✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧
Jackson dosłowne wparował do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi, aż, nic nie zdający sobie sprawy Youngjae o mały włos nie spadł z łóżka. Widząc jak fala złości maluje się, nie, pulsuje na twarzy Jacksona, domyślał się, iż prawdopodobnie, spotkanie z anonimowym "wielbicielem" nie poszło po jego myśli.
- Wszystko okej? - Zapytał powoli, najdelikatniej jak umiał, aby nie zabrzmieć źle w uszach chłopaka i jeszcze bardziej go nie rozgniewać. - Coś się stało podcz-
- Nic nie jest okej. - Zaczął drugi, z sarkastycznym uśmiechem na twarzy. Youngjae nie otworzył ponownie ust, jedynie wpatrywał się w chłopaka i wyczekiwał kolejnych słów, które usłyszał szybciej niż mu się wydawało, że je usłyszy. - Jestem tu dopiero kilka godzin, a już mam dość tego miejsca. A najlepsze jest to, że przez te pare godzin, zderzyłem nabawić się wroga.
I mimo iż Youngjae pragnął wiedzieć więcej, nie zapytał. Westchnął cicho, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając Jacksona samego.
Mark Tuan.
Parsknął, gdy tylko owe imię nasunęło mu się na myśl. W owym momencie, tkwił w czymś w rodzaju paradoksu; pragnął tak bardzo aby to imię dało mu spokój, a jednocześnie, w jakimś stopniu chciał słyszeć je na ograło. Albowiem, gdy właściciel owego imienia przedstawił mu się, w jego głosie było coś, co przyciągało do siebie Jacksona. Przyciągało go z taką siłą, że Jackson był świadom tego, jak trudne będzie przeciwstawienie się owej sile, ale przecież nie mógł od tak polegnąć. Mark Tuan wiedział co robi, a robił to specjalnie, najwidoczniej bardzo dobrze znając słaby punkt Jacksona. Jakby od tak poległ chłopakowi, to jakby przyznał się do wcześniej zadanego mu pytania. Mark był ładny, nie przystojny, a ładny. Miał delikatną twarz, z równie delikatną, prawie że porcelanową cerą. W jego oczach błyszczało coś, co Jackson dostrzegł nawet gdy tamten stał w cieniu mroku. Jego ciało nie było wychudzone, ale nie było też specjalnie napakowane. Nawet jego włosy, farbowana blond czupryna, z mimowolną gracją opadały na jego czoło, zasłaniając częściowo kasztanowe tęczówki. Z punktu widzenia Jacksona, chłopak wyglądał idealnie, jak anioł, w które swoją drogą nie wierzył, ale był pewien, że to tylko osłona, a pod nią znajduje się przebiegły lucyfer. Jego umysł zapragnął ponownego spotkania chłopaka, zapragnął spojrzeć głęboko w te hipnotyzujące oczy i przekonać się, że to jednak tylko aniołek, który chowa swoje słabości diabolicznym zachowaniem. Jackson, nie był pewien kiedy zaczął rozmyślać o tajemniczym Amerykaninie (a przede wszystkim, dlaczego w ogóle myślał o chłopaki w taki a nie inny sposób), ale gdy po jakimś czasie przeniósł wzrok na telefon, zegar wskazywał 20:27. Dopiero teraz zauważył, że od półtorej godziny siedział w jednej pozycji, jak i to, że nie ma z nim Yongjae.✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧
Podczas gdy Jackson przechodził walkę z swoim własnym umysłem, Youngjae postanowił zostawić go samego, dając mu więcej wolnej przestrzeni do poukładania myśli. Cisza nocna zaczynała się równo o dwudziestej drugiej, a w momencie gdy opuścił pokój była zaledwie 19:51, czyli miał jeszcze sporo czasu aby w samotności powłóczyć się po korytarzach kliniki. Naprawdę pragnął dowiedzieć się, co jest powodem nagłego zachowania Jacksona, albowiem czuł, że znając jakiś szczegół, mógłby mu jakoś pomóc, albo chociaż spróbować. Cały czas miał wrażenie, że czegoś zapomniał, kogoś pominął, ale nie miał pojęcia kogo. Przez brak jakichkolwiek "poszlak", nieważne ile myślał i ile dróg starał się przebadać, i tak wracał na początek labiryntu, który wydawał się nie mieć końca, jak i rozwiązania. Nagle, z jego myśli wytrąciło go dziwne uczucie. Jego serce o mało co by nie przestało funkcjonować, gdy na swoim karku poczuł czyiś ciepły oddech. Odwrócił się tak gwałtownie, że aż potknął się o powietrze, a gdy zobaczył roześmianą twarz sprawcy, przymknął oczy i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić roztrzepane ciało i umysł.
- PARK JINYOUNG! - Spokojny przez cały ten czas Youngjae, w tym momencie pokazał, że on też umie unieść głos. - Wiesz jak się wystraszyłem? NIE RÓB TAK WIĘCEJ. - Rzucił w stronę zwijającego się ze śmiechu Jinyounga.
- Twoja mina była bezcenna! Jaka szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia. Byłoby ono perełką pomiędzy resztą, a uwierz, tamte są straszne a co dopiero byłoby to. - Odparł, w pół śmiechu, Jinyoung odsuwając się krok od Youngjae, na wypadek, gdyby tamtemu wpadło na myśl obdarowanie chłopaka swoją ukrytą siłą. - A tak w ogóle - Zaczął, gdy już się uspokoił. - Co robisz tu o tej porze? Nie masz czasami teraz nowego współlokatora? Jak mu..
- Mam. I on ma na imię Jackson, nie zaczynaj z tymi dziwnymi przezwiskami. Chłopak wydaje się naprawdę spoko, przedstawię wam was sobie kiedyś. - Przerwał chłopakowi Youngjae, wiedząc że jeszcze chwila, jeszcze jedno czy dwa słowa więcej, a tego wieczoru by się pokłócili.
Park Jinyoung był jedyną osobą, której Youngjae ufał aż za bardzo w całej klinice. Znali się praktycznie prawie pięć lat. Jinyoung trafił do kliniki, gdy Youngjae miał 4 miesiące stażu w owym miejscu. Razem uczęszczali na terapie (przynajmniej te, które ze sobą dzielili), wspierali się w trudnych chwilach, w niektórych momentach dzięki swoim kłótnią byli numerem jeden plotek między pacjentami. Z całej kliniki, nie licząc personelu, tylko Jinyoung wiedział z jakimi problemami zmagał się Youngjae. To on obserwował, jak z miesiąca na miesiąc radzi sobie coraz lepiej, jak walczy ze samym sobą. Według Jinyounga, Youngjae powinien już dawno opuścić klinikę, nie pasował tu już od dłuższego czasu, ale tamten upierał się, że lepiej będzie jak tu zostanie. Youngjae natomiast, jako jedyny ze wszystkich pacjentów był świadom tego, co tak naprawdę dolega Jinyoungowi. W jaki sposób inni dowiadywali się o chorobach poszczególnych osób nie wiedział nikt, albowiem personel nie miał prawa mówić takich rzeczy, więc czy inni się o Tobie czegoś dowiedzą, było jedynie wyborem osoby chorej. Jedynie co wiedzieli o Jinyoungu, to to, że miał wahania w nastroju, ale nie wiedzieli, że jest bipolarny, czy maniakalny. Miał momenty gdy stawał się mega nakręcony, cieszył się z każdej rzeczy, żył życiem jakby miało się oni skończyć wczoraj, ale były też takie, przez które zostawał zamykany w izolatce na najbliższe trzy dni. W takich momentach, gdy miewał bipolarne napady, to Youngjae przy nim siedział całymi dniami. To on znosił te wahania nastroju, to on go pocieszał, pozwalał mu się na nim wypłakać czy nawet wyżyć. Przez takie zachowanie chłopaka, Jinyoung czuł wieczny dług jaki u niego ma, który swoją drogą, z dnia na dzień, nie przestawał rosnąć.
- Słuchaj, nie jestem dzisiaj w nastroju. Nie pogarszaj tego, okej? - Dodał po chwili ciszy, a owe słowa wywołały grymas na twarzy Jinyounga.
- Youngjae-ssiii - Odparł nagle drugi, uwieszając się na plecach chłopaka. To, w jaki sposób chłopak uroczo przeciągał jego imię, wywołało większy wstręt na twarzy Youngjae, niż to jaką bliskością go obdarował. - To ten twój lokator, tak? Mam mu przywalić, hm? - Dodał z niezadowoleniem w głosie, na co Youngjae zaśmiał się cicho, szczerząc śnieżnobiałe zęby.
- Mówiłem Ci, on jest serio fajny. Chodzi o to.. - Zawahał się. Nie chciał obciążać przyjaciela problemami, które nie miały z nim kompletnie nic wspólnego, ale może dzięki temu dowie się czegoś, co mogłoby pomóc Jacksonowi. - Nie obiło Cie się może o uszy, jak ktoś wspominał, że Jackson mu się nie specjalnie spodobał? W sensie, wiem że nikomu nie przypadł do gustu, ale czy ktoś wspominał coś więcej? - Zapytał, na co w odpowiedzi dostał jedynie zaprzeczenie i pytające uniesienia brwi. - Wcześniej, nie zamknęliśmy z Jacksonem drzwi od pokoju i ktoś najwidoczniej się w nim rozgościł, bo większość jego rzeczy była powywalana a na łóżku leżała karteczka z godziną i miejscem na spotkanie. A gdy wrócił, nie był zbytnio szczęśliwy..
- Jaebum? - To było pierwsze co przyszło Jinyoungowi na myśl, gdyż przez dobre trzy lata sam miał z nim niemile problemy, lecz zaraz sobie przypomniał, że on jest teraz trzymany "na smyczy". Pokiwał głową i marszcząc obie brwi, westchnął cicho. - Teraz, dzięki nowemu znajomemu twoje życie tutaj będzie jeszcze ciekawsze! - Dodał, chcąc zażartować i jednocześnie rozluźnić atmosferę, ale otrzymując od przyjaciela wzrok, który definitywnie aż mówił "RUFKM?", podrapał się po tyle głowy i z pretekstem, że musi iść się umyć, zniknął z pola widzenia Youngjae.
Youngjae tylko westchnął, przecierając twarz zimną dłonią, po czym ruszył w stronę z której przybył. Droga do już-nie-tylko-jego pokoju znacznie mu się wydłużała, mimo że zajęła mu tylko pięć minut, czuł jakby minęła kolejna godzina a jego głowa wypełniła się kolejnymi myślami. A może Jinyoung coś wiedział, tylko nie chciał mu powiedzieć? Youngjae przywykł do dziwnego zachowania chłopaka, umiał nawet rozpoznać kiedy miewał napady maniakalne, mimo iż innym by się wydawało, że chłopak jest po prostu humorzasty. Tym razem, zachowanie Jinyounga było równie dziwne, jak cały dzisiejszy dzień. Dam sobie spokój, może tylko wszystko wyolbrzymiam, pomyślał, gdy otwierając drzwi do pokoju, zastał głuchą ciszę i mrok. Śpi? Rozglądnąwszy się po pokoju, widząc otulonego kołdrą Jacksona, po cichu podszedł do swojego łóżka, aby chwile później oddać się w objęcia Morfeusza.✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧
Jackson nie spał, tak jak wydawało się Youngjae. Nie był w stanie, nawet jeśli bardzo się starał. Teraz już nie chodziło tylko to Marka, ale o jego samego. Pogodził się już dawno z tym, że każdy ma do niego jakiś problem, a to, że Youngjae okazywał mu radość i towarzystwo, jakiego od dawna nie odczuł, w tej chwili bolało go bardziej niż cokolwiek innego. Nie chciał przyjaźnić się z chłopakiem. On był już praktycznie zdrowy, w każdej chwili mógł opuścić klinikę, a tym samym pozostawić Jacksona samego. Jackson nie by mięczakiem, nie bał się samotności. Bał się ranić innych, wręcz tego nie cierpiał, a w wypadku gdyby Youngjae obdarzył go przyjaźnią, i on i Jackson cierpieliby, gdyby chłopak wrócił do domu. Bał się także, że swoją osobą skrzywdzi niewinne tu osoby, takie właśnie jak Mark Tuan. Coś musiało być w Jacksonie, co spowodowało nienawiść, jaką Mark wręcz miotał w jego stronę. Oczywiście, tak mu mówił rozum, którego słuchał się dość rzadko, ale jak już zaczął, to nie chciał przestawać.
Zwrócił też uwagę, że jego myśli, od czasu do czasu, wędrują ku klinice. Ciągle sobie powtarzał, że to nie jest miejsce dla niego i że niedługo się stąd wydostanie. Wystarczy udawać, że "wyzdrowiał", że już z nim wszystko "w porządku" i że znowu jest "normalny", czyż nie? Wtedy personel da znać jego rodzicom i wezmą go do domu, będzie żyć swoim dawnym życiem, jakby nigdy nic się nie stało. Jednakże teraz, gdy wskazówki zegara powoli tykały, nieznośnie wydłużając sekundy z każdym swoim tyknięciem, spędzał swoją pierwszą bezsenną noc w klinice, a jego rozum nie chciał dać mi spokoju.A/N: Mam nadzieję, że wszystko wyszło okej;; Szczerze mówiąc, nie jest to takie, jakie chciałabym aby było, ale ostatnio nie mogę złapać dobrej weny, a nie chcę aby ten ff umarł, bo nie podobają mi się słowa, jakie dobieram:')
No ale, mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe i ciekawe i że wam się podobało! ♥️
CZYTASZ
|| Therapy || Markson
Fanfiction- (...) -Następny jest pan Wang.. Jackson Wang. Proszę, powiedz o sobie kilka słów. - Jestem Jackson, mam dwadzieścia dwa lata i trafiłem tu, bo jestem gejem. -