8. Kim jesteś?!

94 13 14
                                    

Ostrożnie podniósł łyżkę pełną zimnego mleka i lekko drżącą, słabą ręką skierował ją w stronę ust. W pełnym skupieniu manewrował narzędziem, aby nie wylać, ani kropli. Uśmiechnął się, gdy po raz pierwszy udało mu się ujarzmić uciążliwe drganie ramienia. Niedawna rehabilitacja już przyniosła zadziwiające efekty.

Ostatni posiłek w szpitalu. Ostatni przed wylotem.

Ta myśl, natychmiast sprawiła, że ścisnął mu się żołądek a organizm przypomniał mu o swoim zmęczeniu. Świat za oknem wciąż pogrążał mrok. Zerknął na zegar wiszący w rogu pokoju. Czwarta w nocy. Współlokatorzy jego nowej sali słodko drzemali i przygotowywali się na wyzwania i cierpienie kolejnego ranka.

Przypomniał sobie o koszmarze, który dzisiaj mu się przyśnił. Nie tylko dzisiaj. Przez ostatni tydzień. Płonące drzewo w lesie, krwawa rzeka i wilki. Sen zawsze wyglądał tak samo. I zawsze budził się ze łzami w oczach krzycząc imię jego przyjaciela. Pozostali chorzy mieli go za wariata i wkurzali się z powodu nagłych pobudek. Dzisiaj jednak, mężczyzna nie zdołał wydobyć ich z głębokiego snu.

Tyler chciał podnieść obie ręce, aby przetrzeć oczy. Zapomniał, że jego lewa ręka wciąż tkwi w gipsie i temblaku,  i syknął cicho z bólu, gdy napiął jej mięśnie. Żebra, mimo że zabezpieczone dodatkowo kamizelką ochronną też dały o sobie znać.

Właśnie. Kamizelka.

Nie dość, że w połączeniu z gipsem była bardzo niewygodna, to jeszcze wyglądał w niej jakby miał pod spodem kilka bluzek i sweter. 

Odłożył talerz niedokończonego śniadania i podniósł swoje wychudzone ciało z łóżka. Stanął na wątłych nogach, próbując złapać równowagę. Przyszło mu to z większą łatwością niż poprzedniego dnia. Wolno sunął nogami, uważając na klatkę piersiową i wyruszył na poszukiwania swojego przyjaciela. Zrozpaczony Josh powiedział mu, że musi na chwilę do kogoś pójść. Minęło już sporo czasu, a różowowłosy nadal nie wracał. Lekarze też gdzieś zniknęli. Brunet wychylił głowę zza drzwi i wyjrzał na oświetlony, całkiem pusty korytarz.

- Jest tu ktoś?! - zawołał cicho, lecz jego głos tylko odbił się szerokim echem.

Tyler szedł dalej niezdarnym krokiem, uważnie patrząc na każdy krok. W niektórych miejscach, w pokonywaniu dalszej drogi pomagały mu ławki bądź kawałek ściany

Niemalże podskoczył w miejscu gdy usłyszał za swoimi plecami dźwięk otwieranych drzwi.

- Tyler! Miałeś na mnie czekać! Nie możesz tak po prostu sobie wychodzić!

Brunet ślamazarnie odwrócił się w stronę głosu. Mężczyzna o różowej czuprynie spojrzał na niego wściekłymi oczami wypełnionymi przezroczystą cieczą. W ręce zaciskał kurczowo białą kopertę.

- Ja... ja... - wyjąkał przestraszony chłopak, patrząc na kawałek papieru.

Doktorzy i pielęgniarki wychodzący za Joshem odwrócili jego uwagę od wypowiadanych przez siebie słów.

- Musimy już jechać. Lekarz zaraz przyniesie dla ciebie wózek. - odbiegł od tematu mężczyzna o czekoladowych oczach.

- C-co się stało? - zapytał nieśmiało brunet.

Jego przyjaciel już miał powiedzieć coś nieprzyjemnego, już nawet układał sobie w myślach "przemowę"

- Od kiedy cię to obchodzi?! Jeszcze niedawno zupełnie mi nie ufałeś! Za kogo ty się teraz uważasz?!

Who are you? || Tyler JosephOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz