Rozdział IX- Zdrada

216 5 1
                                    

DESMOND POV VII
 
            Przyśpieszyliśmy, gdy byliśmy nad stodołą ujrzałem Mary zabijającą kilka wampirów. Zacząłem pikować w dół, czułem powietrze opływające moje ciało. Wyciągnąłem miecz z pochwy i zaatakowałem z góry. Ostrze bez żadnych problemów wbiło się w głowę, która ubrana była w żelazny hełm. Krew spływała z martwego wroga. Zobaczyłem Kaguyę, która chciała zaatakować Elizabeth nożem. W porę się zorientowałem co się dzieję i sparowałem lecące ostrze w ostatniej chwili. Dla mnie było już wszystko jasne- Moja dziewczyna nas zdradziła. Mocno złapałem miecz w prawą rękę.

  -Cześć kochanie. Czym cię przekupili?-spytałem

  -Obietnicą tego, że przeżyję. Desmond oni chcą uwolnić Lucyfera!

  -Tego upadłego anioła z Biblii?

  -Tak, Jego. Dołącz do nas, a przeżyjesz.

  -Jeśli uwolnią Lucyfera to sam go zabiję.

Nie byłem tego pewny. Szatan znany był z tego, że posiadał ogromną moc.

  -A więc obiecali ci, że przeżyjesz?-zapytałem

  -Demond proszę cię.

  -Jestem Dante!- powiedziałem i uciąłem jej głowę- Żegnaj brudne ścierwo.

Nie mam szacunku do zdrajców. Splunąłem na twarz mojej byłej dziewczyny i schowałem miecz do pochwy.

  -Dante to jeszcze nie koniec.- powiedziała Mary- Wyciągaj ten miecz-posłuchałem.

  -Ile ich jest?

  -Cztery anioły, pięć demonów i trzy wampiry. No, teraz wa. Dasz radę?

  -Jasne, a ty?

  -Daj mi sekundkę. 

Dziewczyna zaczęła się palić. Wyrosły jej czarne płonące skrzydła. Z czerwonych oczu wybuchał ogień. W ręce trzymała szkarłatną kosę. 

  -Nie zmienię się całkowicie, bo wtedy nie panuje nad sobą.

  -Wow! Jak to zrobiłaś?

  -Nauczę cię potem, teraz musimy walczyć.

Prawie zapomniałem o trwającej bitwie.

  -Okej, moja kolej, ale ja całkowicie formę. 

Wyglądała ona lepiej. Zwykłe ciuchy zamieniły się w w lekko opancerzone. Brązowe włosy stały się blond. Przy lewym udzie wisiał miecz w żelaznej pochwie. No ona miała przynajmniej coś na sobie, bo Mary była prawie naga. Ubrana była tylko w czarną bieliznę i buty. 

Ścisnąłem miecz.

  -Ale demonów nie można zabić. Egzorcyzmy poślą je tylko do piekła, a stamtąd mogą wrócić.

  -Zaskakujesz mnie… Teoretycznie zabić je tylko może Mściciel i Jerendal.- Powiedziała Mary

  -A ja posiadam jeden z nich.

  -Dokładnie.

 Dziewczyny zdążyły zabić już trzy wampiry. Zaatakowałem demony dwa z nich padły od razu.

  -Okej jeszcze troje.

Niestety z nimi nie poszło tak łatwo. Jeden z nich zaatakował mnie od tyłu raniąc w skrzydło i uniemożliwiając lot. Drugi wbił mi sztylet w udo, a trzeci zamachnął się na moją głowę- sparowałem. Wyciągnąłem nóż z nogi i zacząłem atakować. Ten, który ugodził mnie w udo poszedł na pierwszy ogień. Ledwo stojąc zniszczyłem jego miecz.

  „Dzięki Mściciel” pomyślałem.

Niestety nie dało mi to wiele,  ostrze sztyletu wbiło mi się pod pachę. Upadłem na ziemię sparaliżowany.

  -Desmond NIE!- do moich uszu dotarł dawno niesłyszany przeze mnie głos.

Był to mój przyjaciel Lelouch, który właśnie wyskoczył przez okno zmieniając przy tym formę z człowieka na wilka. Wiedziałem, że jest on wilkołakiem więc byłem pewny, że to forma przejściowa. Dzięki niej może się szybciej poruszać, ale jest słabszy niż w pełnej formie. Znów przemienił się tym razem w swoją prawdziwą postać. Pół wilka-pół człowieka. Stał na dwóch nogach, ale miał wysokość ponad dwóch metrów, a szerokość Mariusza Pudzianowskiego za czasów jego chwały. Zabrał miecz z mojej ręki, która i tak nie mogła się poruszyć i zabił wszystkie trzy demony. Nie widziałem jak to zrobił, bo oczy same mi się zamknęły. Zdążyłem tylko powiedzieć kilka słów.

  -W samą porę Lulu, świrze.

  -Nie ma za co.-odpowiedział.
I tak skończyła się ta bitwa. Przynajmniej tyle z niej pamiętam, bo dostałem tyle obrażeń, że nic już nie widziałem.

Z dziennika Nefilima.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz