Jednak nie znalazłam, idąc po schodach usłyszałam wystrzał. Pobiegłam jak najszybciej na górę. Zobaczyłam Daryla, który siedział zadowolny i palił papierosa, a obok stał Merle, który strzelał do zombie na dole.
- Merle idioto, ściągniesz ich tu więcej. Zostaw tą broń. - Dobrze wiedziałam, że zaraz wpadnie tu reszta zobaczyć co sie dzieję.
- Oj nie przesadzaj i tak jesteśmy w dupie.
Tak jak myślałam przebiegła reszta. Merle zaczął szarpać się z Ricki'em, a ten przykuł go do dachu. Daryl, gdy to zobaczył przyłożył mu swój pistolet do skroni. Wszyscy na siebie wrzeszczeli stwierdziłam, że nie będę się prosić naszego strażnika porządku o kluczyk. Podniosłam piłe z ziemi i zaczęłam przecinać rurę.
- Sarah myślałem, że chcesz mi odciąć rękę. - Mówił przestraszony Merle, widziałam strach w jego oczach, jak zobaczył mnie z piła.
- Należałoby Ci się głupku. - Może i był głupi, jednak bardzo go lubiłam, był dla mnie kimś więcej.
Krata puściła, a Merle się uwolnił. Widziałam, że chce skończyć do Ricka, ale powstrzymałam go przed tym.
- Merle, nie warto. Odpuść sobie. - Mówiłam najspokojniej jak mogłam, sama z chęcią bym przywaliła temu szeryfowi, ale umiem sie opanować.
- Dobrze, ale żebyś wiedziała, że robię to tylko dla Ciebie. - Wycedził przez zęby cały czas patrzac na Rick'a, widać było, że się nie polubią.
- Teraz pomyślmy co trzeba zrobić, żeby stąd uciec. - Andrea mówiła prawdę, mieliśmy gorsze zmartwienie, a było nim stado szwendaczy przed wejściem. - Wiecie, że zaraz się przebiją, a wtedy bedziemy bezradni.
- Blondyna ma rację. - Merle jak zawsze musiał dorzucić swoim komentarzem.
- Może spróbujemy się wysmarować nimi, polegają tylko na węchu i słuchu. Jeśli bedziemy smierdzieć jak one nie odróżnią nas od swoich. Tylko musimy pamiętać, żeby sie nie odzywać. - Glenn mówił całkiem poważnie, myślałam że to był żart, ale jednak będę wyglądać i smierdzieć jak chodzący trup. Rick tylko pokiwał głową i przyznał mu rację.
Poszliśmy na zaplecze i wciagneliśmy jednego szwendacza. Rick wziął siekierę i zaczął go rozrąbywać. Kiedy wszystko było gotowe ktos musiał zacząć. Nikomu się nie paliło, żeby zrobić to pierwszym. Merle machnał ręką i zaczął smarować ubrania.
- Tylko pamiętajcie, nie smarujcie tym skóry i oczu. - Musiałam przynac Rickowi rację, mogłoby to być niebezpieczne.
Przyszła moja kolej, wzięłam rękawiczki i zaczęłam się smarować, wszyscy byli gotowi. Samochód stał kawałek drogi stąd, więc wystarczyło się przedrzeć przez ulicę i byliśmy w domu. Wyszliśmy tylnymi drzwiami, żeby nie zwrócić uwagi tych przy głównym wejściu. Zaczęliśmy iść ulicą, a to naprawdę dzialało.
Doszliśmy do samochodu. Kiedy wszyscy byli już w środku, odjechaliśmy w stronę obozu.- Andrea! - Na szyje Andrei rzuciła sie jej siostra - Jak dobrze, że jesteś.
- A gdzie miałabym być. - Mówiła rozbawionym głosem.
Zobaczyłam w stronę samochodu, z którego nie wysiadł jeszcze Rick, gdy tylko wysiadł mały Carl rzucił mu się na szyję. Za chwilę dobiegła Lori i widziałam tylko szczery uśmiech całej trójki. Z tylu stał Shane, którego uśmiech był bardzo nieszczery. Mimo że przed chwilą przypiął Merla do dachu stwierdziłam, że jeśli to mąż Lori powinnam mu dać drugą szansę.Wszyscy siedzieli przy ognisku, Rick opowiadał o tym jak wydostał się z Atlanty. Nie słuchałam go, bardziej moją uwagę przykuły łamane gałęzie od strony lasu. Kiedy usłyszałam znajome mi charczenie poderwałam się z miejsca i wycelowałam w stronę dźwięku. Zobaczyłam Amy stojąca przy camperze i pochodzącego do niej zombiaka. Z wyprawy z Atlanty przywiozłam ze sobą łuk i kołczan ze strzałami. Kiedyś bardzo lubiłam strzelać z łuku, było to zajecie, które odrywało mnie od smutnej rzeczywistości. Tym razem nie spudłowałam, gdy szwendacz miał się wgryzać w Amy, strzeliłam mu strzałą w głowę.
- AMY UCIEKAJ! - Krzyczałam ile sił widząc kolejne zombiaki idące w jej stronę.
Rzuciła się do ucieczki, gdy była już obok nas podziekowała mi skinięciem głowy. Było słychać krzyki ludzi, których nie było przy ognisku. Nam udało sie sformować szyk, którego szwendacze nie mogły przebić.
Po całej akcji Andrea i Amy rzuciły mi się na szyję i zaczęły dziękować.
- Musimy się stąd wynosić. - Powiedział Dale - Sztywni nigdy nie zaszli aż tutaj.
- Kto chce wyruszy z nami jutro w południe, a teraz Rick choć porozmawiać na osobności. - Widziałam, że Shane zachowywał sie jakoś nienaturalnie.
Moje palce zrobiły sie białe od zaciskania łuku, gdy byłam mała James uczył mnie z niego strzelać. W myślach dziękowałam bratu za tą umiejętność. Pogodziłam sie z jego śmiercią, lecz wspomnienia o nim ciągle bolą. Przeczuwałam, że Shane ma jakiś głupi plan, przez tak krótki okres czasu jaki tu byłam bardzo go nie lubiłam. Stwierdziłam, że pójdę za nimi w las wymyślając jakąś głupią wymówke na poczekaniu.
Zaczęli oddalać się coraz dalej. W pewnym momencie zobaczyłam Shane'a, który celował do Ricka.
- Przyjechaleś tu, a wszystko się spieprzyło! - Shane mówił jak w amoku. - Było mi z Lori tak dobrze, ty musiałeś to popsuć. Powinienem Cię wtedy zabić.
Usłyszałam dźwięk odbezpieczanej broni. Wyjełam strzałe z kołczanu i naciągnełam. Rick prosił go, że to nie tak musi się skończyć. Wiedziałam, że zaraz strzeli. Bylam pierwsza, puściłam strzałe i patrzyłam jak leci w stronę Shane'a. Wbiła mu się w szyję, jeszcze chwilę próbował złapać powietrze. Potem upadł na ziemię i umarł. Wyszłam zza drzew, Rick ciągle patrzył na mnie nie mogąc uwierzyć, że uratowałam go właśnie ja.
- Co sie tak na mnie patrzysz, dalej jestem zła za to, że przez Ciebie Merle mógł utknać na dachu.
- Dzie-dziekuje. Nie moge uwierzyć, że chciał mnie zabić, znaliśmy sie tyle lat. Czemu to właśnie ty mnie uratowałaś, nie dążysz mnie sympatią z tego co widzę. - Nie mógł ciągle uwierzyć w to co się stało. Podeszłam do martwego ciała Shane'a, wyciągnełam strzałe i wbilam mu ją w głowę. Żeby po śmierci też czasem nikogo nie zabił
- To, że Cię nie lubię nie znaczy, że życzę Ci śmierci. Lepiej choć do obozu, ty będziesz się z tego tłumaczyć. Jutro się stąd zmywamy. - Ciągle go nie lubiłam, ale starałam się do niego przekonać. Uratowanie mu tyłka bylo pierwszym krokiem do tego.W obozie, gdy zobaczyli brak Shane'a zaczęli pytać co sie stało. Spojrzałam na Ricka, że nie żartowałam, że to on będzie się tłumaczyć.
- Shane zaciągnął mnie do lasu i chciał mnie zabić. Wtedy przyszła Sarah i uratowała mnie. - Spojrzałam na niego wzrokiem, że ma powiedzieć coś jeszcze - A i przepraszam Merle, że przypiąlem Cię na dachu.
Teraz byliśmy kwita. Patrzyłam po ludziach, którzy byli zszokowani. Wiedziałam, że takie zasady rządzą teraz światem.
- Sarah wszystko dobrze? - Zapytał się Merle. Był zdziwiony, myślał że jestem taką cichą dziewczynką.
- Jasne, jestem trochę zmęczona, jeśli chcesz o coś zapytać mów, byle szybko.
- Co ty mu zrobiłaś, widziałem że sam Rick się Ciebie boi. - Widzialam, że sam był zdziwiony.
- Po prostu puściłam strzałe w jego szyję. Gdyby ktoś zagrazał Tobie zrobiłabym to samo. - Pocałowałam go w policzek - Dobranoc. - Sama dziwiłam się temu co teraz robię. Zostawiłam Merla, który stał jak wryty po tym co się wydarzyło.Teraz wiedziałam, że nie muszę udawać tej cichej dziewczynki, którą nigdy nie byłam. Poszłam do naszego namiotu i polożyłam sie spać. W namiocie spał już Daryl. Chwile potem przyszedł jego brat, rozebrał się i położył się spać. Zasnęłam.
Jak tam, długa nieobecność, ale już wracam. Rozdział może nie tak długi, ale dużo sie dzieję. Postaram sie publikować regularnie.
CZYTASZ
Dni które nie wrócą/ The Walking Dead
HorrorOpowieść bazuje na serialu oraz komiksie "The walking dead" nie znaczy to, że nie będę dodawać fragmentów od siebie. Jest to historia 18-letniej dziewczyny, która właśnie przeżywała apokalipse zombie, potocznie mówiła na nich szwendacze. Jej marzen...