Rozdział 3

59 3 4
                                    

*Clara*

W pustym autobusie wszystko wydawało się straszniejsze, każde skrzypnięcie, trzask, zakręt. Wszystko było takie nienaturalne. Zazwyczaj w myślach obgadywałam wszystkich dookoła, a teraz nie miałam czym zająć myśli. Zaczęłam liczyć samochody za oknem, ale doszłam może do dziesięciu i miałam już dość, a poza tym ulewa za oknem bardzo mi w tym przeszkadzała. Chciałam zadzwonić do Amy, lecz okazało się, że mój telefon właśnie się rozładował. Super...
Tak więc, siedziałam sobie po prostu, a deszcz uderzał w szybę. Nagle autobus zaczął się strasznie kołysać, za oknem ulewa była co raz większa, pioruny waliły jak szalone, a grzmoty przyprawiały mnie o dreszcze. Przez okno nic nie było widać i nagle autobus chyba w coś uderzył...


Musiałam na chwilę zemdleć, albo zasnąć, bo ocknęłam się, kiedy zza chmur wyszło już słońce. Dopiero po chwili zorientowałm się, że dojechałam na miejsce. Drzwi autobusu były otwarte, a z podwórka wiał dość ciepły, niespotykany o tej porze roku wiatr. Nie połączyłam faktów, że skoro padał taki deszcz, to rozpuścił się ostatni śnieg i wskoczyłam prosto w wielką kałużę błota. Miałam brudne całe buty i spodnie do kolan.

Gdy odeszłam od pojazdu, rozejrzałam się dookoła. No miasto to to nie było. Zatrzymaliśmy się na jakimś polu, ale komunikat w środku autobusu mówił wyraźnie, że jestem w Reiven. Przeszłam na drugą stronę autobusu i dopiero wtedy zauważyłam zarys miasta i tabliczkę, na której było napisane, że do miasteczka musze iść jeszcze 6 kilometrów. Niby nic takiego. Byłam na taką drogę przygotowana psychicznie już wcześniej, jednak nie na to, że będzie to droga przez bagno. No cóż. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Przynajmniej na razie deszcz przestał padać...

Szłam tą polną drużką, po drodze myśląc o tym co zrobię jak już tam dojdę. W sumie nie miałam żadnego pomysłu. Przecież zakład jest zamknięty. Pewnie działa tam teraz jakaś inna firma, lub stoi taki opuszczomy. Trzeba będzie znaleźć jakieś dokumenty. Muszę też znaleźć nocleg w jakimś motelu... Nagle zdarzyło się coś, czego nie było w moim planie. Usłyszałam wołanie o pomoc. Gdzieś przede mną, za zakrętem. Podbiegłam kawałek i zobaczyłam jakąś postać, próbującą wygrzebać się z błota. Podeszłam do tej osoby. Gdy tylko chłopak mnie zauważył, zaczął tłumaczyć, że ugrzązł w kałuży, a jego noga zaczepiła o jakiś korzeń.

- Dobra, podaj mi rękę - złapał mnie, przy okazji brudząc mnie błotem - i na trzy czte-ry... - pociągnęłam go z całej siły. Udało się i razem wylądowaliśmy na ziemi.

- Dzięki - uśmiechnął się do mnie. Dopiero teraz dokładnie mu się przyjrzałam. Miał bujną brązową czuprynę, cudowne kości policzkowe i najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam - Jestem Mark, a ty?

- Yyy - oczywiście musiałam się zająknąć - Clara.

- Idziesz do miasta?

- Tak - uśmiechneliśmy się do siebie, omineliśmy bagno i ramię w ramię ruszyliśmy przed siebie. - Właściwie, co tu się stało i skąd tu się wziąłeś?

- Właśnie przyjechałem.

- No dobra ale skąd? Przecież tutaj jechał tylko jeden autobus, a w środku byłam tylko ja...

- Ja jechałem stopem -zamyślił się chwile - w sumie to miałem zamiar jechać dalej, ale kierowca podwiózł mnie tylko tutaj.

- To nie możesz jechać dalej?

- Stwierdziłem, że skoro już tu jestem, to zobaczę słynne molo w Reiven i porobię jakieś zdjęcia.

- Co? Jakie molo?

W centrum ciszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz