✧ ˳೫˚∗ 疗法 ∗˚೫˳ ✧
Szczerze mówiąc, Jackson nie miał pojęcia, kiedy i po jak długim czasie w końcu udało mu się zasnąć. Migrena, z którą się obudził o równej 7:30, dawała mu znak, że nie spał zbyt długo, jak i niewygodnie. Poczuwszy zdrętwiałą prawą rękę, z bólem i cichym syknięciem obrócił się na drugą stronę, a jego oczom ukazał się anielsko śpiący Youngjae. Opadające na czoło kosmyki brunatnych włosów, oraz lekkie promienie słoneczne, które przedzierając się przez zasłoniete żaluzje padały na twarz chłopaka, sprawiały, że naprawdę wyglądał jak anioł, z puszystą kołdrą zamiast skrzydeł (a może, który po prostu spał na bielutkiej chmurce?). Podczas gdy Jackson sekretnie badał i podziwiał owe detale, Youngjae jakby odczuł myśli współlokatora, gdyż w owym momencie, chłopak odetchnął ciężko i przecierając lewe oko, ziewną leniwie starając się dojść do siebie. Przez wszystko co wczorajszego dnia miało miejsce, zmęczenie dosłownie pochłonęło go w całości, sprawiając, że przez noc kompletnie zapomniał, że ma nowego lokatora. Na widok Jacksona, Youngjae sturlał z łóżka i ciągnąć ze sobą kołdrę, z hukiem wylądował na lodowatej podłodze. Cała ta scena spowodowała, że Jackson o mało co by się nie udusił własnym dwutlenkiem węgla, starając się zdusić w sobie nieopanowany śmiech.
- Siedź tam, nie potrzebuje pomocy. - Nakazał Youngjae, gdy okryty kołdrą, wyglądając zza brzegu łóżka dostrzegł wstającego Jacksona. Youngjae przeklął pod nosem, gdyż chłopak prawdopodobnie nie miał w planach mu pomóc, albowiem wstając z łóżka, ciągle cicho się śmiejąc, podszedł do komody i zaczął wyciągać czyste ubrania. Świetnie Youngjae, godzina nawet nie ósma a ty już się ośmieszasz. Przetarł ospałą twarz, głośno wydychające powietrze. - Za pół godziny jest śniadanie, więc ogarnij się i te sprawy.. - Tłumaczył, starając się zatuszować wcześniejszy incydent, tak aby wyszło to jak najbardziej naturalnie. Dodanie do tego dziwnych gestów dłonią wcale nie pomogło, a prychniecie Jacksona i jego wyszczerzone zęby, tylko bardziej go upewniły owego stwierdzenia i jednocześnie dobiły.
Po piętnastu minutach oboje byli w drodze na wcześniej wspomniane śniadanie a przez całą drogę ani jeden, ani drugi nie mogli się przestać śmiać. Nie byli nawet pewni, z czego tak naprawdę się śmieją. Osoba trzecia mogłaby rzecz, że wyglądali jak para dobrych przyjaciół, którzy w swojej obecności czują się najbardziej komfortowo na świecie, albo po prostu jak para osób chorych psychicznie, bo w końcu w takim miejscu się znajdowali. Gdy tylko przekroczyli próg jadalni, Youngjae pociągnął Jacksona w stronę jego ulubionego stolika, drugą ręką łapiąc się za bolący brzuch. Jackson jednak, po wejściu na jadalnie, automatycznie przestał się śmiać, gdy przy jednym ze stolików dostrzegł jego. Siedział w towarzystwie młodego, wychudzonego chłopka a wokół nich stała jeszcze czwórka innych osób, którzy z trzeciej perspektywy wyglądali jak natrętni fani, obrażający swojego ukochanego idola. Jego ciało przeszyła fala prądu, gdy w jednym momencie, Mark spojrzał prosto w jego oczy, jakby wiedział, że Jackson się na niego patrzy, a wzrok jakim go obdarował nie był normalny. Jego oczy błyszczały równie mocno i jasno, jak wczorajszego wieczoru, a w momencie gdy posłał Jacksonowi ten swój uśmieszek, przejechał językiem po wypukłych ustach. Mark Tuan go kusił, czyż nie tak to wyglądało? To nie miało sensu, gdyż jeszcze wczoraj wyzywał go od pedałów a dzisiaj z nim flirtował? Robił to specjalnie, aby go ośmieszyć? Inne wytłumaczenie, w tej sytuacji byłoby absurdalne. Gdy Youngjae usadził Jacksona na miejscu obok niego, chłopak ponownie przeniósł wzrok na Amerykanina. Ale jak żałował owego ruchu. Miał nadzieje, że jednał się przewidział, albowiem w momencie, gdy znowu spotkał wzrok Marka, tamten puścił mu oczko. Zrobił to a taki sposób, że Jacksonowi brakowałoby słów aby opisać, co poczuł w tamtym momencie.
- Jackson, słuchasz? - Hipnozę przerwał Youngjae, który najwidoczniej, przez cały ten czas produkował się Jacksonowi.
- Słucham. - Rzucił Jackson, lecz Youngjae z rosnącym grymasem na twarzy, najwidoczniej nie był przekonany jego odpowiedzią. - Young, kim jest tamten chłopak? - Zapytał w końcu, dyskretnie wskazując na stolik, przy którym siedział Mark z elitą.
- Hm? Mówisz o Bamie? - Zaczął Youngjae, przenosząc wzrok na wskazanych przez Jacksona mężczyzn. - Szczerze, nie umiem wymówić jego prawdziwego imienia, ale jest z Tajlandii i trafił tu jakieś dwa miesiące temu z powodu anorek-
- Nie on. - Przerwał mu Jackson, wydając z siebie cichy syk. - Ten obok, blondyn, którzy cały czas wietrzy sobie zęby.
- Aa, on. To ten, no.. - Zawahał się, szczerze nie chcąc udzielać odpowiedzi na to pytanie. Wczoraj opowiedział mu o chłopaku dość sporo, nawet jeśli było to pośrednie i nigdy nie wypowiedział jego imienia. Gdy widząc wyraz twarzy Jacksona, kątem oka dostrzegł pana Parka. Park Jinyoung, dzięki Bogu, życie mi ratujesz! - Jinyoung! Jin! Young! - Krzyknął nagle, zwracając na się iw uwagę całej jadalni. Oczywiście, nie było możliwości aby Jinyoung mógł zignorować chłopaka, więc niechętnie, podszedł do ich stolika. - Hey, my best friend! Mówiłeś, że chciałeś poznać Jacksona, więc teraz masz okazje! Jackson, to mój best buddy Jinyoung. - Odparł z rozjaśnionym wyrazem twarzy, gdy wzrokiem przeskakiwał z Jacksona na Jinyounga.
Jinyoung, zmieszany nastałą sytuacją, oddał 80-cio stopniowy ukłon i uśmiechnął się niepewnie. Jackson odpowiedział tym samym, po czym jego wzrok automatycznie powędrował na niego. Tylko na chwilę, spojrzał i równie szybko odwrócił wzrok, ale w ułamku tej sekundy i tak dostrzegł, że tamten nadal go obserwuje. Starając się odwrócić swoją uwagę, wprosił się w konwersacje jego towarzyszy, choć szczerze mówiąc, nie miał bladego pojęcia o czym ta dwójka tak naprawdę konwersowała.
CZYTASZ
|| Therapy || Markson
Fiksi Penggemar- (...) -Następny jest pan Wang.. Jackson Wang. Proszę, powiedz o sobie kilka słów. - Jestem Jackson, mam dwadzieścia dwa lata i trafiłem tu, bo jestem gejem. -