DESMOND POV VII
Przyśpieszyliśmy, gdy byliśmy nad stodołą ujrzałem Mary zabijającą kilka wampirów. Zacząłem pikować w dół, czułem powietrze opływające moje ciało. Wyciągnąłem miecz z pochwy i zaatakowałem z góry. Ostrze bez żadnych problemów wbiło się w głowę, która ubrana była w żelazny hełm. Krew spływała z martwego wroga. Zobaczyłem Kaguyę, która chciała zaatakować Elizabeth nożem. W porę się zorientowałem co się dzieję i sparowałem lecące ostrze w ostatniej chwili. Dla mnie było już wszystko jasne- Moja dziewczyna nas zdradziła. Mocno złapałem miecz w prawą rękę.-Cześć kochanie. Czym cię przekupili?-spytałem
-Obietnicą tego, że przeżyję. Desmond oni chcą uwolnić Lucyfera!
-Tego upadłego anioła z Biblii?
-Tak, Jego. Dołącz do nas, a przeżyjesz.
-Jeśli uwolnią Lucyfera to sam go zabiję.
Nie byłem tego pewny. Szatan znany był z tego, że posiadał ogromną moc.
-A więc obiecali ci, że przeżyjesz?-zapytałem
-Demond proszę cię.
-Jestem Dante!- powiedziałem i uciąłem jej głowę- Żegnaj brudne ścierwo.
Nie mam szacunku do zdrajców. Splunąłem na twarz mojej byłej dziewczyny i schowałem miecz do pochwy.
-Dante to jeszcze nie koniec.- powiedziała Mary- Wyciągaj ten miecz-posłuchałem.
-Ile ich jest?
-Cztery anioły, pięć demonów i trzy wampiry. No, teraz wa. Dasz radę?
-Jasne, a ty?
-Daj mi sekundkę.
Dziewczyna zaczęła się palić. Wyrosły jej czarne płonące skrzydła. Z czerwonych oczu wybuchał ogień. W ręce trzymała szkarłatną kosę.
-Nie zmienię się całkowicie, bo wtedy nie panuje nad sobą.
-Wow! Jak to zrobiłaś?
-Nauczę cię potem, teraz musimy walczyć.
Prawie zapomniałem o trwającej bitwie.
-Okej, moja kolej, ale ja całkowicie formę.
Wyglądała ona lepiej. Zwykłe ciuchy zamieniły się w w lekko opancerzone. Brązowe włosy stały się blond. Przy lewym udzie wisiał miecz w żelaznej pochwie. No ona miała przynajmniej coś na sobie, bo Mary była prawie naga. Ubrana była tylko w czarną bieliznę i buty.
Ścisnąłem miecz.
-Ale demonów nie można zabić. Egzorcyzmy poślą je tylko do piekła, a stamtąd mogą wrócić.
-Zaskakujesz mnie… Teoretycznie zabić je tylko może Mściciel i Jerendal.- Powiedziała Mary
-A ja posiadam jeden z nich.
-Dokładnie.
Dziewczyny zdążyły zabić już trzy wampiry. Zaatakowałem demony dwa z nich padły od razu.
-Okej jeszcze troje.
Niestety z nimi nie poszło tak łatwo. Jeden z nich zaatakował mnie od tyłu raniąc w skrzydło i uniemożliwiając lot. Drugi wbił mi sztylet w udo, a trzeci zamachnął się na moją głowę- sparowałem. Wyciągnąłem nóż z nogi i zacząłem atakować. Ten, który ugodził mnie w udo poszedł na pierwszy ogień. Ledwo stojąc zniszczyłem jego miecz.
„Dzięki Mściciel” pomyślałem.
Niestety nie dało mi to wiele, ostrze sztyletu wbiło mi się pod pachę. Upadłem na ziemię sparaliżowany.
-Desmond NIE!- do moich uszu dotarł dawno niesłyszany przeze mnie głos.
Był to mój przyjaciel Lelouch, który właśnie wyskoczył przez okno zmieniając przy tym formę z człowieka na wilka. Wiedziałem, że jest on wilkołakiem więc byłem pewny, że to forma przejściowa. Dzięki niej może się szybciej poruszać, ale jest słabszy niż w pełnej formie. Znów przemienił się tym razem w swoją prawdziwą postać. Pół wilka-pół człowieka. Stał na dwóch nogach, ale miał wysokość ponad dwóch metrów, a szerokość Mariusza Pudzianowskiego za czasów jego chwały. Zabrał miecz z mojej ręki, która i tak nie mogła się poruszyć i zabił wszystkie trzy demony. Nie widziałem jak to zrobił, bo oczy same mi się zamknęły. Zdążyłem tylko powiedzieć kilka słów.
-W samą porę Lulu, świrze.
-Nie ma za co.-odpowiedział.
I tak skończyła się ta bitwa. Przynajmniej tyle z niej pamiętam, bo dostałem tyle obrażeń, że nic już nie widziałem.
CZYTASZ
Z dziennika Nefilima.
Short StoryOpowieść pełna wszelkich stworów, a nawet bogów. Są tutaj Anioły, wampiry, wilkołaki czy Demony. Pojawia się postać Boga oraz postacie innych bóstw. Zapraszam serdecznie. :)