo. Lecz Chiny, jak i reszta wschodniej części Azji, nie należały do tego wieku, ich rozwój społeczny zatrzymał się gdzieś w szesnastym, gdzie rodzinne tradycje były najważniejsze a imię i status rodziny znaczył prawie tyle, co samo imię Króla. Jackson nie raz się zastanawiał, co takiego złego zrobił w poprzednim życiu, że teraz musiał tyle cierpieć w kraju wiecznych ograniczeń i bez braku jakiegokolwiek dystansu do siebie jak i innych. Wracając do tematu mentora i pierwszego spotkania - szczerze, wszyscy obecni na sali zareagowali w sposób podobny do niejakiego Alana. Oprócz jego - chłopaka, który jako jedyny zaciekawił Jacksona, który postawił przed nim wielki znak zapytania. Mark Tuan, Amerykanin, starszy od niego o rok, cierpiący na schizofrenie i zaburzenia osobowości, sprawił że Jackson poczuł dziwny niepokój, a zarazem chęć poznania chłopaka bliżej, co swoją drogą znacznie zmniejszyło zaniepokojenie. W momencie, gdy mężczyzna wszystkie myśli skupił na Amerykaninie, klamka od drzwi powoli się poruszyła, a z nią uchyliły się drzwi, ukazując sylwetkę młodego mężczyzny, którego Jackson jeszcze nie widział. Usłyszane odchrząknięcie, zwróciło uwagę chłopaka tak że siadając do pionu w ciszy przebadał wzrokiem mężczyznę. Był dość chudy, niezbyt wysoki, miał brązowe liczne włosy oraz obojętność wypisaną na twarzy. Najwidoczniej, Jackson nie przypadł mu do gustu, twierdząc po grymas jaki pojawiał się na jego twarzy.

|| Therapy || MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz