1

636 41 3
                                    

Lucy posyłała zza rozsuniętych stor, ku wschodzącemu słońcu, swe ponure spojrzenie. Wpatrywała się smętnie w budzące się powoli miasto. Pogoda dziś dopisywała, w przeciwieństwie do kilku ostatnich dni, w które to deszcze lały się z nieba niestrudzenie. Nienawidziła tego. Chciałaby, żeby tego dnia padało, żeby wozy grzęzły w błocie, kwiaty więdły rozmokłe od wody, chciałaby, żeby wszyscy tego dnia czuli się tak podle jak ona. Niestety nic z tego. Wszystko wskazuje na to, że tylko ona odczuje nieprzychylnie dzień swych osiemnastych urodzin. Jedyne co jej pozostało, to przygotować się jak najlepiej na spotkanie z personelem, gośćmi, i co gorsza, z kolejnym wymysłem jej ojca. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo nie odczuwała pustki jaką po sobie zostawiła jej matka. Leyla była dla swojej córki niczym promień słońca w pochmurny dzień. Jej przedwczesna śmierć była potężnym ciosem dla wszystkich, którzy ją znali i kochali. Lucy spojrzała na zdjęcie swej ukochanej matki i osowiała ruszyła w stronę łaźni.

Po kąpieli blondynka wybrała zdecydowanie zbyt pstrokatą i ciężką suknie. O ile sam kolor nie był zły tak nieprzejednane ilości tiulu i falbanek doprowadzały ją do obłędu. Nie żeby miała jakiś wybór, jej ojciec oczekuje od niej zachowania odpowiedniego poziomu.

-Księżniczko! Król oczekuje panienki na śniadaniu.- Do pokoju weszła młoda, różowo-włosa pokojówka.

Czy świat by się skończył gdybym chociaż raz spędziła urodziny we własnych pokojach, siedząc na łóżku w piżamie, zajadając się niezdrowymi przekąskami i zaczytywać się w jakiejś przyjemnej powieści?

-Już idę, Virgo. 

-Proszę się pospieszyć, na dzisiejsze urodziny panienki ma przybyć wyjątkowy gość. - Moje serce bije bardzo szybko, mam wrażenie, jakbym w piersi miała skrzydła. Błagam, niech to nie będzie to o czym myślę.

-Naprawdę? Kto to? - Wydusiłam przez zaciśnięte gardło.

-Freed Justine, ponoć ma być kandydatem na męża panienki. - Zrobiło jej się słabo. A oto kolejny "wspaniały" pomysł jej ojca, przekraczający absurdalnością wszystkie poprzednie.

-Męża?! - Złotowłosa pomyślała, że powinna się była tego po nim spodziewać. Jednak koncept ten mimo wszystko wywarł na niej szokujące wrażenie - Virgo co ja mam teraz zrobić? - Zapytała bez nadziei na otrzymanie odpowiedzi.

-Księżniczka wybaczy. - Służąca pośpiesznie wyszła zamykając za sobą drzwi. Jak zwykle gdy Lucy miała problem a ona nie mogła pomóc. Nie żeby spodziewała się innej reakcji, przyzwyczaiła się już do apatyczności swojej osobistej pokojówki.

Po niezwykle niekomfortowym śniadaniu ze swoim ojcem Lucy postanowiła przejść się do ogrodu, by choć na chwilę spróbować zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Przechadzając się między alejkami starała się wyciszyć i zrelaksować. 

Po około pół godzinie względnie odprężającego spaceru, zjawiła się Virgo. Z czymkolwiek do niej przychodziła nie mogło być dla niej dobre.

-Ma księżniczka się za 15 minut spotkać z narzeczonym. - Oznajmiła w swój zwykły zobojętniały sposób.

-Mam się przebrać? - Odparła biernie blondynka.

-Przygotowałam już dla księżniczki strój. - Fantastycznie..

-Ehh.. dobrze. - Westchnęła pokonana.

Jadalnia, zwykle pusta, gdzie Lucy w samotności spożywała posiłki, dziś na rozkaz króla ze względu na gości, zapełniona najlepszym i najsmaczniejszym jedzeniem w królestwie. Obiad ten dla blondynki był istnym koszmarem, a wiadomość, że ten z kim rozmawia ma być jej przyszłym mężem nie ułatwiała jej niczego.

Po spędzeniu jej jakże "przyjemnych" urodzin, Lucy przyszedł do głowy pewien bardzo kuszący lecz równie niebezpieczny pomysł.


Przeznaczenie -naluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz