Tyler oparł głowę o lodowatą ścianę pustego korytarza znajdującego się za kulisami. Chciał chociaż trochę ochłodzić rozpalone czoło i ujarzmić towarzyszący temu ból głowy. W ciągu ostatnich kilku godzin gorączka znacznie się nasiliła i wykończyła jego organizm. Wszystkie mięśnie miał obolałe.
Nie chciał sobie nawet wyobrażać cierpienia, którego by doświadczył, gdyby właśnie teraz dostał ataku.
Brunet głęboko odetchnął, odwrócił się plecami od ściany i osunął się ciężko na ziemię. Był sam. Tak, sam... Uciekł od ludzi, aby oddać się kojącej samotności. Spojrzał na pomalowane na czarno ręce i wpatrywał się w nie tępym wzrokiem, dopóki nie usłyszał dobrze znajomych mu kroków.
- Tyler! Jesteś tutaj?
Zdezorientowany brunet wyrwał się z głębiny swoich myśli. Nie odpowiedział. Starał się nie wydawać żadnych dźwięków. Wstrzymał oddech. Liczył na to, że Josh nie zauważy jego obecności i zostawi go w spokoju. Ku jego niezadowoleniu, różowowłosy wychylił głowę zza rogu i spojrzał przerażonymi oczami na swojego przyjaciela skulonego pod ścianą.
- Tyler? Ja... chciałbym cię przeprosić za to wszystko co wcześniej powiedziałem, ale... po prostu martwię się o ciebie. Zrozum to. Zrozum mnie. Myślisz, że to przyjemność patrzeć jak twój najlepszy przyjaciel cierpi i uparcie udaje, że wszystko jest w porządku?
Po kłótni, którą rozpętali godzinę temu, jedyną rzeczą, której pragnął brunet było zniknięcie z tego świata. Nie chciał oglądać Josha. Nie chciał nawet słuchać jego tłumaczeń. Nie miał pojęcia co czuł i nie miał pojęcia jak bardzo żył w strachu. Co by dało powiedzenie mu całej prawdy o stanie jego zdrowia, skoro panikował z powodu zwykłej gorączki? Poczułby się jeszcze bardziej bezsilny. W końcu, po niezręcznej, niekończącej się ciszy, zdecydował się odezwać.
- Ja... doskonale cię rozumiem. I dobrze o tym wiesz, ale... nie mogę zrezygnować z koncertu tylko dlatego, że mam podwyższoną temperaturę. Oboje dobrze wiemy, że nie występujemy dla siebie, lecz dla innych. Nie zamierzam zawieźć naszych fanów tylko dlatego, że „boli mnie główka".
Tyler zdjął czerwoną marynarkę i podwinął prawy rękaw białej koszuli, lekko pobrudzonej od czarnej farby. Pokazał mu swój tatuaż.
- Dobrze wiesz co znaczą te symbole. Po tym co przeżyłem, nie pozwolę by komukolwiek przyszło do głowy... to co zrobiłem ja... Chcę dawać ludziom nadzieję i wspaniałe chwile. Nie chcę, aby wpakowali się w to bagno,... które mnie zniszczyło... Nie... chcę.. b...b...
Brunet chciał dalej mówić, lecz załamał mu się głos, a z jego oczu zaczęły wypływać pojedyncze krople łez, które rozbijały się bezgłośnie o podłogę.
- Och, Ty... - powiedział zatroskany różowowłosy. - Proszę, nie myśl już o tym. To było dawno.
Usiadł obok swojego przyjaciela i mocno go przytulił. Mężczyzna chciał go odtrącić, ale powstrzymał się. Wolno oparł głowę o ramię Josha i wtulił się w niego niczym noworodek w swoją matkę. Siedzieli w tej pozycji dobre dwadzieścia minut. A może kilka godzin? Sami nie wiedzieli. Cichy płacz niósł się echem po korytarzu, i przeplatał się z głośnymi rozmowami dochodzącymi z sali głównej. Zaczęto wpuszczać ludzi na płytę.
- Powiedz mi... co ja mam zrobić? Pragnę dla innych tego samego co ty i chcę zagrać ten koncert, ale tak bardzo się o ciebie boję...
Tyler z trudem opanował płacz, podniósł ociężale głowę, otarł łzy rękawem koszuli i przełknął głośno ślinę.
- Chyba nadszedł czas na zmierzenie się z prawdą. - pomyślał.
- J-josh? - zapytał zachrypniętym głosem.
CZYTASZ
Who are you? || Tyler Joseph
Fanfic,,Who are you?" opowiada o potędze miłości, wewnętrznych starciach z samym sobą i niełatwych wyborach, których nikt z nas nie chciałby podejmować. Jest wiele rzeczy, które można stracić. Po tragicznym wypadku, któremu ulega Tyler Joseph, t...