7. Kim... jestem?

111 15 3
                                    

Lekarz podał brunetowi kartkę papieru i wręczył długopis. Mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany przenosząc wzrok to na Josha, który wciąż nie mógł się otrząsnąć, to z powrotem na doktora.

- Proszę narysować koło. - poprosił surowym, lecz niegroźnym tonem.

Tyler chwycił niezręcznie długopis, próbując dopasować go do swojej dłoni, co okazało się nie być takie proste i dotknął jego czubkiem białej płaszczyzny. Gapił się na czarną kropkę, którą pozostawił, próbując zebrać myśli. W końcu przyłożył mocno stal jeszcze raz i narysował trzy połączone odcinki. Pokazał niepewnie kształt mężczyznom.

Trójkąt.

- A teraz proszę narysować kwadrat.

Bruneta ponownie zalała fala dezorientacji, a nawet frustracji. Czuł na sobie wzrok mężczyzn, co wprawiło go w zakłopotanie. Ze zdenerwowania, zamiast ułożyć cztery prostopadłe linie, zaczął pisać z całych sił grube, ostre szlaczki i wydarł długopisem dziurę w papierze.

- Nie potrafię. - odrzekł sucho, z dziwnym akcentem. Jego gardło odzwyczaiło się od wydawania głosu. - Nie wiem...

- Spokojnie, niech pan się nie poddaje. A cyfra dwa?

Tym razem obyło się bez większych problemów, a obok trójkąta pojawiła się opasła dwójka. Mimo powodzenia, mężczyzna nie był pewny swojej odpowiedzi.

- Dosyć. - powiedział cichym, lecz nieprzyjaznym tonem.

Resztkami sił podniósł głowę, znad miękkiej poduszki. Jego ostry jak brzytwa wzrok powędrował w kierunku Josha, którego oczy nie były już w stanie produkować łez. Stał chwiejąc się co chwilę na wątłych nogach. Nie mógł znieść patrzących na niego ślepi jego najlepszego przyjaciela, w których widział panikę, samotność i dezorientację. Spojrzenia tak głębokiego, w którym mógł zobaczyć jego zabłąkaną duszę. Człowiek, który był nieodłączną częścią jego życia nie mógł go... rozpoznać. Jeszcze niedawno nie znał nawet swojego imienia.

- Nie rozumiem. - zaczął brunet, mrugając szybko oczami. - Mam wiele pytań. - jego głos złagodniał, zdradzając strach drzemiący w jego ciele. - Dlaczego nikt nie chce mi wytłumaczyć co się dzieje? - zaciął się na chwilę, skupiając się na swojej prawej ręce. Dopiero teraz zauważył, że pokrywają ją dziwne symbole o czarnym kolorze. Zaciekawiony podniósł rękę i badawczo przyjrzał się tatuażowi. Wtedy zauważył też drugi, czteroczęściowy, jeszcze bardziej tajemniczy dla mężczyzny, umiejscowiony na przedramieniu.

- Co znaczą te znaki? - zapytał z fascynacją.

Różowowłosy już miał coś powiedzieć, podczas gdy powstrzymał go mężczyzna w białym kitlu, przykładając wskazujący palec do ust.

- Dobrze. - rzekł opanowany, jakby nic się nie działo. - Zaraz pozna pan odpowiedzi. Ale nie teraz. - dodał szybko, wbrew oczekiwaniom jego pacjenta. - Muszę porozmawiać z pańskim przyjacielem. Proszę odpoczywać.

Mimo, że z twarzy bruneta dało się wyczytać niecierpliwość i cierpienie brutalnie zadawane przez strach, bezwładnie opuścił głowę i zamknął szczelnie powieki, udając, że jest zmęczony. Gdy tylko otaczający go mężczyźni opuścili pokój, otworzył od razu oczy, które pusto zagłębiały się w odmęty sufitu. Z jednego wypłynęła pojedyncza łza. Nie miał sił jej otrzeć, pozwolił jej powędrować przez policzek i wsiąknąć w poduszkę. Doskonale słyszał o czym mówili znajdujący się za ścianą nieznajomi.

Who are you? || Tyler JosephOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz