Rozdział 10 "Nieudana zemsta Jamesa i prawie randka"

2.4K 171 38
                                    

*perspektywa Jamesa*
Różowy! Dlaczego różowy?! Zrozumiałbym czerwony, niebieski, nawet zielony! Ale różowy? Co ja świnka? Odegram się, oj się odegram,
Kilka godzin później
Za pół godziny obiad. Szybko l wybiegłem więc z sali od eliksirów i skierowałem się do kuchni. Kiedy tylki dostałem się do środka poprosiłem skrzaty, by pokazały mi gdzie znajduje się przygotowane jedzenie oraz o zachowanie mojej wizyty w tajemnicy. Dodałem do posiłku eliksiru barwiącego włosy i zaczarowałem, żeby zadziałał tylko na Mię. Po skończonej misji opuściłem pomieszczenie i poszedłem po resztę Huncwotów.
*Perspektywa Remusa*
Punktualnie stawiliśmy się całą grupką w Wielkiej Sali na obiad. Zauważyłem, że mimo porannego żartu Mii, James jest jakiś rozpromieniony. Jako że siedzę obok niego, nachyliłem się lekko w stronę przyjaciela.
-Wymyśliłeś zemstę, mam rację?-szepnąłem
-Zgadza się-odparł, również szeptem.
-Powiesz mi?
-Zaraz się przekonasz, bądź cierpliwy.
Spojrzałem na Mię. Wygląda na to, że nic nie podejrzewa. Spokojnie je obiad popijając sokiem dyniowym. Po chwili na jej włosach zaczęły pojawiać się kolorowe pasemka. Nie tylko ja to zauważyłem. Prawie cała szkoła, łącznie z nauczycielami patrzy na nią.
-Mia zapanuj nad swoją metamorfomagią, ludzie się gapią-mruknęła Emma
-Ja nic nie robię-odpowiedziała
-Twoje włosy-wytłumaczyłem
Chwyciła pasemko w dłoń i przyjrzała mu się. Na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się minimalny uśmiech.
-James, James, James...-zaczęła kręcąc z niedowierzaniem głową.-Zapomniałeś braciszku, że jestem metamorfomagiem i mogę to w każdej chwili zmienić.
-Cholera-przeklął Rogacz uderzając się otwartą dłonią w czoło.
Cała społeczność szkolna wybuchła śmiechem, a dziewczyna zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, po kolorowych pasmach nie było śladu.
*perspektywa Mii*
Zjadłam do końca obiad i chciałam odejść, ale Remus złapał mnie za nadgarstek.
-Poczekasz chwilę i przejdziemy się na błonia? Proszę-powiedział
-No... Dobrze-zawróciłam, by usiąść na swoim miejscu, jednak nie było mi to dane. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i posadził na swoich kolanach.
-Tu będzie ci wygodniej-szepnął, a ja poczułam, jak na moją twarz wpełza rumieniec.
Kiedy Lunatyk skończył jeść, wstał ze mną na rękach.
-Możesz mnie już postawić- odezwałam się
-Co jeśli nie chcę?-odparł i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Czułam, jak każdy patrzy na nas.
-Proszę...
-O co prosisz?-zapytał szczerząc się
-Postaw mnie-zrobiłam "kocie oczka", ale na niego chyba to nie działa.
-Nie nabiorę się na to Mia-odpowiedział przywracając oczami
-Jesteś osłabiony...
-Ale przy tobie odzyskuję siły
Westchnęłam tylko, po czym ręce zarzuciłam na kark przyjaciela. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i słuchałam nieco przyspieszonego bicia serca.
W ten sposób dotarliśmy do mojego ulubionego drzewa. Remus ostrożnie posadził mnie na trawie i usiadł obok. Przyciągnął moje ciało bliżej siebie, a ja wtuliłam się najbardziej jak dałam radę.
-Właściwie... Co chcesz robić po ukończeniu Hogwartu?-zapytał po chwili ciszy
-Może będę aurorem... A ty?
-Też o tym myślałem-odparł
Nic nie odpowiedziałam, bo zamiast tego ziewnęłam przeciągle, co Lupin niestety zauważył.
-Śpij, posiedzę przy tobie.
Walczyłam chwilę, jednak monotonne bicie serca skutecznie mnie uśpiło.

Stoję w jakimś pomieszczeniu. Nikt mnie nie widzi, więc ruszyłam korytarzem do jednego z pomieszczeń, w którym świeciło się światło. Weszłam do środka i zauważyłam trzy osoby: mężczyzna, kobieta i małe dziecko. W dorosłych rozpoznałam starszą wersję Jamesa i Lily. Pomiędzy nimi siedział około roczny chłopczyk. Jego włosy są niemal czarne, a oczy w kolorze Avady.
~To musi być ich syn-pomyślałam
Nagle rozbrzmiał huk. Rogacz zbiegł po schodach, a ja za nim. Ostrożnie schowałam się za rogiem i wyjrzałam, by zobaczyć co się dzieje. Do domu właśnie wchodził Voldemort.
-Oddajcie dziecko, a nic wam się nie stanie-powiedział czarnoksiężnik.
-Nigdy nie oddam ci syna!-krzyknął mój brat
-Avada Kedavra!-zaklęcie trafiło bruneta, który runął na ziemię. Czarny Pan przeszedł nad martwym ciałem zupełnie, jakby omijał niewielką kałużę i skierował się na górę.
W oczach miałam łzy. Na oślep pobiegłam do pokoju, w którym byłam przed chwilą. Zastałam tam Łanię pocieszającą zapłakanego synka.
-Lily uciekaj! On tu idzie!-krzyknęłam, ale przyjaciółka mnie nie słyszała.
-Nie płacz, synku.-szeptała-Pamiętaj. Mamusia cię kocha... I tatuś cię kocha... Nie płacz, Harry... Zaopiekuje się tobą ciocia, mam nadzieję, że będziesz silnym, mądrym czarodziejem...
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął oprawca mego brata.
-Oddaj dziecko-powiedział
-Nigdy-odparła Lily
-Nie chcesz to nie. Skończy jak twój mąż. Avada Kedavra!-zanim zaklęcie trafiło w chłopca, kobieta stanęła pośrodku i zasłoniła synka przed śmiercią, po czym upadła martwa na ziemię.
Voldemort zadowolony z pozbycia się kolejnej przeszkody podszedł do łóżeczka, w którym stał Harry i wycelował różdżką w zapłakanego malucha. Po raz trzeci w tym domu wypowiedział formułę zaklęcia niewybaczalnego. Promień odbił się od malucha i trafił w mężczyznę.

Gwałtownie otworzyłam oczy. Pół koszulki Remusa jest mokre od łez.
-Spokojnie... Jestem przy tobie...-szeptał blondyn-Znowu sen?
-T-tak
- Kto tym razem? Opowiesz?
Opowiedziałam ze wszystkimk szczegółami koszmar. Oczywiście nie obyło się bez kilku przerw na wybuchy płaczu.
-Powinnaś z tym iść do Dumbledore'a-stwierdził
-Nie będę mu zawracać głowy snem.
-Idziesz sama czy mam cię tam zanieść?
-Nigdzie się nie wybieram-powiedziałam, co odebrał za potwierdzenie swoich słów. Wstał i podniósł mnie. Po kilku krokach jego serce bardzo przyspieszyło. Zaniepokojona zabrałam zawieszone wcześniej na karku Lunatyka.
Ten zdezorientowany moim zachowaniem stanął w miejscu.
-Postaw mnie. Pójdę na swoich nogach, jeśli będziesz ze mną.
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Co się takiego stało, że zaczęłam się martwić o tego Huncwota?
-Oczywiście, że będę-powiedział stawiając mnie na nogi. Nieśmiało złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę szkoły. Czuję się tak wspaniale. W moim brzuchu latają motylki. Dlaczego tak jest?
Na miejscu wypowiedzieliśmy hasło i weszliśmy do gabinetu dyrektora.
-Co was do mnie sprowadza?-zapytał kiedy tylko nas zobaczył
-Mia miała sen, w którym widziała jak giną James i Lily.-wytłumaczył zamiast mnie Remus
-Opowiedz proszę ten sen-zwrócił się do mnie
Ponownie więc wytłumaczyłam koszmar. Dyrektor wydawał się zainteresowany, ale też w miarę opowieści na jego twarzy pojawiał się coraz większy szok.
-Dość nietypowy sen biorąc pod uwagę poprzednie. Czy od naszej ostatniej rozmowy miałaś jeszcze jakieś sny tego typu?
-Powtórzył się ten o ślubie, ale tym razem widziałam tego chłopaka.
-Zdradzisz nam, kim on jest?
-To Remus-powiedziałam zerkając na przyjaciela.
Twarz Lupina wyrażała wielki szok, ale też... szczęście? Nie, przywidziało mi się.
-No nic... Na razie nic z tym nie zrobimy-westchnął staruszek-Ale byłbym zachwycony, gdyby ten piękny sen stał się rzeczywistością.

Wróciłam!
Znalazłam kartkę z zapiskami, ale od razu mówię, że nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ponieważ to był ostatni wymyślony.

Naprzeciw HuncwotomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz