5. Na sygnale

149 15 8
                                    

Czerwony...

Niebieski...

Czerwony...

Niebieski...

Czerwony...

Kolory na zewnątrz agresywnie migały i bezlitośnie oślepiały jego oczy. Nigdy nie przypuszczał, że oglądanie ich może być tak bolesne. Nie chodziło jednak tylko o ból fizyczny, ale też o ból... psychiczny.

Nigdy nie wybaczę sobie jeśli coś ci się stanie, powiedział...

Stało się.

Widok jego najlepszego przyjaciela leżącego w szkarłacie krwi już na zawsze pozostanie w jego głowie. W uszach wciąż głucho odbijały się krzyki:

- Czy on żyje?!

- Tyler!

- Jezu, czy on...?

Chaos. Służby odcinające panikujących ludzi od ciała bruneta. Bruneta...? Czerwonowłosego. Już nie zapomni. Już nigdy nie zapomni wystającej kości z lewej ręki. Żebra pękły niczym delikatna skorupka jajka. Jedno przebiło płuco. Lekarze uspokajali, mówili, że lekko. Wyrok? Zapadnięcie lewego płuca. Jeśli szybko nie dojadą do szpitala może nie przeżyć. Już dawno by tam dotarli, gdyby nie zajęta sala operacyjna na pobliskim oddziale ratunkowym.

A liczy się każda sekunda.

Przecież mógł temu zapobiec. Mógł go opamiętać. Nie pozwolić. Nie zaufać. Powiedzieć "nie".

NIE!!

Uderzył pięścią o ścianę karetki. Ręka zaczęła palić od uderzenia. Nie zwrócił uwagi na cierpienie. Uderzył jeszcze raz... i jeszcze.

- Panie Dun! Proszę się uspokoić! To nic nie da! - powiedział ostro ratownik. Jego słowa rozmyły się w głowie Josha i wtopiły się w krzyki jego głowy. Warknął cicho pod nosem. Posłusznie opuścił ręce i z całych sił zacisnął drgające pięści. Ścięgna wyglądały jakby miały zaraz pęknąć, a dłonie szybko nabrały szarych kolorów. Niespodziewanie z jego oczu wypłynęła pojedyncza łza, ale szybko otarł ją rękawem rozciągniętej bluzki. Nie chciał patrzeć za siebie, ale jakaś siła próbowała skierować jego wzrok w tę stronę. Z wielkim bólem powoli odwrócił głowę w stronę dwóch mężczyzn i kobiety ubranych w ciemnogranatowe kombinezony. Stali przy złotym zawiniątku i opatrywali ukrytemu w nim człowiekowi skroń. Dookoła rozstawione były przeróżne urządzenia, które nic nie mówiły mężczyźnie. Tyler wyglądał jakby spał. Jego powieki były lekko ubrudzone krwią, a siną dolną wargę przecinała długa rana. Szyję wciąż pokrywała już mniej intensywna czarna farba. Dopiero teraz do uszu Josha dotarło dosyć głośne pikanie nie pochodzące z syren karetki. Na ciemnym ekranie stojącym w rogu pojazdu przesuwały się jaskrawozielone szlaczki pokazujące rytm serca jego przyjaciela. Różowowłosy jak zahipnotyzowany wpatrywał się w krzywe linie, które pojawiały się... coraz rzadziej? Nie... Może mu się wydawało. Spojrzał osłupiały na liczby w rogu monitora, których wartość stale malała. To nie były zwidy.

- On gaśnie... - zaczęła ze strachem kobieta, lecz jeden z mężczyzn, który sprawdzał stan złamanej ręki spojrzał ostro na swoją towarzyszkę i przyłożył palec do ust.

- Nie dziś, nie na moim dyżurze. Adrenalina. - powiedział ze stoickim spokojem.

- Co się dzieje?! - zapytał zalękniony Josh.

- Spokojnie. Wszystko pod kontrolą. - odpowiedziała że sztucznym uśmiechem ratowniczka. Od razu wypatrzył w jej oczach słodkie kłamstwo.

Odkryto błyszczącą folię, okrywającą zniszczone od upadku ciało bruneta. Klatka piersiowa mężczyzny, która do tej pory lekko się podrywała, gwałtownie się uniosła, po czym zastygła w bezruchu. Jego powieki lekko drgnęły, a usta z wielkim trudem wyszeptały.

Who are you? || Tyler JosephOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz