,,Zabójcza Amortencja"

1.6K 21 4
                                    

Hejja!

Miniaturka na zamówienie Liiamchen

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Blinny <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Droga Ginny!

Jako twój oficjalny, wspaniały i jakże KREATYWNY chłopak, mam dla ciebie niespodziankę. Przyjdź do wieży astronomicznej przed północą. Nie spóźnij się!

Twój Blaise

Ginny uśmiechnęła się pod nosem. Blaise jest niesamowity! Chodzili ze sobą już trzy lata, a on nadal romantyk. Za nim zaczęła z nim chodzić, miała jednak wątpliwości. Ślizgon szlachetnego, czystego pochodzenia i plugawa zdrajczyni krwi? Jednak posłuchała głosu serca i nie żałuje! Odkryła prawdziwą miłość.

Dziewczyna ciekawa była niespodzianki. Co on znowu wymyślił? Nie widziała go dzisiaj przez cały dzień, również na zajęciach i jeszcze ten list...

Spojrzała na zegarek. Dochodziła 23.00, więc postanowiła się zacząć szykować. Wzięła prysznic, wystroiła się i zrobiła lekki makijaż. Nim się obejrzała była 23.40
Czas wyjść.

Spokojnie wyszła z dormitorium i skierowała się na korytarz. Drogę pokonywała ostrożnie i po cichu.

Nagle ktoś na nią wpadł, z takim impetem, że aż się wywróciła. Podniosła głowę, chcąc dojrzeć twarz intruza. Było to nieosiągalne w panujących ciemnościach.

- Uważaj jak chodzisz. - warknęła... kobieta? Tak, to był raczej damski głos.

Rudowłosa nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo postać w ekspresowym tempie oddaliła się w przeciwnym kierunku.

Było to lekko dziwne... Jednak chwile później przypomniała sobie o niespodziance. Wstała i pomaszerowała dalej, nie myśląc o wypadku.

Dotarła na wieże. Była 23.50 Ku jej zdziwieniu była całkowicie pusta. Podeszła do podestu. Nagle ktoś zakrył jej oczy.

- Blaise, wariacie! - krzyknęła uradowana.

Uśmiechnęła się i chciała się odwrócić, ale mocny uścisk ręki jej nie pozwolił.

- Blaise, nie wygłupiaj się. - zaśmiała się, ale nie usłyszała odpowiedzi. Zaniepokoiła się.

- Blaise? - usłyszała szyderczy śmiech. To nie był śmiech jej chłopaka. To był śmiech osoby, na którą wpadła podczas drogi.

- Blaise jest mój, szmato. - usłyszała szept przy swoim uchu. Weasley'ówna zamarła. - To ja będę jego najlepszą przyjaciółką, żoną i matką jego dzieci. Ja umrę przy jego boku, nie ty.

- Nigdy na to nie pozwolę. - zapewniła zadziornie, jak na prawdziwą gryfonkę przystało, Ginny próbując się wyrwać.

- To się jeszcze okaże. - ledwo dotarły do niej te słowa, a poczuła mocne pchnięcie.

Straciła równowagę i wypadła z barierkę. Usłyszała szyderczy śmiech. Krzyczała. Cały czas, czując pęd powietrza. Jak mogła być tak głupia i nie wziąść ze sobą różdżki! Zamknęła oczy, czekając na bliskie spotkanie z ziemią.

Do tragicznego spotkania doszło chwilę później.

***

B

laise szedł na w stronę wieży astronomicznej. Był zdenerwowany i poddekscytowany jednocześnie. Czy się zgodzi? W sumie ma jeszcze czas, ale czasy są niespokojne. On nie chciał jej stracić. Za bardzo kochał tą rudą istotkę.

Stanął przed wejściem na wieżę i wziął głęboki oddech. Wyjął z kieszeni pudełeczko. Otworzył je i uśmiechnął się. Pierścionek nadal był na swoim miejscu. Zamierzał oświadczyć się jej wraz z biciem zegara o północy. Z powrotem schował pudełeczko do kieszeni.
Ginny zgódź się!

Wszedł, ale zamiast ukochanej dostrzegł...

- Pansy? - dziewczyna odwróciła się ze zmartwioną twarzą, słysząc swoje imie.

- Ja nie mogłam jej powstrzymać. - wyszlochała. Na jej policzkach widniały łzy.

- Co się stało? - zapytał zdenerwowany. - Gdzie Ginny?

- Ona... Ona...

- Mów, że wreszcie!

- Skoczyła. - wydusiła w końcu dziewczyna.

- Co?! - krzyknął i podbiegł do krawędzi.

Tam ujrzał w oddali leżącą postać. Wokół jej głowy plątały się jej rude kosmyki.

- Nie... - wyszeptał, nie mogąc uwierzyć.

W jednej chwili zbiegł po schodach. Chciał wyjść z zamku. Wyjść by ją zobaczyć.
Zdawało się, że obiegł cały zamek w sekunde. Za sobą słyszał kroki Parkinson. Wybiegł na błonia i tam dojrzał swoją ukochaną. Dobiegł do niej najszybciej jak mógł.

Leżała na twardej ziemi, taka spokojna... taka cicha... taka krucha...taka zimna... taka...

martwa

Padł na kolana przy jej boku. Pogłaskał ją po policzku z czułością i odgarnął jeden rudy zagubiony kosmyk, trzęsącą się ręką.

- Ginny, proszę obódź się. - szeptał, ale jego głos coraz bardziej przybierał na sile. - Ginerwo Molly Weasley! Nie zostawiaj mnie! - w końcu krzyczał ze wszystkich sił. - Nie... - wyszeptał i ukrył twarz w dłoniach. Nawet nie próbował powstrzymać łez.

Poczuł jak ktoś go obejmuje. Nie zauważył Pansy, która cały czas wszystko obserwowała z szyderczym uśmieszkiem i pozostałościach po wymuszonych łzach.

Teraz właśnie obejmowała załamanego ślizgona. Do jego nozdrzy niespodziewanie dotarł oszałamiający zapach wiśni. Odruchowo westchnął. Spojrzał w oczy Parkinson. Kobieta teraz wydała mu się idealna. Zapach wiśni przyciągał go i otumaniał. Dziewczyna tylko na to czekała. Przysunęła się bliżej, delikatnie muskając jego usta. On to odwzajemnił niepewnie.

Wybiła północ.

I tak królewicz wpadł w sidła podłej żmiji. Nie mógł zauważyć jednak jak ona chowała pewien tajemniczy flakonik perfum. W końcu eliksir miłosny zniknął w jej kieszeni.

Plan się udał.

______________________________

Przyznaję, że sama się takiego zakończenia nie spodziewałam xD

Pisząc to improwizowałam i wszystko wymyślałam na bieżąco.

Mam nadzieję, że wam się podobało :)

Papaśki<3

Miniaturki Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz