Rozdział VI

255 8 0
                                    

DESMOND POV IV

                Wiele obrazów przeminęło mi przed oczami, ale ten najważniejszy, który zapamiętałem, to Kaguya. Cóż chyba nie miałem się czym martwić, w końcu była z nią Elizabeth, ona była miła. Ja miałem bliskie spotkanie z demonem, który najwyraźniej był mocno wkurzony. Mary, ta, która mnie tu sprowadziła do miłych nie należała, ktoś musiał ją zranić. Wstałem, obudziłem się w tym samym pokoju, ale nadal nie mogłem się nadziwić, jak oni to zrobili, każdy detal zgadzał się z tym co lubię, tak jakby osoba, która go projektowała znała mnie bardzo dobrze. Jedynie drzwi wyglądały na antyczne, jak gdyby miały więcej niż 1000lat. Przypominały zmniejszone wrota do klatki. Zadałem sobie pytanie.

 „Czy ktoś chce mnie tu uwięzić?”

Było to głupie pytanie, chyba by mnie nie więzili skoro jestem taki ważny. Wstałem z łóżka, podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami, ale cóż nowe drewno musi chyba poleżeć trochę zanim się ułoży idealnie. Podszedłem do szafy i zobaczyłem tam bardzo dużo ubrań w moim stylu. Ubrałem się w flanelową koszulę w kratkę i jeansy, lekko przeczesałem moje włosy założyłem buty. Spojrzałem na siebie. 

„Co jest ze mną? Kim jestem? Jakim cudem Lulu żyje? Po co tu jestem? Czym jestem?” Pytałem siebie.

Przez dziesięć minut stałem i gapiłem się w lustro, po czym wyszedłem z pokoju. Drzwi były ciężkie. O wiele bardziej masywne niż wczoraj. Otworzyłem je z trudem. Drzwi na pół metra grubości zaskrzypiały.

„Co to jest? Jakim cudem oni zmienili te drewniane drzwi na drzwi od sejfu? Coś tu nie gra” Oto moje myśli wtedy.

Postanowiłem zrobić jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Znaleźć Kag. Gdy wyszedłem z pokoju metalowe wrota zmieniły się z powrotem na drewniane i cienkie. Nie wiedziałem co się dzieje, ale pewnie miałem halucynacje, albo nadal spałem. Spytałem jakiejś dziewczyny, gdzie jest Kaguya. Powiedziała, że w pokoju 656… 656…656… Ten sam numer co w akademiku. To musiał być sen, ale poszedłem do tego pokoju, by się upewnić. Korytarz ze zwykłego szarego kamienia był bardzo podobny do tego w naszej szkole. Wreszcie byłem na miejscu, pokój 656. Wszedłem do środka. Na łóżku, które miało zasłonkę siedziała moja dziewczyna, ale to co trzymała w ręku przy twarzy… To była krew… 

  -Kag? Co ty robisz?

Rzuciła krwią w szafkę sprawiając, że całe to miejsce było w tym płynie, zeskoczyła z łóżka w trybie natychmiastowym i rzuciła mi się na szyję.

  -Hej, co tam? I o co chodzi z tą krwią?

  -W skrócie? Jestem wampirem, którego zarażono przez jakiś płyn wstrzyknięty do żył, potem znalazła mnie Elizabeth i zaciągnęła tutaj. Powiedziała, że jest z tobą jej wspólniczka czy ktoś taki. Więc nie martwiłam się, bo pewnie była równie miła co ona.

  -Spotkałem Mary, to ona mnie tu przywiozła, ale do Matta Damona to jej duuużo brakuje.

  -Do jakiego Matta?

  -Powiedzmy tyle, jest najmilszą znaną mi osobą. Mary jest Demonem, którego nie chce więcej spotkać. Elizabeth swoją drogą jest bardzo miła. Jest Aniołem.

  -Aha, a ty kim jesteś? Spałeś w pokoju, w którym światło zawsze się paliło. Przynajmniej tak mówiła Silvia. A ten pokój był szykowany dla „kogoś ważniejszego niż ja” 

-Nie wiem, wiem tylko, że jestem synem jakichś władców i, że jednego z nich wygnano za to.

  -Czyli wiesz tyle co ja... Jest teraz piąta rano, o szóstej mam mieć trening „Jak zdobywać krew”, więc mamy godzinę dla siebie. Co robimy?

Z dziennika Nefilima.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz