Ona - III

197 42 14
                                    

14 Października, Czwartek

Na peronie drugim rozlegały się gitarowe riffy. Ludzie wychodzący z pociągu zatrzymywali się na chwilę i wrzucali monety do pokrowca leżącego przed grającym na gitarze chłopakiem. Nikodem właśnie kończył wykonywanie swojego własnego, autorskiego utworu, kiedy zbliżyła się do niego dziewczyna i do pokrowca wrzuciła banknot stuzłotowy. Udawał, że nie zrobiło to na nim wrażenia, ale prawda była inna, rzadko kiedy udawało mu się zdobyć tyle w jeden dzień, a co dopiero za jednym razem. Dziewczyna wysłuchała utworu do końca, akurat wykonywał Hallelujah i gdy ostatni akord wybrzmiał, najgłośniej ze wszystkich klaskała.

Nikodem zaczął zbierać się na obiad. Wyjął pieniądze, szczególną uwagę poświęcając setce. Nie zauważył, że nad nim ciągle stała ta dziewczyna.

– Ładnie grałeś – zagadnęła. – I pięknie śpiewasz.

Zlustrował ją wzrokiem. Wiele ludzi mówiło mu, że ma niezły głos, ale dopiero w jej ustach zabrzmiało to jak najprawdziwszy komplement. Wyprostował się i podziękował uprzejmie, po czym pocałował wierzch jej dłoni przedstawiwszy się wcześniej.

– Iwa Górecka – uśmiechnęła się.

– Wybacz, kochana, nie mam czasu, więc dzięki za napiwek, ale będę leciał – chciał jak najszybciej się oddalić, bo prawdę powiedziawszy jej towarzystwo go onieśmiel, ale ona podążyła za nim.

– A gdzie się tak spieszysz?

– Na obiad – mruknął pod nosem.

– Ja właściwie też.

Najpierw chciał skorzystać z usług McDonalda, ale z taką towarzyszką nie wypadało. Jego kroki skierowały się do baru sushi. Stał już przed ladą i krew odpłynęła mu z twarzy, gdy zobaczył tamtejsze ceny, nie chciał jednak się wycofywać. Uśmiechnął się do Iwy nerwowo, po czym zamówił jeden z droższych zestawów. Całe szczęście miał czym zapłacić. Nowa znajoma kupiła dokładnie to samo co on i usiedli przy wspólnym stoliku.

– Czym się zajmujesz na co dzień? – spytał, żeby nawiązać rozmowę. Sam fakt, że taka ładna dziewczyna jak ona chciała z nim jeść obiad, był niespotykany. Iwa miała kasztanowe włosy związane w prosty, minimalistyczny kok, drogi żakiet i szpilki. Prezentowała się bardzo elegancko, szczególnie przy kimś takim jak Nikodem. Jej to jednak nie przeszkadzało.

– Studiuję prawo – wzięła kęs jedzenia i włożyła go do ust. Przełknęła. Wszystko robiła z pedantyczną gracją i chłopak poczuł się w jej towarzystwie nieswojo. – A ty?

– Ja... – w tym momencie pojawił się problem. Wydało mu się, że Iwa jest zbyt wytworna na kogoś takiego jak on. Czym on się mógł poszczycić, przy studentce prawa? Nie miał pieniędzy, własnego mieszkania, ani nawet porządnych ubrań. Jego dorobek stanowiły jedynie znoszony płaszcz i gitara. Jedynym wyjściem był blef – Ja właściwie... Gram w filharmonii, na... Na fortepianie.

Kłamał, ale za nic nie chciał mówić prawdy o sobie. W tym momencie zwyczajnie wyparł się swoich marzeń i celów związanych z klubem muzycznym, bo uznał je za dziecinne i naiwne. Paradoks był taki, że nigdy nawet nie dotykał fortepianu.

– Nieźle – przyznała Iwa. Właśnie skończyła jeść.

– Wolę grać na gitarze, dlatego dorabiam po godzinach – dodał szybko.

– Słuchaj... Wiem, że pewnie nie masz zbyt dużo czasu, ale po tym jak grałeś... Cóż, chciałbym, żebyś wystąpił na moich urodzinach. Oczywiście zapłacę i...

– Miałabyś płacić? A skąd – zaprzeczył szybko, bez zastanowienia. – Kiedy masz urodziny?

– We wtorek. Wiem, że to niedługo, ale jeśli to nie problem...

Był problem. Miał już umówiony, dobrze płatny występ. Za nic nie mógł sobie go odpuścić. W myślach szybko przekalkulował dostępne opcje, a właściwie jedyną możliwą.

– O której to by miało być godzinie?

– Myślę, że zaczniemy około siedemnastej.

– Tak, mógłbym wpaść na godzinę. Później jestem już zajęty.

– Naprawdę? Byłabym bardzo wdzięczna – uśmiechnęła się do niego radośnie. – Cała impreza odbędzie się u mnie w domu... To znaczy w domu moich rodziców, za moment podam ci numer telefonu i adres.

Z czerwonej torebki wyjęła notatnik tego samego koloru i wyrwała pojedynczą karteczkę. Na niej czarnym długopisem nabazgrała potrzebne informacje i podała Nikodemowi.

– I na pewno nie chcesz żadnego wynagrodzenia? – upewniła się. – Mogę zapłacić ile chcesz, tylko powiedz.

Gdyby nie wizja występu w Arkadii, pewnie wziąłby przynajmniej kilka stów, teraz jednak zdecydował, że pokaże przed nią klasę, i udowodni że nie zależy mu na pieniądzach i przyjemnością dla niego będzie granie u niej. Może nawet dzięki temu zdobędzie jej symaptię? Chwilę jeszcze rozmawiali, później każdy z nich poszedł w swoją stronę.

Chłopak stanął przed drzwiami mieszkania Marleny grubo po północy. Padał z nóg, ale miał za sobą, w gruncie rzeczy, miły dzień. Zapukał i nie musiał długo czekać na odpowiedź.

– Pani Wolska! Świętujemy! – zawołał, kiedy drzwi się otworzyły. – Naprawdę czuję, że życie w końcu się do mnie uśmiecha.

Wleciał do środka jak na skrzydłach rozpylając wokół czysty optymizm. Kobieta widząc ten entuzjazm uśmiechnęła się szczerze.

– Niedługo spłacę wszystkie długi, które u pani, a na dodatek poznałem dzisiaj piękną dziewczynę i... Ah, życie jest takie piękne – wzdychał na cały głos.

– Tak się cieszę, kochany – Wolska przyglądała mu się z rosnącą radością. – Kogóż poznałeś, pochwal się.

Usiedli wspólnie do późnej kolacji i chłopak zaczął opowiadać. Pominął jednak fakt, że trochę oszukał nową znajomą, nie wyjawiając jej całej prawdy o sobie. Opowiedał o jej zachwycie, kiedy go usłyszała, o wspólnym obiedzie i propozycji gry na jej urodzinach, a także jego wspaniałomyślności przy odmowie zapłaty.

– Wszystko pięknie – kiwała głową z podziwem – ale z tego co wiem, we wtorek masz grać w Arkadii. To dość daleko.

– Tak, tak, wiem, ale u Iwy będę tylko godzinę. Później załapię się na tramwaj i na miejscu będę w piętnaście minut. Zdążę, zobaczy pani.

Skończył posiłek i wziąwszy gitarę ruszył do swojego pokoju.

– Będziesz grał? – padło pytanie.

– Tak, chwilę.

– Wiem, że musisz ćwiczyć, ale jest cisza nocna, a sąsiedzi skarżą się dozorcy i...

– Pół godziny, nie więcej.

Nim zdążyła odpowiedzieć, zamknął drzwi swojego pokoju i odleciał w muzyczną otchłań. Wychodziło mu świetnie, był szczęśliwi i mimo zmęczenia nie miał zamiaru się kłaść. Szarpał w struny jak Jimi Hendrix i zupełnie zapomniał, że jest już dawno po pierwszej. Często zatracał się podczas gry. Marlena miała kamienny sen i nawet grom z jasnego nieba by jej nie obudził, ale inni mieszkańcy cenili sobie ciszę nocną, której przez niego nie mogli zaznać. 

Mróz [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz