Rozdział 10

307 41 23
                                    

✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧

Prawdą było, że Yien nigdy by się nie znalazł w tym miejscu dla wybryków natury, jak to om sam ich nazywał. Gdyby tylko sprawy potoczyły się inaczej, gdyby przez jeden głupi wypadek nie wrócił do Tajwanu, napewno by go nie było w tej klinice. A może by go w ogóle nie było? Nikt nie lubi żmudnych historyjek, gdy to osoba opowiadająca ją użala się nad sobą i nad swoim nędznym życiem. Jednakże, tej prawdziwej wersji zdarzeń, która należała do dwudziestego czwartego dnia Lutego, 2010 roku, nie znał nikt oprócz Yiena. Może jednak wątroby ją opowiedzieć? Teraz i tak jest już za późno aby cokolwiek zmienić.

   24 Luty 2010. Ta data zadomowiła się gdzieś głęboko w pamięci Yiena, sprawiając, że każdy dwudziestu czwarty dzień miesiąca był dla niego torturą. Od tamtego dnia Yien żył w nieustannym strachu i męce. Minęło już sześć lat odkąd każdego miesiąca wpada w panikę, czy znowu nie będzie pamiętał nic przez cały tydzień, albowiem On znowu go nawiedzi, znowu będzie mu groził a żadna osoba z zewnątrz mu nie pomoże ani nie uwierzy. Albo może jednak On się nie pojawi i przeżyje ten miesiąc w kolejnym strachu, że to tylko jeden miesiąc "spokoju", bo kto wie czy On nie odwiedzi go za miesiąc, z jeszcze większymi torturami? Więc to takiego wydarzyło się tamtego dnia, że życie Yiena tak drastycznie zmieniło się w piekło pełne cierpień?
Wypadek.
Pożar.
Strach.
Tamtego dnia Yien czuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Odkąd tylko promienie Kalifornijskiego słońca przedarły się przez szpary w żaluzjach, zmuszony rozchylić zaspane powieki, poczuł dziwne kłucie po prawej stronie, na tej samej wysokości, na której znajdowało się serce. Owe bóle pojawiały się u niego już od jakiegoś czasu, ale nigdy tak piekielnie nie szczypały od środka, jak tego właśnie poranka. Zwlekając się z łóżka, z dołu dochodziły krzyki jego rodziców. Znowu się przez niego kłócili. Jego matka znowu przyjechała do Ameryki tylko po to, aby twarzą w twarz wydrzec jego ojcowi, jaki to on wielki błąd popełnia zostawiając Marka z sobą.
Tak, Marka.
Nienawidził tego imienia całym swoim sercem, ale co mógł zrobić? Żył w Ameryce odkąd tylko pamiętał, a był przekonany, że we Wrześniu minie dobre szesnaście lat, gdyż sam kończył ich siedemnaście. Przez te szesnaście lat, powodem kłótni był albo Yien, którego nienawidził jego ojciec, albo Mark, którego nie znosiła jego matka. Yien był chłopcem, który urodził się w Tajwanie, gdy pani Tuan miała zaledwie szesnaście lat; podczas gdy Mark był chłopcem, który rok po narodzinach trafił pod opiekę ojca w Ameryce, gdyż młoda matka nie chciała niszczyć sobie życia jakąś nieudaną wpadką. Pan Tuan nie mógł zaakceptować, że jego rodzony syn nosi imię tak sprawujące mu ból, dlatego postanowił, że odkąd maluch przekroczył granice kraju, nazywa się Mark Tuan. Pomimo młodego wieku jego rodziców, oni nigdy się nie rozwiedli, a mieszkając tysiąc kilometrów od siebie, i widując się tylko raz w miesiącu głównie z powodu ich syna, nie zdawali sobie sprawy ile bólu sprawiają małemu chłopcu. Mark (nazywajmy go tak, bo nawet jeśli on tak bardzo tego imienia nie cierpiał, w końcu mieszka w Ameryce) może wydawać się tym dzieciakiem, który mając zamożnych rodziców, powinien być rozpieszczony, samolubny i chciwy, albo cierpiącym, depresyjnym, nie chcącym żyć chłopcem. On jednak nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii. Dużo osób z jego szkoły uważało go za wzór do naśladowania. Często przynosił dodatkowe paczuszki z lunchem, aby podzielić się z tymi, co albo zapomnieli, albo po prostu nie mają jak go przynosić. Był miły i przyjazny wobec wszystkich, pare razy w tygodniu zostawał po każdej lekcji aby pomoc nauczycielkom posprzątać sale, pomagał innym dzieciom w nauce, nawet bronił jednego Tajlandczyka, który niedawno został przyjęty do szkoły, albowiem jego rodzina musiała uciec z kraju, i ludzie w szkoły rzucali w jego stronę różnorakie bluźnierstwa. W domu często pomagał lokajowi i służącym w pracach domowych, chodził z nimi na zakupy i spędzał czas, jak z normalnymi osobami. Owszem, miewał dni kiedy robiło mu się bardzo przykro, że nie ma normalnej, szczęśliwej rodziny, że nie ma kogo przyprowadzić na dni rodzica w szkole, nie ma do kogo się przytulić ani wyżalić. Ale szybko owe myśli odganiał, no bo hej, są dzieci które nie mają żadnego z rodziców, a on miał ich obu - kłócących się, w jakiś sposób nienawidzący jego, ale ich miał i to się liczyło, prawda? Starał się żyć w taki sposób przez całe swoje dzieciństwo, lecz udawanie, że wszystko jest w porządku, że jest szczęśliwy i zadowolony z tego co ma, stawało się rozkaz cięższe, gdy wkroczył w wiek nastoletni. Będąc trzynastolatkiem, rozumiał dużo więcej z kłótni rodziców, niż gdy był niewinnym i głupkowatym sześciolatkiem. Słysząc comiesięczne kłótnie rodziców, rozumiał bardziej i więcej, że "niechciany dziedzic" i "plama na rodzinnym rejestrze" znaczyło nic innego, jak tylko jego samego. Jednakże, starał się nie dopuszczać złych myśli do swojego życia. Problemy rodziców, nawet jeśli chodziły o niego, były ich sprawą a on nie miał prawa się w nie wtrącać. Miał własne życie i problemy w szkole, dlatego dzień po dniu dążył do tego, aby swój pokój opuszczać z uniesionym podbródkiem i kącikami ust uniesionymi ku górze.
Kto by pomyślał, że nieskończony siedemnastolatek, który tak cenił swoje życie i starał się patrzeć na wszystko z optymistycznego punktu widzenia, mógłby zabić całą swoją najbliższą rodzinę?
Tak, dokładnie. Powodem dla którego Yien był zmuszony wrócić do kraju jego matki, było zabicie jego własnych rodziców. Aczkolwiek, nie zrobił on to własnymi, gołymi rękoma, nigdy nawet na myśl mu nie przyszło, aby zrobić coś tak brutalnie okropnego. Jednak, dwudziestego czwartego Lutego, wydarzył się wypadek, spowodowany właśnie przez niego.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

|| Therapy || MarksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz