Gorączka - V

150 36 7
                                    

18 Października, Wtorek

To był ten dzień, kiedy wreszcie jego kulawe życie mogło stanąć o własnych nogach. Był ranek, a Nikodem w sklepie z garniturami i dokonywał przymiarek. Czekały go dziś dwa występy, na których za nic nie mógł zjawić się w dziurawym płaszczu, więc postanowił zainwestować w swój wygląd. Miła ekspedientka wygładzała na nim materiał, pomagała dobrać kolor krawatu, a także prezentowała nowe kroje i modele. Ostatecznie jednak zdecydował się na coś klasycznego. Zakupił czarny garnitur, wraz z dopasowanymi spodniami i czerwonym krawatem. Ubolewał, że nie ma pieniędzy na buty, ale przez ostatnie wydatki, skończyły mu się nawet zaskórniaki i był bez grosza przy duszy.

Przed siedemnastą stał już pod wielkim domem rodziców Iwy, gdzie wczoraj odprowadzał ją ze spaceru. Po ciemku nie widział go w pełnej okazałości, a świetle dziennym przypominał raczej pałac. Wspiął się po schodkach i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili otworzyła Iwa.

– Jesteś! – zawołała uradowana i wciągnęła zdezorientowanego Nikodema do środka. – Wszyscy czekają.

W salonie siedziała grupka dziewczyn mniej więcej w wieku Iwy, podejrzewał, że były to jej znajome ze studiów. Przywitał się kulturalnie i od razu chciał zacząć grać, ale one zaczęły wypytywać go o filharmonię, jego umiejętności fortepianowe i wszystko, co właściwie było kłamstwem. Nie chciał palnąć jakiejś bzdury, więc odpowiadał tylko tak i nie. W końcu dziewczyny przestały pytać, a on wyszedł z tego z twarzą. Było już grubo po siedemnastej, a on nawet nie zaczął grać. Sięgnął po gitarę, żeby jak najszybciej to zmienić. Na ten wieczór przygotował kilka utworów, głownie popowych, a zaczął od Give Me Love. Publiczność wysłuchała uważnie tej, jak i kolejnych piosenek, a po występie nie obyło się bez owacji. Chłopak stracił rachubę czasu i nim się obejrzał było za pięć osiemnasta. Czym prędzej spakował gitarę i zaczął żegnać się z dziewczynami. Iwa odprowadziła go do drzwi.

– Szkoda, że już musisz iść. Genialnie grałeś – pochwaliła.

– Miło z twojej strony – uśmiechnął się przyjaźnie. – Zostałbym dłużej, ale jestem już spóźniony, przepraszam.

– Jasne, nie ma sprawy.

Ucałował jej dłoń na pożegnanie i zbiegł po schodkach na dół. Póki był w zasięgu jej wzorku starał się iść normalnym tempem, ale kiedy tylko znalazł się za zakrętem, popędził na najbliższy przystanek. Tramwaj akurat podjeżdżał. Odetchnął, kiedy za sterami zobaczył Jana.

– Jasiu, odwieź mnie pod Arkadię, proszę – błagał.

– Mróz, powiedziałem ci już. Tamto to był ostatni raz. Gdzie masz bilet?

Nikodem wywrócił na lewą stronę kieszenie marynarki. Nic tam jednak nie było.

– Jestem spłukany Jasiek, ale jeśli zaraz trafię do Arkadii, to zarobię niezłą sumkę i oddam ci wszystko, tylko proszę ten ostatni raz.

– Nie denerwuj mnie Mróz. Mówisz tak za każdym razem, nie dam się nabrać po raz kolejny. Przez ciebie dostałem naganę, więc jeśli możesz, wyjdź z mojego tramwaju.

– Janek, ja...

– Masz pieniądze? – spytał wprost.

– Tłumaczę ci, że...

– W takim razie wychodź, albo dzwonię na policję.

Nikodem wybrał tę pierwszą opcję.

Stał, rozglądał się i nie wiedział co dalej zrobić. Nie miał pieniędzy, samochodu, ani w ogóle nic. Jedyną rzeczą, jaką w tej chwili mógł zrobić, to biec, z nadzieją, że trafi na same zielona światła na pasach. Biegł zatem, nie zrażając się ludźmi, na których wpadał, niestety wszystko sprzymierzyło się przeciw niemu i na każdym przejściu paliło się czerwone. Na miejsce, zdyszany i spocony, dotarł po dziewiętnastej. Arkadia, pięknie oświetlona i majestatyczna, stała przed nim w całej swojej okazałości. Przed budynkiem Angarer palił papierosa.

Mróz [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz