Rozdział 2

46 3 2
                                    

Minęły trzy dni i Clara wreszcie doczekała się wekeendu. W końcu chwila wytchnienia. Z racji tego, że za tydzień miały zacząć się ferie zimowe, nauczyciele w szkole odpuścili uczniom testy, więc cała sobota i niedziela były wolne.
Mimo ciężkiego tygodnia wszystko zapowiadało się dobrze - kostka nie jest skręcona, Amy niedługo wraca, a rodzice idą na randkę. Znaczy na spotkanie w o osiemnastej w restauracji w centrum.

Nie mając co ze sobą zrobić, młoda panna Pauloux postanowiła rozgryźć zagadkę starego zdjęcia. Im bardziej mu się przypatrywała, tym postać co raz bardziej przypominała jej ojca. Nagle w kącie fotografii dostrzegła fragment szyldu jakiegoś sklepu.

,,...eroves"

Co to mogo być? Gdy wpisała hasło w Internet, otrzymała odpowiedź.
,,Beleroves" - rodzinna zakład fotograficzny, z powodów nieznanych zmaknięty e n e 1900 roku. Czyli jednak. Zdjęcie ma ponad sto lat! Jak to w ogóle możliwe?!
Clara czuła, że z tym zdjęciem jest coś nie tak. Wpadła w prawdziwą obsesję na punkcie tej fotografii. Sprawdziła na mapach, gdzie był kiedyś ten zakład i w tym momencie w jej głowie narodził się dość abstrakcyjny pomysł.

Rodzice na pewno nie pozwoliliby jej jechać samej, gdzieś daleko i jeszcze w miejsce, którego nie znają. Właśnie, gdy Clara odnalazła już ten zakład i dowiedziała się, że działał on w miejscowości Reiven (miasteczku leżącym na drugim końcu Równiny Leasson), to wysłała tacie SMSa z dwoma pytaniami: Czy któryś z jego przodków również nazywał się Colin i pochodził z Reiven? Czy on sam kiedykolwiek tam był? Odpowiedź na oba pytania brzmiała - "NIE". Także dziewczyna postanowiła na własne ryzyko udać się do tego miasta. Najwidoczniej los chciał tak samo, bo rodzice postanowili wyjechać razem na dwa dni.

Osiemnastolatka spakowała do plecaka wszystkie potrzebne rzeczy - stwierdziła, że będzie musiała spędzić jedną noc w motelu - zabrała aparat, kieszonkowe, telefon, założyła kurtkę, czapkę, rękawiczki i po prostu wyszła z domu.

Clara stała na przystanku i czekała na autobus 536. Nigdy nie widziała tego numeru w okolicy, ale według rozkładu jazdy, miał przyjechać na przystanek przy granicy lasu o godzinie 09:47. Nagle poczuła chłodny powiew wiatru, a na nos spadła jej pierwsza kropla deszczu. Krajobraz stał się szary i ponury. Od początku zimy ani razu nie padał deszcz. Zaczęło się bardzo nieciekawie... Osiemnastolatka już miała się wycofać, bo raczej nikt nie ma ochoty podróżować przy takiej pogodzie, ale wreszcie, na horyzoncie pojawił się niebieski pojazd. Z daleka wyglądał jak normalny autobus, lecz gdy podjechał bliżej Clary, dziewczyna zauważyła, że cyfry co chwila migoczą, lakier na bokach jest zdarty, a szyby porysowane. Najdziwniejsze było jednak to, że w środku nikogo nie było. Najwidoczniej Reiven nie cieszyło się zbytnią popularnością.

Clara przeszła przez skrzypiące drzwi autobusu, usiadła po prawej stronie, a gdy śnieg z jej butów już stopniał, wlepiła nos w szybę i patrzyła na pogrążony w ulewie świat za oknem. Przed nią dwie godziny nużącej podróży.

W centrum ciszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz