Był już późny wieczór. Tyler podszedł do okna i spojrzał mętnym wzrokiem na tętniący życiem Londyn. To był ciężki dzień. Liczył, że wraz z zachodem słońca, miasto pozwoli mu zrelaksować się chociaż na chwilę, lecz widok hałaśliwej i pełnej świecących punkcików betonowej dżungli jeszcze bardziej go przytłoczył. Tęsknił za rodzinnym miastem i przede wszystkim... za Jenną. Jenna... Kobieta, którą kochał. Żona. Była dla niego wszystkim. Nie widzieli się prawie miesiąc, a każdy dzień bez niej był dla Tylera ogromnym cierpieniem. Gdyby tylko mógł teraz wtulić się w jej ramiona... Na szczęście Londyn miał być ostatnim punktem trasy koncertowej. Pojutrze miał wracać do domu. Ta myśl sprawiła, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech i...
Ból.
Znowu ten ból.
Niewyobrażalny ból przeszywający jego czaszkę.
Jakby rozgrzany do czerwoności pręt przyłożony do skroni.
Zawył z cierpienia.
Ataki zdarzały się coraz częściej.
Nagle usłyszał kroki na korytarzu zmierzające w kierunku jego pokoju, a po chwili ciche pukanie do drzwi.
- Nie. Proszę, nie teraz... - pomyślał w duchu brunet.
-Tyler, mogę wejść?- zapytał zza drzwi dobrze znajomy mu głos.
-Jasne, wchodź! - odpowiedział niechętnie mężczyzna, starając się zamaskować cierpienie. Nie chciał by ktokolwiek widział go w takim stanie.
Gdy drzwi uchyliły się, w wejściu ukazała się różowa, lekko potargana czupryna, której jaskrawy kolor dowodził, że była niedawno ponownie farbowana. Jej właściciel, Josh lekkim krokiem wszedł do samotni swego przyjaciela i zamknął drzwi lekko zwalniając klamkę.
- Wychodzę z Ethanem i Benem na miasto do parku rozrywki. Idziesz z nami? - zapytał.
Tyler odwrócił się od okna, oparł się plecami o chłodny parapet, zacisnął na nim długie, kościste palce i zmęczonymi oczami spojrzał w kierunku Josha.- Wiesz, jestem wykończony i boli mnie głowa. Potrzebuję snu...
- Wyraźnie widzę, że coś cię gryzie. Jeśli nie masz ochoty to po prostu powiedz...
- Nie... wszystko dobrze... To tylko ta cholerna głowa... - powiedział, wciąż starając się ukryć grymas na twarzy. Zwykły ból głowy był niczym w porównaniu do tego, co właśnie przeżywał. A raczej do tego co starał się przeżyć.
- Mówisz tak od 2 tygodni, jeśli naprawdę źle się czujesz, mogę cię zawieźć do lekarza i...
- Nie. - odparł stanowczo Tyler- Nic mi nie będzie.
- Martwię się o ciebie. Coraz częściej i dłużej przebywasz odizolowany od świata, a na ostatnim koncercie wyglądałeś jakbyś miał zemdleć.
Tyler doskonale pamiętał ten moment. Właśnie wtedy doznał kolejnego ataku, i stracił na chwilę świadomość. Reszty koncertu nie pamiętał... Jego mózg od tamtego momentu zachowywał się jak gąbka. Często zdarzało mu się zapominać o podstawowych rzeczach.
- W Anglii jest inny klimat. Słyszałem, że dla obcokrajowców to normalne. - odrzekł obojętnie.
- Mam nadzieję. - mruknął pod nosem Josh, nieprzekonany słowami przyjaciela. - Wiesz, że jeśli coś jest nie tak zawsze możesz na mnie liczyć. Może chcesz, żebym został?
- Nie ma takiej potrzeby. Z chłopakami spędzisz czas o wiele ciekawiej niż ze mną. A poza tym nie jestem małym dzieckiem, które potrzebuje niańki. Poradzę sobie.
CZYTASZ
Who are you? || Tyler Joseph
Fanfiction,,Who are you?" opowiada o potędze miłości, wewnętrznych starciach z samym sobą i niełatwych wyborach, których nikt z nas nie chciałby podejmować. Jest wiele rzeczy, które można stracić. Po tragicznym wypadku, któremu ulega Tyler Joseph, t...