Prawda - VIII

137 36 3
                                    

5 Listopada, Sobota

Obudził się wczesnym wieczorem z potwornym bólem głowy, zresztą nie tylko głowy. Nie wiedział za bardzo gdzie się znajduje pamiętał tylko, że wyniósł się od Wolskiej, wszystko co zdarzyło się później zatarło się w pamięci. Dopiero kiedy zobaczył kroplówkę, zorientował się gdzie jest. Czekał na lekarza, który mógłby mu powiedzieć co właściwie się stało, zamiast niego w drzwiach pojawiła się Iwa. Wytrzeszczył oczy i przez chwilę wydawało mu się, że przez gorączkę ma zwidy, ale ku jego zaskoczeniu, to nie była halucynacja. Pamiętał, że rozmawiał z nią przez telefon, ale nie wiedział kiedy. Stracił poczucie czasu. Dziewczyna usiadła na brzegu jego łóżka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że leży przed nią bez koszulki, więc doskonale widać jego wystające żebra. Iwa miała ze sobą torbę, którą położyła na parapecie.

– Kupiłam ci parę rzeczy. Trochę ubrań, jedzenia, nic wielkiego – uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

– Iwa, nie musiałaś... – nie wiedział co powiedzieć, nie spodziewał się z jej strony czegoś takiego.

– Przyniosłabym twoje rzeczy, ale nie wiem gdzie mieszkasz. Jak się czujesz? – położyła dłoń na jego dłoni i przyglądała mu się z troską.

– Ja... Nie mogę tu być – wychrypiał i zaczął nerwowo się rozglądać.

– Spokojnie, zadzwonię do filharmonii i powiem, że jesteś w szpitalu.

– Nie, mi nie o to chodzi – chciał się podnieść, ale dziewczyna delikatnie go przytrzymała.

– Mam powiadomić kogoś z rodziny? – pytała dalej.

– Nie! – zaprzeczył trochę zbyt gwałtownie. – Znaczy... Niekoniecznie – poprawił się szybko.

– No więc o co chodzi?

– Ja po prostu nie mogę tu zostać.

To powiedziawszy zaczął odczepiać wszystkie przewody, do których był podłączony, następnie wstał, zachwiał się, ale nie przewrócił. Sięgnął po stojącą na parapecie torbę i wyjął z niej koszulkę i spodnie, po czym błyskawicznie się ubrał. Iwa obserwowała jego czynności zszokowana i zdziwiona.

– Co ty właściwie robisz? – zapytała w końcu.

– Wypisuję się na własne żądanie. – płaszcz i gitara leżały na krześle pod ścianą. – Możesz zawołać lekarza, bo chyba muszę coś podpisać.

Dziewczyna nawet nie drgnęła. W tym jednak momencie lekarz stanął w drzwiach.

– Przepraszam, co pan robi? – nie często świeżo przywiezieni pacjenci z takim pośpiechem opuszczali szpitalne łóżka.

– Wypisuję się na żądanie. Co mam podpisać? – chłopak kończył właśnie zapinać płaszcz. Lekarz spojrzał pytającym wzrokiem na Iwę, ale ona tylko wzruszyła ramionami.

– Jest pan pewien? – zapytał. – Oczywiście ma pan takie prawo, ale nalegałbym...

– A ja nalegałbym, żeby dał mi pan te dokumenty, bo wyjdę i tyle mnie widzieliście.

Mężczyzna skinął szybko głową i wyszedł.

– Możesz mi wyjaśnić co zamierzasz osiągnąć? Bo chyba nie rozumiem – przyglądała się jego czynnościom ze zdenerwowaniem.

– Słuchaj Iwa, dzięki za wszystko, ale nie mogę przyjąć tych rzeczy – oddał jej torbę. – Pożyczę sobie tylko to co już ubrałem, bo wiesz, nie mam nic innego.

W pokoju pojawił się lekarz i podał chłopakowi potrzebne dokumenty, w międzyczasie upominając go o konsekwencjach opuszczenia szpitala. Chłopak podpisał je bez czytania i szybkim tempem skierował się do drzwi. Na korytarzu dogoniła go Iwa.

– Czemu to zrobiłeś? – zapytała.

– Po prostu zwolniłem miejsce osobom, które naprawdę tego potrzebują – odparł obojętnie.

– A ty nie potrzebujesz? Masz przewlekłe zapalenie płuc, zdajesz sobie sprawę, że na to się umiera? – złapała go za dłoń, ale on natychmiast ją odtrącił.

– Nie sądzę, że powinno cię to obchodzić – był w stosunku do niej chłodny i opryskliwy, co dodatkowo ją zmartwiło. Cały czas obawiała się, że powiedziała coś źle, albo czymś go zdenerwowała.          

Nikodem wyszedł przed budynek szpitala. Kaszlał prawie na każdym kroku, nogi miał jak z waty i bynajmniej nie czuł się dobrze. Iwa natychmiast do niego podbiegła i kazała mu się na sobie oprzeć. Tym razem nie miał nic przeciwko.

– Daj się chociaż odwieść do domu – poprosiła. – Sam przecież nie dojdziesz, jesteś osłabiony.

– Dobra... – jęknął i dał się zaprowadzić do jej czarnego BMW stojącego na jednym z miejsc parkingowych pod szpitalem. Usiadł na miejscu pasażera i po raz kolejny zaniósł się kaszlem.

– Dalej nie rozumiem, co właściwie w ciebie wstąpiło. Powinieneś być teraz w szpitalu, oni wiedzieli jak ci pomóc.

– Nieistotne. Wysadź mnie na Placu Krzyży.

Nie zadawała więcej pytań, wolno prowadziła auto przez zakorkowany Poznań. Było już zupełnie ciemno kiedy dojechali na miejsce. Chłopak bez słowa wysiadł z samochodu, po chwili jednak usłyszał za sobą jej głos.

– Gdzie mieszkasz? – spytała.

– Nieważne – odburknął w jej stronę. Plan był prosty. Musiał po prostu urwać z nią wszelki kontakt. Nie chciał przyznawać się do kłamstwa, więc to była jedyna opcja. Dziewczyna jednak nie ustępowała i ciągle uparcie za nim podążała.

– No weź, chcę ci pomóc, nie bądź taki. Pewnie jak wrócisz, to od razu będziesz chciał się położyć, więc może potrzebujesz kogoś kto, sama nie wiem, zrobi zakupy, albo trochę sprzątnie?

Spławienie jej nie było takie łatwe. Ciągle za nim szła mimo, że starał się ją ignorować.

– Słuchaj, chciałabym ci pomóc i jeśli nie masz nic przeciwko, to...

Chłopak stracił cierpliwość i coś w nim pękło. Nie chciał więcej kłamstw, nie chciał oszukiwać, zwyczajnie się poddał.

– Mam coś przeciwko – mruknął. – I to sporo.

Zatrzymał się na samym środku placu. Iwa patrzyła na niego smutnymi, trochę zagubionymi oczyma.

– Niko, coś nie tak? Może chodźmy do ciebie, a tam...

– Jesteśmy u mnie – wszedł jej w słowo. – Rozejrzyj się uważnie. To jest moje królestwo.

Mówił z rozdrażnieniem i niecierpliwością. Jak najszybciej chciał to zakończyć.

– Masz na myśli...

– Tak, jestem bezdomny. Teraz możesz sobie iść.

Patrzyła na niego ze zdziwieniem wymieszanym ze smutkiem.

– Czemu miałabym iść?

– Bo cię okłamałem. Bo jestem biedny, nie mam domu, nie mam właściwie nic. Moje życie nie ma najmniejszej wartości. Kiedyś miałem marzenie. Chciałem być muzykiem, chciałem mieć własny muzyczny klub, gdzie zapraszałbym artystów i światowej sławy wykonawców... Idiotyczne, prawda? Po prostu zrozumiałem, że jestem bezużyteczny, niepotrzebny i właściwie wszystko jedno czy żyję, czy nie, więc po co mam się leczyć? Świat doskonale poradzi sobie beze mnie.

Iwa słuchała tego zszokowana. Kiedy skończył, spojrzała mu prosto w oczy. Zobaczyła tam czysty ból i smutek, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej.

– Możesz mieć każdego – mówił dalej – więc nie marnuj tego na mnie. Jestem tylko bezużytecznym śmieciem.

Zobaczyła, że oczy mu się zaszkliły i warga mu drżała. Nie wiedziała, czy to przez chorobę czy łzy, równie dobrze oba powody mogły być słuszne. Nikodem oczekiwał, że odejdzie, że na niego nakrzyczy z powodu kłamstwa, że zrobi cokolwiek. Ona jednak po prostu stała i się na niego patrzyła.

– Co się gapisz? – warknął. – To koniec historii o wyrzutku społecznym, więc możesz iść.

– Nie uważam, że jesteś wyrzutkiem społecznym i nigdzie się stąd nie ruszę. Źle mnie oceniłeś, kochany.

Mróz [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz