Dora nie kradnij! cz 13

214 21 22
                                    

Wschód~

Człapałem powolnym krokiem przez las w czerwonym kapturku, a w ręce trzymałem koszyczek z rzeczami do BDSM itp. Trzeba było je zanieść do domu Kanady cnie. Niestety przez moją nieuwagę potknąłem się o wystający korzeń i upadłem, a na dobór złego z koszyczka wypadł i potoczył się gdzieś do nory nowiuteńki dildosek!
I to różowy!
Warknąłem rozdrażniony obecną sytuacją... i swoją nie uwagą. Wcale nie jestem debilem. Jestem po prostu ślepy.

-a gdyby wyjechać tak w Bieszczady...-mruknąłem pod nosem poprawiając kapturek, który z czystej nienawiści zasłonił mi rendering. Tak, kaptury są przesycone nienawiścią do świata. Tajemnica zakapturzonych rozwiązana, nie dziękujcie. Czemu zwracam się do kogoś? CO. Co ja robię?! Ochuj, nie mów mi mózgu że ktoś mnie obserwuje!
Wystraszonym wzrokiem rozglądając się po otoczeniu już chciałem wstać i ruszyć w dalszą drogę gdy zostałem perfidnie zatrzymany. Przez korzeń. Albo jakiegoś umarlaka, który zapragnął wyjść z grobu i złapał lepszą pierwszą rzecz żeby się podciągnąć. Czej co. Łypnąłem wystraszonym wzrokiem na moją nogę.

-uf, jednak korzeń.- westchnąłem sam do siebie i próbowałem wyrwać nogę z objęć roślinności. Albo wyrwę ten korzeń albo moja noga odpadnie. Albo ja albo on. Walka na śmierć i życie! Od tego zależy los całego świata! Przez tą myśl zacząłem się miotać jak ryba wyjęta z wody z parkinsonem gilgotana przez paralizator.
Nagle. Poruszenie w krzakach. O kurwa, Jehowi wszędzie mnie znajdą.
Zamarłem przylegając do ziemi udając mech (Mech wałęsa :v). Niestety pomimo mojego niesamowitego kamuflażu, nikt go nie przebije, krzaki nie przestały szeleścić.
Merde, to już koniec. Nawet nie mam kartki na testament ;-;. Skąd teraz Monako będzie teraz wiedzieć że przepisuje jej moją kolekcję kamyków.

(Ona i tak wszystko postawi w kasynie).

Zamknij się głosie w głowie.

(Okurwen ty mnie słyszysz D:).

Ojapierdziu ja cię słyszę D:.
Dobra, wiesz co? Cichej i nie przerywaj mojej opowieści.

(...opowiadasz opowieść?)

Chyba... dobra cichej!

(Ale...)

LALALALA!
Gdy gdy głos w głowie nareszcie ucichł, Jehowi postanowili wyskoczyć z krzaków. No i wiecie co? To nie byli Jehowi! Ani ten pan któremu wiszę pieniądze! Nie pytajcie jakie.
No chyba że obrali oni nową technikę podstępu przebierając się za "nie-siebie". Poddałem się wreszcie i opadłem twarzą w trawę. Może pomyśli, że to jakiś parodniowy seksi człek co umarnął. Oui, użyłem liczby pojedynczej bo osobnik był jeden. No i w sumie nie wyglądał na Jehowego. To pewnie przez te brwi chociaż nie jestem pewien.

Anglia~

Pierdol się z ustawianiem gałęzi tak by mieć łupy z istot żyjących, a trafia ci się martwy okresowy transwestyta. Nie ruszę tego, bo się jeszcze czymś zarażę.
Powiodłem wzrokiem po tej całej scenie by za chwilę zawiesić go na koszyku tego osobniku. Zatarłem łapki widząc wystającą z jego koszyczka bagietkę. Pewnie wracał z biedronki i się złapał. Biedactwo.
Podszedłem do trupa z zamiarem ograbienia go.

Wschód~

MerdeMerdeMerdeMerde.
Widząc jak spogląda na mój życiowy dobytek, jestem biedny niech mnie kto adoptuje, uruchomił się we mnie instynkt macierzyński i zdzieliłem go kijem leżącym obok mnie.

-kurwa!- zawył łapiąc się za nos i odskakując do tyłu. Niestety tak jak ja był on nie uważny i się wyglebał. No życie no.

-jeden zero szmato! Buahahaha.- rzuciłem w niego patykiem.

-jesteś martwy zamknij się!- warknął uchylając się przed patykiem.

Przez to że moja jedyna broń właśnie mnie opuściła i postanowiła założyć rodzinę. Jak kocha to wróci tu nie zadziała. Przytuliłem mój koszyk i syknąłem w stronę podejrzanego wilkeło człeka. Ta, zapomniałem wspomnieć o uszach i ogonkiem. No co poradzisz no.

Anglia~

Czemu zwłoki muszą tak bardzo boleć. Potarłem obolały nos wierzchem dłoni krzywiąc się trochę. Po chwili ponownie do niego podszedłem, patyk nieźle odrzucił cnie, poprawiając się.

-kultury nie masz?- syknąłem strasząc sierść na ogonie.- wspaniałe powitanie.

-pragnę zauważyć że chciałeś pozbawić mnie koszyka!- odparł pedałek pewniej zgarniając koszyk.

-trupowi się na nic nie przyda.

-ten trup żyje. Mógłbyś chociaż sprawdzać czy człek żyje przed grabieżą.- burknął pod nosem rzucając mordercze spojrzenie.

-ale jeśli bym go obudził to bym się nie wzbogacił!- warknąłem ponownie przewracajac oczyma.

Widząc że chce się jeszcze wykłócać złapałem za wystajacego z koszyka dildosa i pacłem go nim.

Francja~

-auuuaaaa.- jęknąłem patrząc na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy "dlaczego" i łamiąc się za głowę. Ma minusa skurczybąk. Pokazałem mu język.

-dobra, pogadaliśmy to teraz paszoł won.- pokazał gdzieś palcem przed siebie Anglik. Wywnioskowałem że to Anglik po akcencie itp. Tak naprawdę to mu torebki herbaty mu wystawały ze skarpet. Tak, miał skarpetki, takie fajne różowe. Brwi też takie ingilszkie, gęste jak krzaki w które padam po pijaku.
Zrobiłem minę typu "D':" i próbowałem wydostać nogę z okrutnego uścisku natury, która widocznie mściła się za tamten papierek od gumy.

-nje umim D':




~~~~~~~~~
Salut :D
Ożyłem itp cnie~ mam nadzieję że teskniliście~

Nie będę się tłumaczył jakimś "brak czasu" "brak weny" bo po co
Przecież i tak nikogo to nie interere xD ważne że dycha (a nie dwie dychy bo bida)

Tak, odwala z czerwonym pierdułkiem, ale w następnym rozdziale będzie wyjaśnione cnie o: wcale nie zwalam tej ksiunżgi

~CDN~

Co dwie Francje to nie jedna (Hetalia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz